Nie mogło być inaczej, kolejny wpis z produktem na usta. Mam ich jednak wciąż tyle, że postawiłam sobie za punkt honoru, aby chociaż o 90% z nich Wam napisać, więc dzisiaj opowiem o jedynej w mojej kolekcji kredce do ust, która jest pomadką, a właściwie pomadką z błyszczykiem, a zresztą, poczytajcie dalej, to wszystkiego się dowiecie.
Patentpolish jest to kredka, która ma łączyć cechy pomadki i błyszczyka, czyli mieć dość widoczny kolor, dawać lśniące wykończenie i łatwo się nakładać. Brzmi bosko.
Kolor, który kupiłam to Hopelessly Devoted. Wybrałam go w sumie wiadomo, dlaczego. Bo jest różowy, chłodny, z domieszką fuksji i mocno go widać, a do tego wykończenie ma błyszczykowe, czyli wszystko to, co uwielbiam.
Kredka ma 2.3g i po szybkości, w jakiej się zużywa powiedziałabym, że nie będzie super wydajna (aczkolwiek nigdy nie wysunęłam też całego wkładu, żeby zobaczyć, ile jej tam jest). Opakowanie mi się bardzo podoba, do niczego się nie mogę przyczepić.
Przyczepię się jednak do sposobu jej zakończenia. Można było ją lekko ściąć, a nie zaokrąglać, zdecydowanie ułatwiłoby to aplikację, a tak to muszę bardzo uważać, żeby sobie nie wyjechać poza kontur ust i mimo tego, że dodatkowo jeszcze nadaję sobie ten kontur inną (cienką) kredką, to za każdym razem mam obawy, że Patenpolishem sobie wyjadę i będę musiała wszystko poprawiać.
Problemem jest też niestety to, jak ona się zachowuje podczas noszenia. Otóż jeśli nałożymy jej mało, to wiadomo, będzie tylko delikatny kolor i nie będzie takiego blasku, tej świetlistości, która mi się tak podoba, z drugiej strony jednak jeśli nałożymy jej więcej żeby uzyskać to błyszczykowe wykończenie, to ma tendencję do schodzenia na zęby, czego ja osobiście nie znoszę. Jest jeszcze jedna mało przyjemna sprawa, otóż nigdy w życiu nie spotkałam się z tym, żeby jakakolwiek pomadka, czy błyszczyk wyjeżdżał mi poza kontur ust, szczególnie kiedy go specjalnie jeszcze maluję konturówką. Hopelessly Devoted niestety lubi sobie trochę zjechać, nie mogę powiedzieć, że mocno, ale jak ktoś ma takie delikatne zmarszczki (nawet niemalże niewidzialne, zobaczycie o jakie mi chodzi na zdjęciu poniżej - mam na myśli te zmarszczki, które są na krawędzi czerwieni wargowej i one delikatnie schodzą na skórę wokół ust) to ta kredka w nie wejdzie i z czerwieni wargowej zjedzie sobie trochę na skórę poza nią. Ja zwracam szczególną uwagę na takie rzeczy, bo mocne odcienie pomadek noszę bardzo często, więc chcę, aby mój makijaż wyglądał nieskazitelnie, a niestety Patentpolish robi sobie jaja.
Do plusów zaliczyć można utrzymywanie ust na dobrym stopniu nawilżenia i sprawiania, że wyglądają one na mięciutkie i takie powiedziałabym "całuśne". Do tego kryje równomiernie, nie ma żadnych prześwitów. Pozytywną rzeczą jest też to, że trzyma się niesamowicie długo, jak schodzi to równomiernie, nie gromadzi się w załamaniach (chodzi mi już o czerwień wargową, nie o kontur) i pięknie lśni. No i kolor. Kolor i jeszcze raz kolor to jest to, za co ten produkt lubię. Zdaję sobie sprawę, że pewnie mogę taki odcień znaleźć w regularnej kolekcji MAC, albo w jakiejś innej marce, ale Hopelessly Devoted tak ogromnie mi się na mnie podoba... Zresztą zobaczcie same, jaka jest ładna:
Mam mieszane uczucia co do niej. Naprawdę uwielbiam ten kolor, jest przecudowny i taki "mój", ale nie wiem, czy odkupię, jak mam się znowu męczyć ze źle wyprofilowaną końcówką, włażeniem na zęby jeśli nałożę zbyt dużo i wchodzeniem w linie. Jednak za to, jak wygląda, za kolor sam w sobie i to lśnienie po prostu nie mogę się jej oprzeć.
Co Wy o niej myślicie? Miałyście do czynienia z tą serią?
Moja ocena: 7/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kolor piękny ale ja nie lubię okrągłych głowek' właśnie dlatego że ciężko nimi operować ;/ ale to mała migracja wydaje się być znaczy nie dla nerwowców bo już bym ją wyrzuciła wtedy :P
OdpowiedzUsuńKolor to jest to, co mnie w niej kupiło, a że ja kupuję oczami, to się nie przejmowałam mimo tego, że wiedziałam jak ta końcówka wygląda. Właśnie jednak dlatego jakoś nie spieszno mi, żeby kupić kolejną taką, wolę standardową pomadkę, która ma taki kształt, że łatwiej mi się nią operuje, a też jak używam to dalej tworzę ten kształt :) Migracja dla mnie jest niedopuszczalna, ale właśnie ze względu na odcień przymknęłam oko, jednak trzeba o tym mówić, skoro tak się dzieje :)
Usuńjakoś mnie do kredek nie ciągnie: miałam jedną Astora:) Była poręczna ale nie do końca mi ta forma odpowiada.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś próbowałam jedną chyba z Revlonu od mojej Mamy, ale ona dawała to okropne uczucie mrowienia, nie lubię tego, więc nigdy się nie skusiłam na żadną inną. I powiem szczerze, że też nie jestem fanką takich kredek. Ta mnie kupuje kolorem i wykończeniem, ale samo używanie to takie niezbyt super.
UsuńTo ciekawe co piszesz, nie miałam do czynienia z tym produktem ale kolor boski :)
OdpowiedzUsuńKolor jest po prostu cudowny, szkoda jednak, że taka forma mi niezbyt przypadła do gustu :/
UsuńMam to cudeńko tylko z limitowanej kolekcji. Jak na początku nie byłam przekonana, tak teraz uwielbiam tą cudowną kredkę :-)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio chciałam się skusić na odcień Fearless, nawet już kupiłam, ale potem stwierdziłam, że kredka to nie jest pomadka i ją oddałam :D
UsuńBłyszczyk w grubej, wysuwanej kredce... Nie brzmi jak udane połączenie ;) Do błyszczyka bardziej pasuje mi popularna ostatnio forma stylo. Mimo wszystko mam w planach zakup kredki Patentpolish w odcieniu Spontaneous od kiedy Agata z bloga Smaruję zaprezentowała swoją Macową kolekcję i ten bardzo wpadł mi w oko :) Tylko trzeba zużyć najpierw kilka zalegających lepkich błyszczyków których resztki zalegają w szufladach jako upamiętnienie nie-tak-zamierzchłych czasów, kiedy jeszcze nie bardzo wiedziałam, co mi podpasuje i kupowałam jak najróżniejsze drogeryjne kosmetyki dla poeksperymentowania... Teraz już kiedy widzę dany produkt od razu wiem, czy go będę używać :) Chyba każdy tak miał :D
OdpowiedzUsuńStylo wydaje mi się zdecydowanie wygodniejszą formą przy aplikacji, niż zaokrąglenie końcówki :) Ale co do tego, że to błyszczyk w kredce, otóż dla mnie nie, dla mnie to jest pomadka z błyszczącym wykończeniem, bo błyszczyki są takie klejące bardziej i mniej kryjące, wiesz, o co mi chodzi:) A tu klejucha żadnego nie ma.
UsuńSpontaneous też jest ładna, tylko ona taka bardziej pod śliwkę podpada, ja nie gustuję w takich kolorach :) Podoba mi się jeszcze Fearless i Pleasant, ale zważając na to, że ogólnie nie jestem jakoś super zachwycona z tej kredki, jedynie kolor mi się podoba, to tamte dwie sobie daruję, a na ich miejsce kupię sobie coś innego, znaczy zwyczajną pomadkę w pomadce, a nie pomadkowy błyszczyk w kredce :DDD
Mi się ostał jeden błyszczyk i jedna pomadka w płynie, ale jakoś niespecjalnie często po nie sięgam, także to tylko potwierdza to, co wiedziałam już wcześniej, że wolę zwyczajne pomadki, a błyszczyki to tak od czasu do czasu używam, także zawsze dla mnie lepiej jest kupić pomadkę, bo wiem, że błyszczol będzie na pewno leżał i się kurzył :D Zgadzam się, dokładnie tak jest z tym testowaniem, że po czasie już wiesz, co Ci przypasuje, a co nie. Ja na przykład w pomadkach i podkładach to wiem już do tego stopnia, że wystarczy, że sobie maźnę na dłoni taką pomadkę czy podkład, nie muszę tego smarować na twarz i wiem, czy będzie w podkładzie mi odcień pasował (bo przetestowałam ich przecież tyle, że już znam swój odcień cery) i czy pomadka mi przypasuje, czy będzie za jasna/za ciemna/za bardzo śliwkowa/za mocno koralowa :DDD Duuuużo jest takich rzeczy teraz które wiem, że po prostu mi się nie przydadzą, bo ja nie będę ich używać:)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zawsze mogę liczyć na Twoją szczerą opinię. Swojego czasu miałam ogromną ochotę na ten produkt, jednak teraz wiem, że z pewnością po niego nie sięgnę. Migrowanie na zęby i 'krwawienie' poza kontur ust ją u mnie zupełnie dyskwalifikuje.
OdpowiedzUsuńZawsze do usług :) Ja nie widzę powodu, dla którego miałabym naginać prawdę, akurat ta kredka urzekła mnie jeśli chodzi o kolor, jest on naprawdę boski i wygląda cudownie, ale niestety same kredkowe właściwości mi jakoś niespecjalnie leżą i uważam, że mogłaby być lepsza.
Usuńno właśnie o te właściwości się rozchodzi. Jeśli chodzi o kredki, to polecam Ci niepozorne z Astora, szczególnie błszczykową- Magic Magenta, lubię też Elegant Nude- matową, ale wiem, że to nie Twoje klimaty :D
UsuńAstor u mnie niedostepny niestety. Mimo wszystko i tak jakos nie zapałałam wielka miloscis do kredek, wole standardowe pomadkowe rozwiazanie. Slyszalam jednak ze te z Clinique sa fajne, tylko ze ta marka sobie u mnie kiedys troche przechlapała, wiec boje sie cokolwiek od nich kupic, nawet glupia kredke 😅
UsuńOoooj matowe i w dodatku nude to na maksa nie moje klimaty. Przez ostatnie kilka dni nosze sobie na ustach Impassioned z Mac, jeju jaka ona jest cudowna 😍
Właśnie ją sobie wyczaiłam, bardzo fajny kolor. Taki hmm świeży :D ja ostatnio poza nudziakami sięgam po moją nowość, Rebel z Maca- wow co to jest za fiolet! <3
UsuńJest dokładnie taki, świeży :D Fuksja jakby z domieszką czerwieni, czy koralu, sama nie wiem, odcień jest nieoczywisty, ale wygląda ślicznie :D
UsuńRebel kiedyś testowałam na ustach, dla mnie za ciemny, źle wyglądam w takich kolorach, no ale nie wszystko mi może pasować przecież, najważniejsze, że moje ulubione fuksje pasują :D
Ten kolor jest przecudowny!
OdpowiedzUsuńPrawda? :)
UsuńTej serii nie miałam jeszcze okazji wypróbować. Muszę jednak przyznać, że odcień jest przepiękny, tak samo jaki wykończenie. Szkoda, że szminka jest dosyć problematyczna :/
OdpowiedzUsuńTa jej problematyczność właśnie zniechęca mnie do kupienia innych kolorów z tej serii. Podobają mi się jeszcze dwa, no ale jak mam się z nimi tak męczyć, to wolę sobie kupić normalną pomadkę :)
UsuńNie ma co ukrywać, że na ustach wygląda ślicznie. Chyba mogłabym przymknąć oko na te minusy :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak ja robię - przymykam oko i po prostu częściej spoglądam w lustro żeby się przekonać czy wciąż wygląda dobrze, czy jedna z jej przywar się uwydatniła :D
Usuń