Wiem od dawna, że moje ulubione produkty do ust to zdecydowanie pomadki. Błyszczyki lubię, ale jeśli w perfumerii stoję przed wyborem pomadka, czy błyszczyk, to na pewno wybiorę to pierwsze. Jednak produkt, o którym dzisiaj napiszę kupiłam w czasach, kiedy dopiero zaczynałam swoją przygodę z maziajcami naustnymi i nie bardzo wiedziałam, z czym to się je, stąd może wyniknie moja ogólna ocena. Zapraszam do czytania!
Opakowanie standardowe jak na błyszczyki przystało - przezroczyste. Z czarną zakrętką, która zrobiona jest z tej samej gumy, co wszystkie opakowania Narsa, czyli trochę się brudzi, jednak jest to do przejścia. Pojemność produktu to 6 ml i dostajemy go w czarnym tekturowym opakowaniu, nie jest "luzem", jak niektóre błyszczyki.
Kolor, który wybrałam to Super Orgasm. Według producenta "peachy pink with gold glitter" i uważam, że ten opis dobrze go wyraża. Producent pisze, że formuła tego błyszczyka zawiera odżywcze składniki dla długotrwałego komfortowego noszenia. Aplikator gładko sunie po ustach dając komfort i precyzję. Zapachu żadnego nie wyczuwam przy nakładaniu, ale nigdy nie wąchałam wnętrza, także śmiem tylko przypuszczać, że jest bezzapachowy.
Jeśli chodzi o aplikator to moim zdaniem jest to jeden z lepszych aplikatorów, z jakimi spotkałam się w błyszczykach. Jedna strona jest ścięta, co umożliwia precyzyjne nałożenie na usta. Aplikator jest jednak też na tyle duży, że za jednym zmachem wyciąga z opakowania ilość produktu wystarczającą na pokrycie całych warg, tylko czasami jeszcze zanurzam go ponownie, ale spokojnie dałoby się całe usta po jednym zanurzeniu wymalować. W przeciwieństwie na przykład do aplikatorów z błyszczyków Chanel, gdzie do jednego malowania muszę zamoczyć ten patyczek jakieś 4-5 razy (strasznie mnie to irytuje, że produktu tak mało się nabiera).
O kolorze ju z napisałam, zdecydowanie jest to brzoskwiniowy róż ze złotym glitterem. No i właśnie odnośnie koloru mam pewne zastrzeżenia. Nie jest to do końca mój odcień. Wygląda na ustach bardzo ładnie i pięknie lśni. Ale nie jest to taki "mój" róż, w którym czułabym się naprawdę super.
Tak się prezentuje:
Jak widzicie te drobinki, które wydają się ogromne w opakowaniu, na ustach są niewidoczne.
Trwałość określiłabym jako przeciętną w kierunku dobrej. Trzy godziny spokojnie wytrzyma na ustach bez jedzenia i picia. Nic się nie rozłazi, nie rozmazuje, nie ucieka poza kontur warg, tylko jakby delikatnie zanika i to się czuje, że jest go coraz mniej. Samo noszenie też jest bardzo komfortowe, chociaż skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że się nie lepi, bo dla mnie wszystkie błyszczyki się lepią, ale Super Orgasm nie lepi się jakoś przesadnie. Nie lepi się tak, żeby mnie to wkurzało. Także jest naprawdę dobrze. Myślę, że gdybym kupowała ten błyszczyk teraz i wzięłabym go w innym odcieniu, to byłabym bardziej zadowolona, ale że kupowałam go kiedy jeszcze nie do końca wiedziałam, czy w ogóle błyszczyki lubię, czy nie i jakie kolory mi pasują, to wybrałam taki, jak mi się najbardziej podobał w opakowaniu. Źle nie jest, ale też nie iskrzy między nami. Uważam jednak, że zarówno opakowanie, jak i jakość jest bardzo dobra, także jak ktoś lubi błyszczole, to powinien spróbować też Narsa.
Jakie są Wasze ulubione błyszczyki? Czy może jak ja wolicie pomadeczki?
Moja ocena: 7/10
Ja już czekam aż kosmetyki będą dostępne w Sephora :)
OdpowiedzUsuńTo już wkrótce:) Na coś szczególnie ostrzysz sobie ząbki? :)
UsuńBardzo ładny odcień!
OdpowiedzUsuńMoje ulubione to właśnie te z Chanel ;-) Uwielbiam je i rzeczywiście mało produktu się nabiera, ale to chyba dla mnie nie jest aż taką przeszkodą ;-)
Według mnie w Narsie trwałość jest podobna, co u Chanela, ale ten aplikator jest lepszy :) Można sobie za jednym zamachem pomalować całe usta, a nie na 10 razy :D
Usuńbardzo mi sie kolor podoba, ale te drobinki spore, jak w jakimś bazarkowym błyszczyku ;)
OdpowiedzUsuńMoże i na zdjęciu wydają się spore, ale w rzeczywistości są maleńkie, a na ustach w ogóle ich nie widać, także bazarowości tutaj nie ma :D
UsuńPiękny jest! Mam nadzieję, że będę mogła niedługo na żywo podziwiać kosmetyki NARSa :-)
OdpowiedzUsuńPewnie, że będziesz mogła, wszak Sephora będzie je miała :)
UsuńCałkiem przyjemnie wygląda. Fajnie, że przy jednym wyciągnięciu aplikatora mamy odpowiednią ilość. Miałam kiedyś jakiś błyszczyk, który trzeba było milion razy namaczać, żeby coś na ustach mieć- to było strasznie frustrujące więc wiem o czym mówisz!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ja też wolę pomadki, chociaż ten olejek z Clarinsa jest u mnie regularnie w użyciu. Jednak codziennie sięgam po pomadki :))
Dokładnie tak jest z tymi Chanelowymi (mam dwa, ale chyba jeszcze o żadnym z nich nie pisałam - zresztą, o ponad połowie moich maziajców na usta nie pisałam :D). One mają tak, że ten aplikator co najmniej z 5 razy trzeba zamaczać, żeby pomalować całe usta. Nie jest to oczywiście jakiś mega problem, ale jednak wolę, jak aplikator nabiera wystarczająco, albo chociaż żeby za dwoma razami było wystarczająco :)
UsuńOlejek z Clarins chodził mi po głowie, szczególnie ta wersja bodajże malinowa i byłam bliska kliknięcia w ciemno, ale dobrze, że tego nie zrobiłam, bo jak go przetestowałam na dłoni to się okazało, że on prawie wcale koloru nie daje, tylko taką mokrą warstwę, to ja tak nie lubię :D
To jak Ty jeszcze nie pokazałaś nam połowy swoich produktów do ust, to ja protestuję i liczę na sumienne nadrabianie zaległości z Twojej strony :D
UsuńWiesz co? ja mam tą wersję miodową i ona faktycznie koloru nie daje prawie wcale, ale baaardzo przyjemnie mi się go używa w ciągu dnia jak i wieczorem. Usta wyglądają na jędrne (jakkolwiek to brzmi :D), daje fajną taflę, dobrze nawilża i jak na błyszczyk utrzymuje się naprawdę długo. Nawet moja mama- pożeracz błyszczyków, pomadek i balsamów do ust, zwróciła na to uwagę :))
Jeszcze mam jakieś 31 produktów do ust, które się nie pojawiły do tej pory na blogu, także jest o czym napisać :D A kolejne ciągle przybywają :D
UsuńZ tym Clarinsem jest taki problem, że po pierwsze - to błyszczyk, a ja wolę nosić pomadki, a po drugie - jest bezbarwny, a ja nie lubię bezbarwnych, także dla mnie takie produkty nawilżające to jedynie jako pielęgnacja nocna, a mija się to trochę z celem, żebym używała błyszczyk na noc :) Także nie kusi mnie on już wcale, aczkolwiek sądzę, że właśnie jak ktoś jest fanem delikatnego naturalnego efektu, lubi błyszczyki, które dodatkowo pielęgnują, to będzie zadowolony :)
Ojejejje, już tupię nóżkami na myśl o kolejnych postach :D masz rację z błyszczykiem jest tak, że albo ktoś lubi naturalne, bezbarwne wykończenie albo nie będzie z niego zadowolony i sięgnie po pomadkę :D
UsuńBędę pisać o tych wszystkich pomadeczkach i błyszczolach - wiadomo, tylko słabo u mnie jest zawsze z czasem, także na post każdego dnia nie mogę sobie pozwolić:) Czasem nawet nie mam czasu żeby na komentarze odpisać tego samego dnia.
UsuńJeszcze są błyszczyki, które są pomadkami w płynie (dla mnie to jednak wciąż błyszczyki), owszem, tu otrzymujemy piękny kolor, ale ust to to się nie trzyma za mocno, większość wyjeżdża za kontur, ja nie lubię czegoś takiego. Jak błyszczyk to błyszczyk, jak pomadka to pomadka:)
Ładny kolor, ale to chyba też nie jest mój róż. Rzadko używam błyszczyków, ale te z Narsa mnie nawet ciekawią ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie on się wydaje trochę za jasny, bardziej pasują mi mocne i zdecydowane kolory :)
UsuńObejrzysz sobie te błyszczole, jak już niebawem wejdą do Polski :)
piękny, uwielbiam błyszczyki z drobinkami, ale na kimś :D sama jakoś niekoniecznie lubię się z błyszczykami, nie lubię czuć, że mam coś na ustach i stosuję raczej matowe pomadki :D
OdpowiedzUsuńNiestety u mnie maty się nie sprawdzają, okropnie wysuszają mi usta. I to nieważne, czy pomadka jest z górnej półki, czy z dolnej. Po kilku godzinach wyglądam, jakbym z ust miała wysuszone dwie śliwki, także rzadko stosuję takie pomadki (mam trzy niestety, ale żadnej więcej nie kupię). I chociaż kolory są cudowne i trzymają się mega, to naprawdę uczucie na wargach i to, jak to wygląda po kilku godzinach mnie nie kupuje :)
UsuńPięknie wygląda na ustach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komplement, ale mnie się wydaje taki zbyt jasny do mojej urody :) Ale cóż zrobić, kupiłam w ciemno to mam :D
UsuńPiękny odcień dla mnie bardziej różowy niż brzoskwiniowy :P
OdpowiedzUsuńOn jest bardziej brzoskwiniowy, chociaż trochę różu też w sobie ma. Jednak wydaje Ci się pewnie tak, że ja mam dość wyraźną czerwień wargową, a błyszczyk nie jest mocno kryjący i stąd taki efekt :D
UsuńPiękny <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, szkoda, że nie do końca mój kolor, co się równa temu, że zużyję oczywiście z przyjemnością, ale nie kupię ponownie :D
UsuńU mnie o dziwo ostatnio częściej goszczą na ustach pomadki niż błyszczyki i jak się przyjrzę moim zasobom, to więcej hybryd na zasadzie błyszczyko-pomadki pomadko-balsamu itd. jak lakiery do ust Shiseido, genialne Rich Colour Bobbi Brown <3, czy YSL Volupte Sheer Candy. Przy okazji jestem ciekawa, jak wypadnie w Twoich oczach ostatni zakup, bo ja akurat tej wersji nie znam ;)
OdpowiedzUsuńJa za hybrydami nie przepadam, dla mnie jest albo błyszczyk albo pomadka, to wszystko 'pomiędzy' do mnie nie przemawia. Co prawda mam jeszcze jedną pomadkę w płynie z Chanela, ale opornie mi idzie jej używanie :D
UsuńCo do pomadek z YSL to jeszcze jej nie testowałam, bo nie miałam jak zrobić zdjęć, ale z okazji promo z Bootsie dokupiłam 3 inne kolory :D
U mnie jednym z głównych powodów było to, że przez długi czas nie lubiłam pomadek. Jak miałam do wyboru, zawsze wybierałam błyszczyk i kiedy pojawiły się hybrydy, to jakby zostały stworzone dla mnie :D No i tak już zostało, aczkolwiek od czasu do czasu daję się ponieść pomadkom.
UsuńO, nie wiedziałam. Nie zaglądałam do Bootsa ostatnio, w sumie to czekam na Bank Holiday i wtedy zaszaleję. Dałam sobie czas na zużycie paru produktów, które odłożyłam na bok z różnych powodów.
A widzisz, u mnie było odwrotnie. To znaczy jeszcze kilka lat temu nie używałam nic na usta, dopiero jakieś 3-4 lata temu odkryłam, że je mam i nie wiedziałam za bardzo, czym się kierować w wyborze, z czasem kupowałam błyszczyki i pomadki i ostatecznie wiem, że to bardziej pomadki mi służą,po prostu je wolę. Wiem też, jakie kolory i wykończenia mi najbardziej odpowiadają, także większość w mojej kolekcji jest w podobnych odcieniach :D
UsuńMyślisz, że na Bank Holiday dadzą jakieś super promo? Ja już w sumie nic nie potrzebuję, ale oczywiście zawsze można znaleźć coś, co będzie potrzebne albo na zapas :)
Na Bootsa za bardzo nie liczę, choć gdyby się zdarzyło jakieś dobre promo, to zrobię tzw. zakupy podstawowe. Mam w planach kilka produktów z Cult Beauty i SpaceNK, a z kolei pchać się w tłum nie chcę, więc zostaje opcja on line. Zresztą w BH na zakupy wybrałam się tylko raz i przeklinałam potem pod nosem. Nie nadaję się na takie akcje ;)
UsuńCo odcieni, to chyba każda lub prawie każda z nas tak ma ;) Sama, gdy patrzę na zasoby produktów do ust, lakierów do paznokci, cieni itd. to widzę określony wzorzec. I jeżeli są dwa kolory np. jeden jakiś szalony, a drugi taki mój, trochę grzeczny, to postawię na ten drugi wariant. Najczęściej podkreślam oczy i znowu nie lubię u siebie dziwnych kolorów na ustach, a teraz widzę taki trend. Nieważne, czy twarzowe, czy też nie, ale jest ;)
Na Bootsa nie ma co liczyć, czasem tylko w tej aplikacji na telefon dają 400 punktów jak wydasz 20f, no ale trzeba te 20f najpierw wydać :)
UsuńZe Space NK przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nic nie kupiłam (chyba mi cena dostawy przeszkadzała, ja bardzo nie lubię przepłacać za dostawę, nie lubię za nią wcale płacić, bo uważam, że skoro tańsze sklepy mogą ją dawać za darmo, to droższe już w ogóle powinny stanąć na wysokości zadania), z Cult Beauty kupiłam dwa lata temu puder do brwi z Anastasii i jestem mega zadowolona do dzisiaj, już tam skrobię w opakowaniu, także niebawem będzie czas zaopatrzyć się w nowe opakowanie:)
Dokładnie, wiem doskonale jak to jest z tymi odcieniami. Ogólnie po tylu latach wiem dokładnie, jakie odcienie szukam, jakie wykończenie, jak to ma wyglądać itp i większość moich wyborów to niemalże ten sam produkt, tylko inne opakowanie bo inna marka :D
Z tymi kolorami na ustach to się zgodzę, ostatnio zapanowała moda na trupki i jakieś takie ziemiste pomadki, niektóre dosłownie w kolorze łajna, mnie się to nie podoba, ale na przykład pracowałam z dziewczyną, która cudownie wyglądała w takich odcieniach i ciągle je nosiła, ale generalnie trend mi się nie podoba. Ja zawsze i na zawsze będę wyznawczynią tego, że makijaż ma wydobyć z nas to, co piękne i ukryć to, czego nie ma być widać, a nie ma być szpachlą :)
Błyszczyki z NARSa są super :) Ale jeszcze bardziej kocham ich pomadki, koniecznie wypróbuj :)
OdpowiedzUsuńAż dziw, że jeszcze żadnej nie miałam :D Masz na myśli tą serię Audacious? :)
Usuń