Napiszę dzisiaj kilka słów o produkcie, który nabyłam kilka miesięcy temu właściwie tylko dlatego, że a) błyszczy się cudownie i b) bo była znacząca promocja. Mowa o błyszczyku z Maca, który od jakiegoś czasu chciałam wypróbować, bo słyszałam zewsząd pozytywne komentarze, że ta seria jest mocno iskrząca się i super. Czy i dla mnie okazała się super? Dowiecie się zaraz.
Zdecydowałam się na odcień Jingle Jangle tylko dlatego, że wydał mi się podoby do Steppin' Out, na którym mi bardzo zależało, a którego nie było, a że promocyjna cena by się skończyła, to przecież trzeba było brać cokolwiek, byle by było podobne. Rzeczywiście, jak potem porównywałam odcienie to Steppin' Out jest podobny, może ciupek bardziej różowy.
Kosmetyk ten jak wszystkie produkty Maca przychodzi do nas w pudełku, które już dawno poszło do recyklingu (swoją drogą ciekawskie pytanie - czy trzymacie swoje kosmetyki w pudełkach, jeśli w takowych są oryginalnie zapakowane, czy wyrzucacie?).
Kolor błyszczyka to taki delikatny różowo - nudziakowy odcień z pierdyliardem połyskujących drobinek różnego koloru. W Dazzleglassach jest dużo brokatu, więc osoby, które go nie lubią raczej nie będą z nich zadowolone, tym bardziej, że drobinki na ustach widać.
Aplikator niestety nie należy do moich ulubionych, wolę te takie gąbkowe jakby, a tutaj mamy średniej długości cienki pędzelek. Trudniej tym precyzyjnie sobie wymalować usta i mam wrażenie, że nabierana z opakowania ilość zawsze jest albo za mała, albo za duża, nigdy nie jest tak, żeby nabrało się idealnie. Zapach to też ma, jest delikatnie waniliowy, bardzo przyjemny i czuć go nie tylko podczas aplikacji, ale też jeszcze chwilę po niej.
Kolor jak już wspomniałam to delikatny róż/nudziak z wielokolorowym brokatem. Na ustach wygląda dokładnie tak, jak na słoczu na mojej dłoni. Z racji tego, że jest to błyszczyk z przezroczystą bazą docelowy kolor będzie zależał od tego, jaki jest nasz naturalny odcień ust, ale można też wargi pomalować wcześniej pomadką czy też nałożyć na całe usta konturówkę.
Najbardziej podoba mi się wersja z nakładaniem go na konturówkę, bo można sobie w zależności od jej koloru modyfikować efekt. Jeśli nakładam Jingle Jangle na pomadkę to mam wrażenie, że tego jest już za dużo.
Kolor wygląda naprawdę ślicznie i pięknie się mieni, drobin jest w nim ogrom, ale nie wygląda to, jakbyśmy sobie brokat przykleiły do ust, po prostu wygląda to schludnie.
Są jednak dwie rzeczy, o których muszę powiedzieć, ponieważ dla niektórych (w tym dla mnie) mogą one dykswalifikować zakup tego kosmetyku. Po pierwsze ten błyszczyk klei się strasznie, po prostu ohydnie. Rozumiem, że to klejenie przekłada się też na jego trwałość (bo trzyma się na ustach jakieś 3 godziny, można przeciągnąć do 4 w zależności od tego co się robi), ale ja takiego uczucia nie lubię, jest to dla mnie niekomfortowe.
Drugą bardzo istotną sprawą jest jego ekspresowe zużywanie się. Ostatnio używałam go trochę częściej i zauważyłam, że poziom się zauważalnie zmniejsza z dnia na dzień. Wzięłam więc miarkę i zmierzyłam, ile mi go 'schodzi na 1 aplikację. Okazało się, że 1.5 milimetra do 2, co czyni ten kosmetyk strasznie nieopłacalnym (dla mnie akurat to nawet lepiej, że tak szybko się kończy, bo mam problem z nadmierną ilością produktów do ust, ale jednak wiem, że przeciętny użytkownik takiego błyszczyka kupując go oczekiwać będzie jakiejś tam wydajności, a tutaj ona jest porażająco niska).
Podsumowując - Dazzleglass w odcieniu Jingle Jangle można powiedzieć, że spełnił moje oczekiwania pod względem błysku, a o to mi głównie chodziło. Nie pasuje mi jednak jego klejenie się i aplikator, wydajność też jest bardzo słaba, bo wychodzi na to, że ok 20 do 30 aplikacji i błyszczyka nie ma, także cena jest nieadekwatna. Raczej nie odkupiłabym, ale widziałam, że w UK nie za bardzo da się odkupić, bo Dazzleglassy chyba są wycofane, także nie ma problemu.
A Wy miałyście do czynienia z tymi błyszczykami? A może wcale nie lubicie takiej formy produktu na usta? Albo znacie jakieś fajne, nie klejące się, ale dające błyszczący efekt i z normalnym aplikatorem?
Uwielbiam Macowe Dazzleglassy, ale gdyby stosunek ceny do ilości produktów był bardziej opłacalny kupowałabym je częściej. Na dzień dzisiejszy jestem zakochana w Pure Color Love Liquid Lip od Estee Lauder.
OdpowiedzUsuńJa lubię za efekt, ale kurde ani ten pędzelek, ani ta kleistość, ani stosunek wydajności do ceny mi nie pasuje...
UsuńNie testowałam Pure Color Love Liquid Lip od Estee, generalnie mało produktów na usta testuję, bo staram się zużyć coś z mojej i tak ogromnej kolekcji :D Ale może kiedyś w przyszłości, o ile nie wycofają :D A jakie one są? Czy to są maty, czy błyszczące produkty?
Jeszcze nie mialam blyszczyka z Mac´a, a wyglada super! Oczywiscie opakowania wyrzucam...meczylabym sie jakbym miala zawsze z nich wyciagac...
OdpowiedzUsuńOni mają kilka serii, ta jest najbardziej brokatowa:) Miałam dwa razy z normalnej serii takiej nie błyszczącej i nic mi nie urwały :)
UsuńA co do opakowań, ja zostawiam pudełko tylko jeśli produkt ma jakąś piękną kasetkę i wiem, że jak zużyję produkt,to będę chciała zachować kasetkę od niego i wtedy sobie włożę w to pudełko :D Ale nie zawsze to robię. Mam chyba tylko takie 3 egzemplarze. Tez bym sie męczyła, jakbym miała codziennie wyciągać z opakowań kosmetyki, ale wiem, że są takie osoby, które to robią, bo lubią mieć w pudełeczkach :)
Piekny kolorek idealny topper :D
OdpowiedzUsuńSamodzielnie też spoko daje radę :) Szkoda tylko, że taki z niego klejuch :)
UsuńWyrzucam kartoniki :D a tak to fee klejenie się już nie chcę go, drobinki? Tolerowałam tylko w mazidle od Guerlain w innym już nie ;D
OdpowiedzUsuńJa wyrzucam, ale nie wszystkie :D Jak produkt jest jeszcze nowy to chwilę jest w kartoniku, potem wyrzucam :)
UsuńTe błyszczyki z Guerlain były cudowne, jedne z najlepszych, najbardziej komfortowych błyszczoli. Marka niestety chyba postanowiła je wycofać, bo ich już jakiś czas nie widziałam na stoiskach...
Miałam jeden błyszczyk Dazzleglass i na nim się skończyło. To klejenie się jest dla mnie zbyt uciążliwe, aż czasami ciężko było mi go równomiernie rozprowadzić. Muszę jednak przyznać, że Jingle Jangle jest śliczny :)
OdpowiedzUsuńMam dokladnie te same odczucia, co Ty. Kolor przepiekny, blysk sliczny ale klejenie sie to nie jest coś, za czym ja przepadam i ten aplikator tez moglby byc inny. Sama nie wiem juz czy to dobrze czy nie ze wydajnosc taka mala, bo z jednej strony lubie go za efekt ale z drugiej klejuch z niego straszny...
UsuńTaki delikatny kolor to coś dla mnie, ale to klejenie się jednak mnie zupełnie odrzuca. Nie lubię tego efektu.
OdpowiedzUsuńJa tez nie, chociaz naprawde efekt na ustach jest ladny wiec blyszczyk zuzyje, ale za to klejenie ma u mnie minus...
UsuńŁadnie lśni :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Szkoda tylko, że to taki lepiuch :D
UsuńŁadny kolor. Bardzo mi przypomina Sunset Strip ABH, z tymże w Twoim trochę bardziej wybija się róż:).
OdpowiedzUsuńJeśli jest niewydajny i klejący, to rzeczywiście nie ma sensu szaleć z Dazzleglassami;) podczas zakupów w Mac;).
Kolor mi się podoba, chociaż przeważnie wybieram ciemniejsze trochę, natomiast właśnie ta kleistość mnie nie zachęca, a zużywanie w ekspresowym tempie zniechęca mnie jeszcze bardziej :D
UsuńSzczerze to prócz błyszczyków z Guerlain i z Chanel i w sumie trochę też Narsowych (ale dokładnie w takiej kolejności lubienia) nie znam żadnych godnych uwagi niestety.
Patrzyłaś na błyszczyki z Jacobsa albo Fenty? Co prawda Fenty nie jest moją ulubioną firmą, ale kupiłam parę miesięcy temu Fu$$y i chyba ostatecznie go polubiłam (tzn. kiedy już zmęczyłam 3/4 opakowania, to w końcu prawidłowo można go wymieszać przed nałożeniem na usta :D).
OdpowiedzUsuńNajlepsze i najmilej widziane błyszczyki przeze mnie to te z Chanel, Narsa, Shiseido (jeżeli szukam koloru i połysku). Jak mi się coś przypomni, to dopiszę :)
Nie testowałam ani Fenty, ani Jacobsa, a to tylko dlatego, że mam mały problem z produktami na usta (po prostu mam tego za dużo) :DDD więc staram się zużywać to, co mam, a nie kupować ani nawet nie patrzeć na żadne inne :D
UsuńJeśli chodzi o Fenty to Fu$$y podoba mi się najbardziej i generalnie jakbym miała kupić, to ten odcień, ale zanim kupię, to ojojoj, jeszcze lata świetlne chyba :DDDD
Bardzo lubię wspomniane przez Ciebie błyszczyki z Chanel i Narsa, Shiseido nie miałam, od siebie mogę polecić te z Guerlain, aczkolwiek nie wiem, czy czasem nie zostały wycofane...
Od kolorówki do ust z Guerlain trzymam się z daleka, nie wiem co oni tam dodają, lecz każdy zakup/prezent lądował w koszu albo dawałam Mamie/koleżankom. Przesuszają mi usta, i to strasznie :(
UsuńJeszcze mi się przypomniało, że bardzo lubię błyszczyki Victoria's Secret i szalenie spodobały mi się te z Beauty Pie. No i mam zamiar kupić Dior Lip Glow Oil.
O kurczę, to bardzo niedobrze... Szkoda, że tak Ci się nie sprawdziły. U mnie nigdy nic złego nie robiły i przyznaję, że ta seria w trumienkach (ale ta świetlista, nie matowa), to moje ulubione pomadki, jednak opakowanie do mnie tak super nie przemawia (nie lubię tych trumienek). Błyszczyki właśnie też plasują się u mnie wysoko.
UsuńA widzisz Victoria's Secret nie miałam, chyba nawet nigdy nie wlazłam do ich sklepu :DDD O Beauty Pie też nie słyszałam :D A z kolei Dior Lip Glow Oil widziałam, że wyjdzie niebawem, tylko nie wiem, czy sama nabędę, bo nie lubię olejków do ust, jakoś tak nie wiem, nie przepadam za używaniem tego. Dla mnie wciąż albo pomadka (świetlista), albo błyszczyk, chociaż zdecydowanie częściej jednak noszę błyszczące pomadki :D