Dzisiaj wyjątkowo zaczniemy od kategorii produktów "nie kończących się", czyli od kolorówki.
* Golden Rose Holiday 63 - bardzo lubię piaskowe lakiery z Golden Rose, ogromnie podoba mi się ten jasnoróżowy odcień, który dodaje dłoniom elegancji i klasy. Mam kolejne opakowanie, a stary wyrzucam nie zużyty do końca, bo po 4 latach (!) mi już zgęstniał. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to trochę zbyt mała trwałość, bo te lakiery nie wytrzymują u mnie bez topu nawet dwóch dni (a przecież jak nałożę top, to efekt piaskowości trochę zniknie...), także bardzo lubię, ale nie są to lakiery bez wad.
* Guerlain Meteorites Les Ors - primer, czyli jak kto woli baza pod makijaż. Wygląda cudownie i wspaniale, pachnie genialnie, ale tak naprawdę jest to zbędny gadżet, bo chociaż daje dodatkowy zastrzyk nawilżenia na skórze, to nie zauważam, żeby robiła cokolwiek podnoszącego walory wizualne podkładu na naszej twarzy, więc 42 funty (czy tam ile ona teraz kosztuje), to moim zdaniem trochę za dużo jak na bazę, wolę dołożyć trochę i sobie kupić kulaska do bransoletki z Pandory :D
* YSL Flower Crush Palette - przez długi czas używałam tego różu, a potem stwierdziłam, że on jest trochę za jasny i za świecący i jakoś mi się przestał podobać. Opakowanie jest boskie i chyba za opakowanie zapłaciłam większość jego ceny, bo właściwości miał jak 3 razy tańsze róże z Maca, a nawet trochę gorsze. Nie kupiłabym go ponownie i po zużyciu całego opakowania stwierdzam, że był przeciętny (ale kolor spoko). Do tego wydajność słaba, bo nie używałam go codziennie, a szedł jak woda dosłownie.
* Shiseido PK307 i PK417 - o jednej z nich pisałam, o drugiej nie, jednak już nie napiszę, bo wywalam resztkę obu. Po czasie konsystencja zrobiła się jeszcze bardziej wkurzająca i nie dość, że pomadki się maziały, kiedy je nakładałam, to po czasie wyjeżdżały poza kontur, kolory też takie tam, chociaż ok, to akurat moja wina, jednak zachwytu nie było i nie ma i ja uważam, że ta seria jest marna.
* YSL Touche Eclat (stara wersja) - mój ukochany podkład ever, który został wycofany, bo oczywiście jak coś jest wspaniałe, to trzeba to poprawić i pozmieniać. Nowa wersja jest fajna, ale nie jest już aż tak fajna jak stara, także wg mnie zmiana na lepsze nie za bardzo im wyszła na lepsze. Kolor B10 był dla mnie trochę za brzoskwiniowy(? Nie wiem za bardzo, jak mam określić jego domieszkę kolorystyczną, ale nie jest to taki typowy jasny odcień z żółtym podtonem), jednak dopasowywał się idealnie i kupowałabym go dalej, ale niestety...
* Garnier Repair & Shine - szampon i odżywka, które nie wywarły na mnie jakiegoś super pozytywnego wrażenia, ale są na tyle ok, że kupiłabym ponownie, szczególnie jeśli chodzi o cenę. Po prostu są to produkty przeciętne, nie mam się do czego przyczepić, ale też nie mam za co zachwalać. Ale zapach nawet ładny. Jednak to całe 'naprawianie' włosów sobie można między bajki włożyć, choć nie powiem, blask jest (tyle że u mnie włosy zawsze się błyszczą, niezależnie od szamponu, więc to trochę mało miarodajne).
* Dove żel do mycia w wersji klasycznej i chyba tą właśnie wersję lubię najbardziej. Miły, delikatny, niedrażniący zapach, dobre oczyszczanie, całkiem niezła wydajność. Jestem na tak.
* Sephora Supreme Cleansing Oil - świetny olejek do demakijażu, doskonale doczyszcza wszystko, (chyba) nie ma zapachu, jest ogromnie wydajny i cenowo też jest w porządku. Nie wiem niestety, czy on przypadkiem nie został wycofany. Dajcie znać, jeśli wiecie.
* Sure Cotton Dry - niby niewinna kulka, a taka beznadziejna, że wywalam niemalże całe opakowanie. Nie pamiętam, czy miałam już tą wersję wcześniej, ale ta sztuka ze zdjęcia brzydko pachniała zarówno w opakowaniu, jak i już na miejscu, na które była aplikowana, także nie po to używamy antyperspirantów, żeby śmierdzieć, więc ja podziękuję.
* Rituals Creamy Foam Cleanser - czytałam tyyyyle zachwytów nad tym czyścikiem i serio? Ja nie widzę żadnej sensacji. Uważam, że ta pianka jest gorsza od pianki z Lancome, czy z Estee Lauder, po umyciu twarzy mam wrażenie, że pozostała mi na buzi taka dziwna warstewka, a ja lubię jak po myciu moja buzia jest piszcząco czysta, a nie z jakąś dziwaczną warstewką. Zapach taki sobie. Generalnie spodziewałam się czegoś lepszego, ale zawiodłam się. Jeśli chodzi o kwestie mycia to twarz umyć można, ale proszę się nie spodziewać, że to jest produkt do demakijażu. NIE JEST, choć ja akurat o tym doskonale wiedziałam od początku.
* Rituals Tao Mei Dao - odżywczy krem do ciała. Zapach taki tam, nic specjalnego jak dla mnie, ale słabo też się nie robi ze wstrętu:) Działanie dosyć słabe, a sam balsam raczej drogi, także już więcej nie kupię. Dodatkowo odnoszę wrażenie, że tego typu produkt z czerwonej linii (zapomniałam nazwę) miał lepsze działanie. Ja do niego nie wrócę i nie rozumiem szału na tą markę.
* Estee Lauder Modern Muse EDP - miniaturka 4 ml i całe szczęście tylko miniaturka, bo sam zapach jest drażniący, taki ostry jakby, chociaż na początku zapowiada się obiecująco. Nie dla mnie, na pewno nie kupię pełnego wymiaru.
Miniaturki i próbki, więc tutaj w skrócie powiem tylko, że szampon Bioliq był beznadziejny, w ogóle nie oczyszczał, brzydko pachniał i się nie pieni, także na pewno nie kupię pełnowymiarowego. Dwa małe kremiki z Nivea zużyłam do ciała (więc zużyłam szybko), krem z Shiseido był taki sobie (mówię o kwestii zapachowej, bo po tak małej próbce działania się nie spodziewałam). Z kolei zawiódł mnie Diorowy Capture Totale, dziwny zapach i na twarzy był taki sobie, nawet nawilżenia jakiegoś świetnego nie było. Z kolei krem z Lancome pozytywnie mnie zaskoczył i po zużyciu ten 3ml próbki mam ochotę na pełen wymiar.
Jak widzicie jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, nie mam co narzekać na brak zużyć. Rozliczyłam się z nich, więc ze spokojną głową mogę wyrzucić wszystko (no, prócz opakowania po różu z Mac, bo idzie na B2M ofkors) i zacząć zbierać kolejne śmieci.
A jak Wam poszło w listopadzie ze zużyciami?
O patrz ja właśnie opublikowałam posta o Modern Mouse ale Chic ;D
OdpowiedzUsuńWłaśnie go czytam :D Ja nie lubię Modern Muse, dla mnie one są takie trochę za ostre. Generalnie zapachy Estee mi się nie podobają.
UsuńMam różową wersję tej bazy Guerlain. Na pewno nie jest warta swej ceny, ale doskonale wpływa na trwałość makijażu. Kupiłam ją na swój ślub i sprawdziła się doskonale. Zgadzam się co do Garniera - nie szkodzi i nie pomaga, super pachnie.
OdpowiedzUsuńBez dwóch zdań nie jest warta swojej ceny, ale trzeba przyznać, że jest fajna, jakby kosztowała połowę, to bym ją drugi raz kupiła, ale za 42 funty to już niezbyt (chyba tyle dałam za swoją). U mnie na jakość makijażu nie miała żadnego wpływu, tyle, że u mnie makijaż zawsze się trzyma całkiem dobrze. Jednak skoro nie zauważyłam różnicy, to znaczy, że nawet jeśli jakaś była, to nieznacząca.
Usuńmam tylko jeden róż z MAC'a i kusi mnie wiecej!:)
OdpowiedzUsuńOne są wciągające :D Ja mam w tej chwili 5 czy 6 z samego Maca:) Ale już od dawien dawna nie kupiłam żadnego nowego, także jakoś wyjdę na prostą :D
UsuńZasmuciłaś mnie opinią o nowej wersji podkładu YSL. Starą bardzo lubiłam, tej poprawionej nie miałam jeszcze okazji próbować.
OdpowiedzUsuńTo nie jest opinia o nowej wersji, tylko stwierdzenie, że wolałam starą wersję od nowej. Nową też kupiłam, ona jest bardzo podobna, tak samo pachnie, podobna konsystencja i poziom krycia, ale jednak ta nowa zostawia mniej świetliste wykończenie i to mi się w niej mniej podoba. Stara wersja była idealna, nowa jest niezła, ale w porównaniu wolę starą :) Jednak jak jesteś fanką Touche Eclat to ta nowa też Ci się spodoba :)
UsuńBardzo ciekawe denko! Szkoda tylko, że tak wiele produktów się nie spisało, jak należy... Ja akurat bardzo polubiłam szminki Shiseido, jak dla mnie są to jedne z najlepszych na rynku :-)
OdpowiedzUsuńDla mnie niestety nie. Mażą się, są niekomfortowe, czuć je na ustach... Są takie sobie, a cena niska nie jest. Jednak nie od dziś wiadomo, że dla każdego coś miłego, więc cieszę się, że Ty jesteś zadowolona :)
UsuńZ Ritualsa miałam wersję olejku w żelu i był super, teraz mam coś podobnego z Bootsa i jest jeszcze lepsze:)
OdpowiedzUsuńJa nic nie zdenkowałam ale elegancko używam by cokolwiek zdenkować;) Zrobiłam za to małe porządki kosmetyczne:)
Masz na myśli ten olejek do mycia ciała? Jeśli tak to ja nie byłam z niego zadowolona, ani zapach mi się nie podobał (miałam ten czerwony), ani działanie. Nie lubię i nie kupię tym podobnych produktów :)
UsuńOoo, porządki kosmetyczne to brzmi zawsze tak poważnie, jak "wywalam połowę jak leci" :D
Nie, taki inny czyścik Ritualsa do twarzy, w formie olejkowego żelu:)
UsuńW sumie nic nie wywaliłam ale oddałam częśc:)
To chyba nie zwróciłam na niego uwagi, nie wiem, o jaki chodzi. Najważniejsze jednak, że Ty byłaś zadowolona:) Ja z Bootsowych czyścików to nic nie miałam, tylko olejek do demakijażu, który był świetny i który na pewno odkupię niebawem :)
UsuńOddawanie to też pozbywanie się, także gratuluję :) Masz zamiar kupić coś nowego, czy obecny stan zasobów Ci odpowiada? :)
Róż z MACa mało wydajny? Pierwsze słyszę :D Ja nigdy żadnego nie miałam, szykuję się ale mam zapas innych póki co, ale wszystkie recenzje jakie czytałam chwaliły szatańską wydajność :) Czy może to zależy od koloru?
OdpowiedzUsuń10 miesięcy codziennego używania uważam za kiepski wynik jak na róż, to znaczy dla mnie nie kiepski, bo i tak mam jeszcze dużo innych, więc nie płaczę, że się jeden skończył, tym bardziej, że chcę z ilością róży zejść do 4 sztuk, także może za jakieś 6 lat mi się to uda :D Wydaje mi się jednak, że to może zależeć od koloru, ale też od tego, że ja wcześniej używałam moich róży na zmianę i nie było tak, że ten zaczęłam 10 miesięcy temu, używałam i zużyłam, on był już nadgryziony wcześniej :D Jednak nie jakoś mocno :) I dla mnie 10 miesięcy to nie jest źle, bo mam jeszcze inne do zużycia, ale napisałam to, że dla potencjalnego Czytelnika zainteresowanego zakupem tegoż produktu taka wiadomość może być ważna :D
UsuńHmm, to jaki róż póki co powalił Cię wydajnością najbardziej? :)
UsuńNa pewno wszelkie róże wypiekane są bardziej wydajne, żadnego takiego jeszcze nie zużyłam:) Ale tak konkretnie to nie wiem, bo ten róż ze zdjęcia jest dopiero pierwszym, jaki postanowiłam używać codziennie żeby zużyć, wcześniej zawsze używałam róży na zmianę, to ciężko stwierdzić, na ile jeden starcza :)
UsuńWow ile kolorówki zdenkowałaś :D
OdpowiedzUsuńTak jakoś wyszło. Zresztą podkład używałam ostatnio częściej, bo jego ważność się kończyłaby w marcu 2017, a róż z Mac używałam codziennie od 10 miesięcy, natomiast ten drugi zużyłam szybko i do tego trochę tam go w opakowaniu zostało, ale nie był tak zachwycający, żeby mi się chciało go do końca zużyć :) No i pomadki - jedna zużyta, druga nie do końca, bo już nie chciałam się z nią męczyć, ale zostało jej może z 0,5cm, więc liczy się jako zużyta :)
UsuńPełen podziw, że udało Ci się zdenkować róż z MACa. Ja od lat żadnego różu nie zdenkowałam :D Mam ich kilka i końca w żadnym nie widać :D
OdpowiedzUsuńŻaden podziw, używałam go codziennie od 10 miesięcy, a wcześniej był już nadgryziony, także musiał się w końcu skończyć. I tak uważam, że jak na 10 miesięcy to jak na róż Mac trochę mało wydajny, no ale może jestem nieobiektywna, bo już spore zużycie było wcześniej. Po prostu kontynuuję mój plan zużywania kosmetyków, które lubię mniej, w tym róże, których mam 10 czy 11, więc będę dumna, jak mi się zużyją na tyle, że zostaną 4 sztuki :D
UsuńNie widzisz denka w swoich bo używasz je na zmianę. Używaj przez choć 2 miesiące jednego, to zobaczysz :DDD