sobota, 7 stycznia 2017

Ulubieńcy 2016 roku

Zanim powstał ten wpis długo się zastanawiałam, które kosmetyki powinny się tutaj znaleźć. Zeszły rok nie obfitował u mnie w jakieś wielkie nowości. Owszem, coś tam nowego przybyło, ale starałam się głównie kupować to, co już mam sprawdzone i na czym wiem, że mogę polegać. Pojawią się więc tutaj tylko najwięksi ulubieńcy, najlepsi z najlepszych, niekoniecznie jednak poznani w 2016 roku, gdyż część z nich była ze mną wcześniej. Zapraszam więc na przegląd kosmetyków, którymi zachwycałam się w ubiegłym roku. Na koniec też powiem o kilku kosmetycznych rozczarowaniach, ale zacznijmy od tej fajnej części.
Zacznę od kolorówki, bo jej jest oczywiście najwięcej.
Podkładowo nie było szaleństw - znany mi wcześniej Touche Eclat od YSL jest najlepszy od dawna. Niestety moja ukochana stara wersja została wycofana, jednak ta nowa też jest fajna. Wygląda pięknie na twarzy, kolor B10 też jest niczego sobie. Cera jest promienna, świetlista, a jakieś drobne niedoskonałości (których mam naprawdę niewiele) są przykryte. Trzyma się calutki dzień aż do zmycia. Niczego więcej nie oczekuję i jestem wielką fanką. Podobnie mogę powiedzieć o Teint Miracle od Lancome. Niepozorny podkładzik, którego kiedyś nawet nie chciałam dobrze przetestować, bo kolor 005 był stanowczo za różowy. Jednak pomyślałam sobie, że dam mu szansę i najzwyczajniej w świecie go zażółciłam. Teraz ma idealny dla mnie odcień i mogę go używać bez przeszkód. Co do działania to ma podobne, jak wspomniany wyżej Touche Eclat. Delikatne krycie, rozświetlenie, promienna cera, trwałość całodniowa. Moje ideały. Oczywiście te z Was, które mnie czytają długo pewnie się zastanawiają, co się stało ze Skin79 Orange. Otóż wciąż go ogromnie lubię, jednak tamten to krem BB, czyli trwałość na twarzy nieco gorsza, ale jeśli się zastanawiacie nad zakupem, to nadal gorąco polecam.
Puder Nars Light Reflecting Setting Powder - zużyłam wersję prasowaną dawno temu, tutaj mamy sypańca i osobiście dla mnie ten drugi jest ciut lepszy. Doskonale utrwala makijaż nie dając efektu ducha na buzi, rozświetla cerę, jednak efekt jest subtelniejszy, niż w przypadku na przykład kulek Guerlain. Nie ma mowy o ciastowaniu, czy o jakiejś widocznej warstewce na twarzy. Niesamowita wydajność, świetnie spisuje się do zagruntowania korektora pod oczami. Jak się skończy, to na pewno kupię go ponownie.
Przechodzimy więc do ust, pomadek nie mogło u mnie zabraknąć. W zeszłym roku jako ulubione nominowałam wszystkie z MACa. W tym roku z 51 sztuk, jakie mam obecnie w swojej kolekcji wybrałam 9, które są moimi ukochanymi. Na pierwszy ogień idzie Dior Lip Balm, tutaj na zdjęciu w limitowanym odcieniu Lilac. Najlepszy balsam dodający koloru ustom, jaki znam i jaki miałam okazję testować w swoim życiu. Zużyłam już wersję Pink i jak normalnie nie wydłubuję pomadek czy balsamów z opakowania, to tamtego wydłubałam do końca i z tym też tak zrobię. Produkt doskonały. Cudne opakowanie, świetnie i bezproblemowo się nakłada na usta, po chwili daje prześliczny kolor, który wspaniale się komponuje z moją karnacją, do tego zostawia błyszczące wykończenie, czyli coś, czego jestem wielką fanką. Ale ma jeszcze jedną cechę, za którą go cenię. Wspaniale nawilża i sprawia, że wargi są miękkie i delikatne. Mój must have, chociaż zdaję sobie sprawę, że jego cena trochę zwala z nóg.
Idąc dalej pomadkowo - w ubiegłym roku odkryłam w MACu wspaniałą serię o nazwie Huggable Lipcolor, która kiedyś była limitowaną kolekcją, jednak wprowadzono ją w końcu na stałe do sprzedaży. Na zdjęciu moje dwa ukochane kolory - Feeling Amorous oraz Love Beam, które już są prawie do połowy zużyte, a jeszcze nie doczekały się wpisu (będę musiała to szybko nadrobić). Seria ta charakteryzuje się mocno masełkowatą konsystencją, która dosłownie ślizga się po ustach, dając przepiękny kolor. Oczywiście wykończenie jest błyszczące, jak na moje gusta przystało. Trwałość też niczego sobie, chociaż od takiego typu produktu nie oczekuję cudów w trwałości. Kolory nie są półprzezroczyste, tylko pięknie pokrywają całą powierzchnię ust, a na dodatek mam wrażenie, że lekko nawilżają. Kocham i uwielbiam. Mam jeszcze jeden czy dwa kolory z tej serii, ale jakoś mniej je lubię. Feeling Amorous to piękna żywa fuksja, a Love Beam to średni róż z domieszką brzoskwini. Sprawdźcie je koniecznie.
Standardowe Macowe pomadulki też tu się muszą znaleźć. Moja ukochana seria z tych zwyczajnych to Lustre, mam z tej serii wszystkie kolory, które chciałam. Lubię też Cremesheen, natomiast nie przepadam za matami, chociaż uważam, że pod względem trwałości są nie do zdarcia. Uwielbiam różowy w różnych kombinacjach, za innymi odcieniami (w tym nude) nie przepadam, dlatego w tym zestawieniu moi absolutni różowo-fuksjowi faworyci: Impassioned, Lovelorn, Milan Mode, Lustering, Girl About Town i Flowerscope. Ten ostatni to moje dość niedawne odkrycie. Po prostu przepiękny odcień. Już żałuję, że był limitowany i wiem, że na pewno na niego zapoluję, jeśli znowu będzie dostępny. Wszystkie pomadki z Maca mają świetną pigmentację (tak, wiem, że Lustre ma delikatniejszą, jednak nie są one półprzezroczyste), dobrze się noszą i są po prostu w pytke :D Ostrzegam - są również mocno uzależniające :D
Jeśli chodzi o brwi mój numer jeden to puder do brwi Anastasia Beverly Hills w odcieniu Medium Brown. Na zdjęciu widzicie drugie opakowanie. Pierwsze kupiłam w ciemno dawno dawno temu i zużyłam całe do ostatniego okruszka dosłownie. Wtedy już uważałam, że zarówno właściwości, jak i kolor są dla mnie idealne, ale zachciało mi się odmiany i kupiłam puder z The Balm, który okazał się niewypałem, więc z podkulonym ogonem wróciłam do Anastasii i póki co nie mam zamiaru zamieniać jej na nic innego. Czasem widać zakupy w ciemno nawet nieznanego produktu okazują się strzałem w 10 i ulubieńcem na lata, tak jak było ze mną i z tym pudrem. Idealny dla mnie kolor, super łatwość aplikacji, wytrzymałość całodniowa. Zasłużony ulubieniec.
Kosmetyk, o którym Wam jeszcze nie wspominałam, a który stał się moim paznokciowym ulubieńcem. Inglot Nail Whitener. Miałam z nim już przyjemność kilka lat temu, kiedy pracowałam w Inglocie i już wtedy go lubiłam. Ostatnio jakoś miałam fazę na naturalne, "wybielone" paznokcie i jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że w UK w ogóle nikt nie słyszał o takim produkcie i tylko nasz rodzimy Inglot go ma w sprzedaży. Już chciałam poruszyć niebo i ziemię, żeby go zdobyć, ale akurat się okazało, że pojadę niebawem do PL i podczas tego pobytu kupiłam na zapas 2 sztuki (do tego jeszcze była promocja, więc nie wahałam się ani chwili). To, co robi ten lakier z płytką paznokcia, to jest magia. Paznokcie wyglądają tak schludnie i czysto, jakbym dopiero wylazła od manikurzystki :) Ja nie jestem wielką fanką malowania paznokci, ani w ogóle robienia niczego w tym temacie, bo nie lubię swoich paznokci za ich kształt, więc używam tylko jasnych lakierów (na przykład Essie Fiji), ale od kiedy mam Nail Whitener, to każdy inny kolor poszedł w odstawkę i aż mam ochotę malować (oczywiście tylko nim).
Krem pod oczy, który nie jest żadną nowością i znam go już od dwóch lat, jednak nie mogło go tu zabraknąć. Shiseido Benefiance Wrinkle Resist Concentrated Anti Wrinkle Eye Cream. Najlepszy, bez dwóch zdań. Przetestowałam też jego nowszą wersję (tą Wrinkle Resist 24) i Bio Performance, ale jednak ten jest najlepszy na świecie. Mocno treściwa, odżywcza i nawilżająca konsystencja (nie każdy polubi), super nawilżenie i wizualne spłycenie zmarszczek oraz odżywienie skóry pod oczami. Wiem, że nie każdy lubi Shiseido i sama miałam od nich kosmetyki, które były średnie, ale ten krem to mój Święty Graal wśród kremów pod oczy i na to miano zasłużył również w 2016 roku.
Ostatnimi produktami w moim zestawieniu będą dwa produkty marki Organique. Pianka Grecka do mycia ciała, której zużyłam już niezliczone ilości, a którą kocham za zapach i za sam fakt, że jest w takim, a nie innym wydaniu oraz peeling enzymatyczny za to, jak wspaniałe efekty daje na skórze. Jestem i będę wierną fanką.
W moim podsumowaniu zabrakło 5 produktów - dwóch z kolorówki: róż Mac Rosy Outlook i bronzer Nars Laguna, a to dlatego, że już mi się skończyły i nie mam ich aktualnie na stanie - oraz trzech perfum: tak jak w zeszłym roku Ralph Lauren Romance, to jest zapach mojego życia, do niego dołączył Shiseido Ever Bloom, przed którym się długo broniłam, ale jednak skradł moje serce oraz Chanel Mademoiselle woda toaletowa. Wciąż woda perfumowana Mademoiselle jest dla mnie za mocna i boli mnie głowa gdy ją noszę, a woda toaletowa jest na tyle delikatna, a zarazem subtelna, zwiewna i kobieca, że nie mam takich dolegliwości i mogę używać ją bez oporów.
Przejdźmy teraz do kilku kosmetyków, które niestety mnie rozczarowały. Wspomniany puder The Balm do brwi, bo ma okropny kolor i ciężko się z nim pracuje. Kosmetyki Rituals za średnie działanie, słabe zapachy i wysoką cenę. Paletka z Maca Veluxe Pearlfusion, a właściwie dwie: Brownluxe i Smokeluxe - najgorsze cienie, z jakimi w życiu miałam do czynienia. Tusz They're Real z Benefitu - skleja i nie robi żadnego efektu, a w ciągu dnia się kruszy. Kremowe cienie z Diora - beznadziejna konsystencja, której nie da się nakładać pędzlem. Sera z Oz Naturals, które choć całkiem ok w działaniu okropnie się rolują pod podkładem (naprawdę TRAGICZNIE się rolują). To chyba wszystkie bubelki. Oby jak najmniej takich w tym roku.
A jak tam Wasze typy? Jacy są Wasi ulubieńcy 2016?

39 komentarzy:

  1. Z Twojej gromadki ubóstwiam Le Teint Touche Eclat (w nowej odsłonie) i poduszkęFusion Ink Cushion Foundation , muszę kiedyś jeszcze wrócić do Teint Miracle, bo dużo czasu minęło od kiedy go miałam. Light Reflecting Setting Powder z Narsa jest dla mnie żelaznym pewniakiem, jeden z lepszyh pudrów sypkich. Wersja prasowana nie podbiła mojej skóry ;) Lip Balm Diora jest genialny, Lilac bardzo mi pasuje i w nieoczekiwany sposób mam 2 sztuki :D Natomiast rozczarowała mnie pomada Lip Glow. O ile na początku było WOW, tak im dłużej jej używam żałuję zakupu. Wkrótce opiszę ją na blogu, muszę wyrzucić z siebie frustrację ;) Przymierzam się do prezentacji ulubieńców i bubli, także chcę się skupić na takich najlepszych z najlepszych jeżeli chodzi o tę pierwszą kategorię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie poprzednia wersja była ociupinkę lepsza, bo dawała na twarzy więcej blasku, a że ja blask i rozświetlenie lubię, to po prostu tamten był fajniejszy. Nowa wersja też jest świetna, tylko daje mniej tego rozświetlenia, a poza tym wszystko pozostało bez zmian. No, może kolor nieznacznie zmienili, ale nie na tyle, żebym odczuła to jako wielką różnicę. Podusi jeszcze nie próbowałam, jakoś mi przeszło chciejstwo na nią :) Wersja prasowana z tego pudru z Narsa była dobra, ale jednak sypana jest lepsza i fajniej się spisuje pod oczami :)
      Wiesz, ja nawet nie poczułam ani przez chwilę chęci, żeby tą pomadę z Diora wypróbować, bo jak wiedziałam, że to jest tubka, to wiedziałam też, że to będzie coś błyszczykopodobne, także spasowałam i nawet nie testowałam :D Czekam na Twoją recenzję, żeby poczytać, co było nie tak :) I oczywiście czekam na Twoich ulubieńców i bubelki :)

      Usuń
  2. Podkłady lubimy podobne, a i Organique widzę takze ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wcześniej wiedziałam, że podkłady lubimy podobne :) Zawsze czytam Twoje recenzje podkładów :) A Organique to jedna z moich ulubionych firm kosmetycznych, także nie mogło jej tu zabraknąć. Oczywiście nie wszystko od nich kocham, ale niektóre produkty są tak świetne, że zostaną ze mną chyba do końca życia :)

      Usuń
  3. Pianka do mycia ciała mnie zainteresowała, uwielbiam taką formę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta Grecka z Organique jest po prostu mega, uwielbiam, chociaż są jeszcze różne inne wersje zapachowe:)

      Usuń
  4. Same przyjemniaczki :) Bardzo miło wspominam pianki pod prysznic z Organique i z pewnością jeszcze się skuszę na zakup ;)
    A Lip Balm od Diora również wydłubałam do samego konca - fantastyczny produkt! Gdyby tylko jeszcze cena była znośniejsza... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na pewno zrobię sobie ich duże zapasy jak będę w kwietniu w Polsce :) Uwielbiam te pianki, Grecka to moja ukochana, a na drugim miejscu jest Mleko :)
      Balsam z Diora mógłby być tańszy, ale działanie wynagradza mi tą cenę, a poza tym jak będę kupować następny, to na pewno skorzystam z jakiejś promocji, albo poczekam na promocję :D

      Usuń
  5. Ten peleng enzymatyczny z Organique uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, dlatego się tutaj pojawił :) To już moje niemalże 3 opakowanie. Jedno zużyłam sama, jedno na spółę z Mamą, a to jest najnowsze :D

      Usuń
  6. piękna kolekcja pomadek Mac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To 8 sztuk to jest tylko 1/4 mojej kolekcji. Po prostu te kolory są moimi ulubionymi :)

      Usuń
  7. Ten post, gdyby nie był opatrzony podpisem, po samych fotkach wiadomo czyj jest :))

    Zawsze lubiłam czytać/oglądać zestawienia The best of beauty.
    U mnie jednak, ten rok, był rokiem poszukiwań bez szczególnych powodzeń, z nadzieją że ulubieńcy wyłonią się w 2017. Był to też rok tak drastycznych (hormonalnych) zmian skórnych, że gdy tylko kupowałam matujący podkład i kilo krzemionki, to już skóra wracała do odwodnienia i na gwałt zaopatrywałam się w formuły nawilżające. Nic mnie jdnak nie zachwyciło, ale też i nie kupowałam wiele.

    Do w miarę udanych zakupów zaliczam niedawny prasowany puder z Nars. Ale widzę, że chyba trzeba było iść w sypańca. Niemniej robi to co chciałam dosyć dobrze - ożywia makijaż, subtelnie go rozświetlając. Aczkolwiek musze mieć pod niego bardziej kryjący podkład, wówczas efekt jest najlepszy. Kiedy przebija moja "wielobarwna" i porowata skóra to Narsa po prostu nie widać. Nazywam go pudrem bez pudru ;)

    Piling Organique od niedawna jest na mojej liście - jakim cudem go nie zauważałam tak długo?

    Noszę się też z zamiarem kupna YSL Touche Eclat, ale... boję się nowej wersji i odcienie coś mi lecą za bardzo w brzoskwinkę. Więc póki co czekam na tę poduchę od nich, żeby sobie organoleptycznie wyrobić zdanie.

    Marzy mi się jeszcze jakiś brązer/brozner o wyjątkowo lekkiej, niepudrowej konsystencji, tak naturalnie wtapiający się w cerę. Baza Chanel ma jednak nie mój odcień. Nie moją tonację. O może Laguna! Ha! To jest myśl. Tak, nie znam jeszcze Laguny ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd wiadomo, że to mój wpis? :DDDDDD Aż taka jestem przewidywalna? Nie! Ja wiem! Po prostu jesteś stałą Czytelniczką i wiesz, co lubię najbardziej :D :*
      Ja również lubię czytać takie zestawienia, to nawet lepsze, niż denka. Wiem, że niektórzy nie lubią postów ze zużyciami, bo co tam kilka pustych butli, ale dla mnie to jest podsumowanie produktu po zużyciu całości, kiedy już wiadomo, czy był naprawdę fajny, czy okazał się średni. Bardzo cenię sobie takie wpisy i sama lubię robić, bo daje mi to takie wrażenie "oczyszczenia" :) A już ulubieńcy roku to w ogóle, bo to najlepsi z najlepszych :)
      Mam nadzieję, że w 2017 roku Twoja skóra się uspokoi i będziesz mogła potestować sobie więcej:)
      Co do tego pudru z Narsa - moim zdaniem dobre są oba, ale sypaniec lepszy, prasowany pod oczami średnio wypadał, sypaniec jest genialny pod oczy i na twarz. Do tego mam wrażenie, że jest trochę bardziej trwały. No po prostu ciut lepszy od prasowanej wersji. Ostatnio używałam go wyłącznie pod oczy, bo na twarz kule Guerlain, żeby chociaż jedno pudło się zużyło :DDD Ale czasem mi się zapomniało i go też kładłam na ryjek, to efekt jak zawsze zachwycający i długotrwały, także sama uwielbiam i innym polecam :) Również jak poszukują pudru pod oczy, który utrwali dobrze korektor i się nie zważy. Swoją drogą zastanawiam się, czy w tym roku nie zdecydować się na Secret Brightening Powder od Laury Mercier pod oczy. Już od kilku miesięcy intensywnie nad nim myślę, ale jeszcze nic nie wymyśliłam. Boję się, że okaże się gorszy, niż Nars, a wtedy się wkurzę :D
      Piling Organique koniecznie spróbuj, ja uwielbiam. Jest wydajny jak diabli. TRZEBA go koniecznie używać dwa razy w tygodniu, bo jeśli nie, to nie zdążymy go zużyć w dacie przydatności do zużycia :D A tak niepozornie to opakowanko wygląda :)
      Nowa wersja Touche Eclat - no cóż, nie będę kłamać - moim zdaniem numer B10 jest nieco inny, niż był w starej wersji. Idzie właśnie bardziej w brzoskwinkę, ale nie wybija się to mocno, wciąż mogę go nosić bez strachu. Wygląda to nawet całkiem ładnie na mnie, bo przy mojej cerze córki młynarza ta odrobinka brzoskwini dodaje świeżości cerze. Spokojna głowa, Kochana, zanim go kupiłam wielokrotnie przeprowadziłam testy kolorystyczne, żeby wiedzieć, że na pewno się nada :D Myślę też, że tutaj dużo robi jego delikatne krycie. Gdyby to był podkład mocno kryjący, to nie wydaje mi się, że bym go była w stanie nosić z tą brzoskwinką (wiesz, te mocno kryjące to trzeba IDEALNIE dobrać do cery, bo przy nich każdą różnicę widać), a te sheer więcej wybaczają, bo jednak dają tylko trochę koloru. Wracając jednak do B10 - ta nowa wersja jest mniej rozświetlająca od poprzedniej wersji, za co właśnie lubię ją mniej, ale prócz tych dwóch wymienionych cech nie zauważam innych różnic. Zapach ten sam, butle te same, jeno napisy na butlach się różnią. Podusi wciąż nie przetestowałam, o ja niedobra :D Daj znać, jak przetestujesz poduchę, czy warto brać, czy nie warta zachodu :)
      Lagunę polecam mocno. On wydaje się w opakowaniu ciepły i do tego jakby drobinkowy, ale na twarzy absolutnie nie widać tych drobin (sprawdzałam wielokrotnie). Można go użyć zarówno do konturowania, jak i do ocieplenia i ma niepudrową konsystencję. Znaczy jest to puder, ale nie pyli (chyba, żebyś go jakimś chropowatym pędzlem drapała po powierzchni, to wiadomo, że będzie pylił), jeśli użyjesz normalnego dość miękkiego pędzla to nie będzie pylił. Zużyłam całe opakowanie i dosłownie tęsknię za nim, teraz używam Benefitową Hoolę i nie jestem zadowolona, ale zanim kupię Narsa chcę ją najpierw wykończyć, a potem wracam do Narsa od razu :)Przetestuj sobie, bo chyba go mają w Sephorach teraz, czy w Douglasach (nie jestem pewna), ale myślę, że mógłby Ci się spodobać :)

      Usuń
    2. Cashmere, masz może konto na Instagramie?:)

      Usuń
    3. Niiiiiii mom :( Aj noł, jestę dinozaurę. I to leniwym. Kiedyś wydawało mi się to zbędne, gdyż "Taka niedziela" "kawa" "przekąska" "śniadanie mistrzów" i inne tego typu rewelacje działają mi na nerwy jak mało co no i nie mogę tego, ale widzę, że też sporo tracę, bo są fajne profile i tam się toczy lajf ;). Mooooże któregoś pięknego dnia ... ;)

      Usuń
    4. Addicted - Twoje kolory szminek ;)

      Co do Laguny, z pewnością przetestuję, opinie zachęcają, odcień na 99% mój. Zużywam te drogeryjne Kobo, Ingloty, ale bez radośći, formuły zbyt pudrowe, czuję się zmalowana, a tego nie lubię.

      Jeszcze googlam jakieś Smashboxy, Physicians Phormula, UD, MUFE, Too Faced celem późniejszego porównania. Miałam kiedyś osławiony bronzer Clinique chyba True Bronze? Nie pamiętam nazwy, i o ile formuła była naprawdę znakomita, to odcień jak dla mnie cegła. Również znalazł inny dom ;) Ja muszę mieć typowo oliwkowe brązy. Takie trochę brudne własnie ;)

      Usuń
    5. Ale że co z tymi szminkami? Że niby wszystkie takie same? :DDDDDDD Znaczy się prawie ehem takie same chciałam powiedzieć :DDD Znaczy w zbliżonej kolorystyce :D
      Laguna jest piękna, mówię Ci. Mało jest kosmetyków, które odkupuję po raz drugi, także jeśli chcę coś kupić drugi raz, to znaczy, że musiało być naprawdę świetne :D Wejdź do Sephory czy tam Douglasa, daj se smarnąć na pyszczek, albo sama se smarnij na pyszczek i zaraz będziesz wiedziała, czy się podoba :)

      Usuń
    6. Nie że takie same, tylko Twoje odcienie. Wszystkie wcielenia różu. :) No wieeeeem, nie wszystkie, po prostu widać Twoje upodobania, tonacje. :)

      Tak tak, na bank się dam smernąć, tylko robię wstępny rekonesans onlajnowy coby porównać kilka na raz. Jak już się smerać, to po całości ;) Bo w necie mnie trochę niepokoi obecność czerwonych tonów, choć na tle innych wypada chłodnej, z kolei Bahama Mama zbyt błotnista może wyjść. Jak ma być brązer/bronzer idealny, to idealny! ;)

      Usuń
    7. Tylko jasnych nudziakowych róży nie lubię, a to dlatego, że źle w nich wyglądam (wiesz, kolory typu Creme Cup) :D Chyba najlepiej wyglądam i się czuję w ciemnym różu, fuksji, albo różu z domieszką czerwieni (ale lekką), dobrze mi też w takim Barbiowym :DDD Ale żeby nie był za jasny :D
      Daj mi znać, co tam z Laguną, jestem bardzo ciekawa, jak u Ciebie wypadnie :) Bahamy Mamy nie miałam, także nie mam porównania, ale czytałam wielokrotnie, że łatwo sobie nią zrobić kuku na buzi, z Laguną nie ma tego problemu. Poza tym ja osobiście przejechałam się na The Balm i ich cieniu do powiek, a urazę trzymam w sobie długo. Ale wiadomo, to Ty musisz wybrać jak najlepiej dla siebie i jak najlepszy dla siebie kolorek :) Oczywiście, że jak kupić, to kupić idealny kosmetyk, po co wydawać kasę na nieidealne? :D

      Usuń
    8. Cashmere pomyśl nad kontem na IG :) przecież możesz je sobie prowadzić na własnych zasadach :)) Mnie się podoba rodzaj szybkiej interakcji. To jest na plus :)

      Lagunę polecam, cudo :) mam miniaturkę, na którą polowałam :D Nie wykluczam zakupu pełnego wymiaru (jak już zużyję posiadane zasoby brązerów). MUFE ProBronze Fushion jest bardzo fajny, zadowolona z niego jestem. A moim odkryciem stała się nieoczekiwanie Mineral Terracotta Powder 04 z Golden Rose, do ocieplania twarzy świetna sprawa. Miałam jeszcze odcień 03, lecz dla mnie za jasny.
      Nie ogarniam za to za bardzo fenomenu Kobo Nubian Desert, kupiłam za mały pieniądz (była szalona promocja) i dziwny kosmetyk.

      Usuń
    9. Ja też jestem za, żeby Cashmere miała konto na Insta :) Mnie się również podoba szybka interakcja na Insta, ale też przyznam bez bicia, że czasem nie mam czasu/zapominam sama wstawiać zdjęć, nie należę do osób, które chodzą z aparatem cały czas i cykają, nawet mimo tego, że aparat mam w komórce :)

      Laguna jest super! Ja odkupię natychmiast, jak wykończę bronzer Diora, który pokazałam w następnym poście z gromadką kosmetyków do zużycia, potem mam jeszcze Hoolę z Benefitu, a potem już nie mam nic, także wracam prędko do Lagunki :) Myślałam też przez chwilę nad bronzerem z Guerlain (ten taki wzorzysty mi się podoba, chyba w nazwie ma sheer coś tam), ale nie wiem, czy to dobry wybór, jednak Lagunę miałam i była świetna, a tamtego nie miałam, także nie wiem, czy będę skłonna zaryzykować:D No i też nie wiem, czy go w ogóle jeszcze sprzedają, bo ostatnio na stoiskach nie widziałam :/

      Usuń
    10. Co do Insta, to nigdy nie mówię nigdy, ale chyba da się zauważyć, że krótkie formy to nie jest koniecznie moja mocna strona ;) Lubię długie wymiany myśli/doświadczeń, spostrzeżeń :) Cieszy mnie, że nie tylko ja :) We'll see about that. ;)

      Usuń
    11. Zauważyłam, że sobie lubisz "pogadać", ale jak dla mnie to super :) Insta jest spoko, nawet jak sama nie chcesz nic publikować, to można obserwować wiele super kont, także ja go za to cenię:)

      Usuń
  8. A mi ta nowa wersja YSL wchodzi paskudnie w pory i muszę kombinować z nakładaniem:(
    Balsam Diora wersja Lilac też mi nie podeszła, za bardzo chłodny odcień dla mnie: znalazł nowy dom:)

    Muszę kiedyś w końcu kupić ten krem pod oczy by wyrobić sobie o nim zdanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to w moje wejdzie jak bum cyk cyk. Czyli YSL już skreślone. Dzięki. Zaoszczędziłaś mi fatygi. :)

      Usuń
    2. Oj tam, nie skreślajcie go zaraz. Może to jakiś inny czynnik szkodzący :D
      Ale fakt, zawsze Ci mówię Cashmere, żebyś testnęła na sobie, bo ja to jednak inna cera. Pory u mnie też raczej niewidoczne, także nie mam problemów z YSL. Wygląda tak samo dobrze, jak jego poprzednik (tylko trochę mniej rozświetlenia, wiem, muszę to podkreślać, bo nie rozumiem, po co w ogóle było to zmieniać).
      Leśne Runo - krem koniecznie spróbuj, ale nie wersję nową, ta nowa jest taka se. Musi być Concentrated na nim napisane i takie grzybkowe jakby opakowanie (nie wiem, dlaczego mi się tak skojarzyło, ale whatever :D). Ten krem jest naprawdę świetny, a wiesz, że nie rzucam słów na "wiatEr" :D

      Usuń
    3. do moich porów mało który podkład nie wchodzi, także mogę iść o zakład, że skoro u osoby bez takiego ewidentnego problemu włazi, to mnie wejdzie na bank. Jak nie będzie idealnego odcienia to sobie odpuszczę test, bo to bez sensu.

      Zaaaaa toooo, podjarałam się masakrycznie u Mart Żak na podkład Sisley Teint Eclat! Kiedyś, dawno temu mignął mi na jutubach, ale mało kto go używał, nie było hajpu i zapomniałam o nim. To nienajnowszy już wynalazek, a ja takie lubię. Do czasu reformulacji. :(

      Usuń
    4. Nie odpuszczaj sobie testu, chociaż dla samej ciekawości go testnij, bo wiesz, każda skóra inna i co innego będzie pasowało. Ale oczywiście na siłę nie namawiam :*
      Muszę powiedzieć, że ja mam ostatnio problem z moją skórą, to znaczy w sumie nie duży problem, ale jednak upierdliwe to jest. Otóż normalnie ona jest mieszana w stronę suchej okresowo przeradzająca się w jeszcze bardziej suchą, szczególnie na policzkach. I ostatnio jak nakładam podkłady, to normalnie widzę, że one wszystkie sucho wyglądają, tak jakby cera pod spodem była wysuszona na wiórek. Nie wiem za bardzo, jak się ratować, używam sera nawilżające, bogate kremy i nic. Co prawda nie mam suchych skórek, ale widzę tą papierzastą strukturę i wiem, że to odwodnienie/przesuszenie. Podejrzewam też, że winna jest tu też mocno pogoda, bo wiatry i deszcze, a do tego mrozki ostatnio (nie tak, jak w Polsce, ale jednak). Także chyba muszę przeczekać ten okres, ale jest to na maksa irytujące, tym bardziej że wiesz, że lubię mocno rozświetlony look :)
      Podkładu z Sisleya nigdy nie testowałam, także nie mogę powiedzieć o nim ani słówka. Mam tu niby Sisleya, ale jak widzę ich ceny, to mnie trochę zniechęca. I chociaż wiem, że wydaję czasem spore kwoty na kosmetyki, to ta marka już jest chyba dla mnie zbyt droga, dlatego jakoś mnie do nich nie ciągnęło. Ale jeśli jest fajny, to może warto byłoby przetestować? :)
      A czy ja Ci mówiłam kiedyś o podkładzie Guerlain Orchidee Imperiale? Takim w tym słoju? Koszmarnie drogi, w PL był kiedyś za koło 8 stów, ale wzięłam se próbaska dawno temu i był cudowny, po prostu wyglądałam w nim olśniewająco. Ale taka cena, że z nóg zwala :DDD I jeszcze za podkład. Ta kwota by mi starczyła prawie na dwa botoxy :DDDDD

      Usuń
    5. Nastukałyście literek i nie mam jak się wcisnąć :P od siebie dorzucę, że nie wiem o co chodzi, ale tak, kolory tego podkładu YSL nie pokrywają się tzn. jest różnica pomiędzy starą a nową wersją. I co dziwne, YSL Le Teint Touche Eclat w odcieniu B20 zachowywał się na mojej skórze zupełnie inaczej niż B40 :crazy: przy czym i tak B40 oraz BD40 są moimi kolorami, ale myślałam, że jak kupię jaśniejszy to będę mogła je sobie mieszać, żeby mieć podkład na cały rok. Szczególnie, że wpadłam po uszy z tonikiem samoopalającym :D Mieszanie kolorów nie było dobrym pomysłem, bo wtedy ten podkład w ogóle u mnie się nie sprawdzał. A B20 solo wyglądał źle. Zbieram się do recenzji tego podkładu i nie powiem, kocham ze względu na super współpracę z kolorem B40. Niemniej skąd takie zamieszanie? Próbowałam różnych baz, nawilżaczy i za każdym razem jak w cyrku :D

      Usuń
    6. Może są jakieś różnice w działaniu poszczególnych odcieni? Kurka wodna, sama nie wiem, dlaczego takie jaja. Ja zauważyłam, że kolor B10 w nowej wersji to nie jest ten sam odcień jak B10 z poprzedniej. Pamiętam, że kupiłam ten nowy, jak jeszcze miałam resztkę starego (i oszczędzałam go, bo wiedziałam, że jest wycofany, więc było żal używać:D) i ten nowy kolorystycznie jest ciupkę inny, ale nie tak, żeby mi nie pasował, wciąż pasuje, tylko w opakowaniu się trochę różniły, a w działaniu to jak już pisałam powyżej - ten nowy jest taki bardziej suchy na buzi, oczywiście nie jest to podkład z kategorii suchych, ale poprzednia wersja była bardziej rozświetlająca, cera była aż taka promienna, wyglądała na super hiper nawilżoną, a tu po prostu jest dobrze, ale nie ma tego mega super efektu, jak przy poprzednim, cała reszta jest jednak podobna, także wciąż lubię:)

      Usuń
  9. Huggable Lipcolor, zapisane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze masełkowate pomadki, jakie w życiu używałam:)Coś podobnego do Revlon Lip Butter, jeśli Revlony lubisz, to te też polubisz :) Ja mam dwa Revlony i oba kocham, chociaż czasem mi włażą na zęby trochę :D Z kolei Macowe mam jakby odpowiedniki (nie idealne, ale podobne mocno), to one są świetne i na zębiska nie włażą :D Z Revlona mam Sweet Tart i Sorbet, a z Maca widoczne na którejś fotce powyżej Feeling Amorous i Love Beam, cudowne kolorki <3

      Usuń
  10. o matko kochana! Jak ja bym wpadła do Twojej toaletki, to wyszłabym wymalowana jak małpa w tych wszystkich cudownych pomadkach! *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypraszam sobie, ja nie mam żadnych małpowych kolorów :DDDD Tylko normalne, różowe :DDDD

      Usuń
  11. Też lubię szminki Maca. :) Wezmę twoich ulubieńców pod uwagę, świetny wpis :), a po wybielacz Inglota lecę na dniach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szmineczki Maca są najlepsze na świecie :) A wybielacz Inglota to może nie jakieś odkrycie wszechczasów, ale naprawdę używam go z wielką przyjemnością, bo ogromnie podoba mi się efekt, jaki daje na paznokciach :)

      Usuń