Kiedy zobaczyłam ten błyszczyk w Internetach ponad 2 lata temu wiedziałam, że muszę go mieć. To nic, że prezentowany był przez panią o śródziemnomorskiej urodzie z pięknymi, dużymi ustami. Ja sobie ubzdurałam, że będę w nim wyglądać tak samo i za nic nie chciałam sobie go odpuścić, tym bardziej, że był limitowaną edycją. Czas więc na podsumowanie - czy było warto go kupić "w ciemno"?
Kiedy do mnie dotarł to trochę się zdziwiłam odnośnie koloru, no ale nie chciałam nic zapeszać, póki nie użyję. Odcień opisywany był przez producenta jako "shimmering pink raspberry" - to taka różowawa śliwka ze złotymi drobinkami, których specjalnie nie widać na ustach.
Aplikator to bardzo wygodna pacynka, którą precyzyjnie nałożymy produkt na usta, oczywiście przy tak ciemnym odcieniu należy użyć lusterka (ale znam i takie osobistości, co nawet czerwoną pomadkę nakładają bez lusterka i wyglądają świetnie, także myślę, że to kwestia wprawy lub osobistych zdolności), ja bezwzględnie lusterka użyć muszę. Aplikator nie nabiera za dużo produktu, wystarczą dwa "zamoczenia" w opakowaniu, żeby na ustach była odpowiednia ilość błyszczyka.
Jeszcze jeśli chodzi o samą jego nazwę "błyszczyk", powiedziałabym bardziej, że jest to płynna pomadka, ponieważ krycie jest duże, a kolor mocny, także mając Corsicę na ustach możemy być pewni, że nasz naturalny kolor spod niej jakoś super nie prześwituje (zależy też, czy nałożymy jedną warstwę, czy dwie).
Kolor nie do końca jest "mój", ale umówmy się, że zamawiałam w ciemno mając klapki na oczach, także po prostu nie trafiłam :D Ale jeśli chodzi o komfort noszenia, trwałość na ustach i generalnie wszystko, to dla mnie ten błyszczyk jest nie do pobicia. Trwa do 4 godzin, nie wyłazi poza kontur ust, ściera się całościowo (a nie, że tylko w jednym miejscu na środku ust lub od kącików), wygląda pięknie i choć to nie jest mój ulubiony odcień i w mojej kolekcji jest jedynym takim, to uważam, że bardzo do mnie pasuje (umówmy się jednak, że nie przypominam tej pani o której wcześniej wspominałam, bo mam inny typ urody), ale moje ogólne wrażenia są bardzo pozytywne.
Nie jestem wielką fanką błyszczyków, ale powiem szczerze, że gdybym miała sobie jakiś sprawić w przyszłości, to na pewno byłby to taki z Narsa i odpowiadając na pytanie zadane wcześniej, czy było warto kupić w ciemno - uważam, że tak.
Jak Wam się podoba?
Moja ocena: 8/10
Bardzo lubię tego typu błyszczyki (w sensie, że "udają" pomadkę ;)) ponieważ dają ładny efekt plus kolor. Prezentowany odcień przez Ciebie podoba mi się, bardzo "mój" :))
OdpowiedzUsuńJa wlasnie nie za bardzo lubie takie plynne pomadki, bo to zawsze jest mocny kolor plus niestabilna konsystencja, czyli moze wyjezdzac poza kontur ust lub schodzic na zeby. Wole zwyczajne pomadki, jednak tym blyszczykiem jestem naprawde milo zaskoczona :)
UsuńNo właśnie patrząc na kolor myślę sobie 'ooo, taki nie do końca Twój' :D ale ogólnie produkt sam w sobie ciekawy, nie powiem, że nie :)
OdpowiedzUsuńI tak nie jest zle biorac pod uwage ze mialam do dyspozycji tylko jeden swatch na rece i jeden na ustach😂 moglo byc gorzej😁 na szczescie to nie jakis dziwny beż ani nic takiego i chociaz kolor nie do konca z mojej kategorii to pasuje mi 😊
Usuńsliczny kolor :)
OdpowiedzUsuńmogło byc gorzej jak zakup w ciemno :)
Dokladnie, tez tak sobie powtarzam. Moze nie jest to odcien ktory z ochota nakladam codziennie, ale jednak uzywam go, wiec zle nie jest i wyglada tez calkiem niezle, wiec nie mam sie do czego przyczepic 😊
Usuń