piątek, 24 stycznia 2020

Zużywanie kosmetyków - dlaczego, po co i jak ja to robię?

Poprzedni wpis o rocznych zużyciach makijażowych cieszy się bardzo dużą popularnością. Przyznaję, że ogromnie mnie to cieszy, ponieważ wiem, że ten blog zmienia nieco swój charakter głównie przez moje bardziej zdroworozsądkowe podejście do tematu zakupów i zużywania kosmetyków. Będzie raczej mało zakupów, trochę recenzji, ale głównie skupię się na pokazywaniu Wam moich postępów w zmniejszeniu nieco mojej kolekcji. Pomyślałam więc, że żeby zacząć ten temat muszę zrobić jakiś wstęp, wyjaśnić parę rzeczy. Dlatego dzisiaj opowiem Wam, dlaczego i jak to się stało, że doszłam do punktu, w którym jestem dzisiaj.
Wszystko zaczęło się jeszcze na długo przed blogiem. Interesowałam się kosmetykami i różnymi markami, czytałam i kupowałam (ale nie na tak wielką skalę). Potem zaczęłam pisać i chciałam przetestować wszystko, co się da, byle jak najwięcej, zarówno po to, żeby znaleźć perełki w danych kategoriach, ale też po to, żeby móc dzielić się wiedzą z innymi i niejako 'chronić' innych od nietrafionych zakupów. Myślałam sobie, że moje szuflady będą wypełnione kosmetykami jak na filmach na jutubie, a ja będę sobie wszystkiego używać. I to od rozpoczęcia pisania bloga kupowałam cokolwiek chciałam przetestować bez żadnego opamiętania.
Opamiętanie jednak przyszło, nie wiem, skąd to się wzieło. Może z mojej pierwszej zepsutej pomadki, czy jak zobaczyłam, że mam taką ilość podkładów, że nie zdążę ich zużyć zanim się nie zepsują. Nie wiem. Ale pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że mam tego wszystkiego tyle, że po prostu nie mogę się tym wszystkim nacieszyć odpowiednio, bo nie starcza mi czasu na wytestowania jednego, bo już 4 nowe czekają w pudełkach. I to w każdej kategorii. Przyznaję, że zawsze sobie zapisywałam, ile wydaję miesięcznie/rocznie na kosmetyki (wszystkie, zarówno kolorówkę jak i pielęgnację), ale wolę chyba nie zdradzać, ile na przykład wydałam w 2014 czy w 2015 roku. Fakt, że ten blog nie miał nigdy żadnych współprac też nie pomagał (nie, żeby przeszkadzał), ale to oznaczało, że wszystko to kupiłam sama (albo dostałam jako prezent od rodziny, ale wiecie, co mam na myśli). Generalnie jednak chodzi mi tu o aspekt utopionych pieniędzy. I do tego punktu odniosę się jeszcze później.
Gdzieś w połowie 2018 roku stwierdziłam, że już mnie nie bawi posiadanie tylu kosmetyków i kupowanie na morgi, bo mam jedną twarz i nie nadążam z testowaniem. Jednocześnie nie mogę być aż tak krytyczna, ponieważ kupowanie różnych rzeczy nauczyło mnie, jakie formuły lubię, jakie wykończenia i kolory lubię, jaki stopień krycia, itd. Także ostatecznie mam niemalże wszystko w tych samych odcieniach i w podobnych formułach.
Chciałabym tutaj jeszcze tylko powiedzieć, że ten post nie ma na celu nawracania nikogo do kupowania mniej, nie ma też na celu zrobienia ze mnie minimalistki, bo jak zawsze powtarzam - ja nigdy nie będę minimalistką w kwestii kosmetyków. Ale jak Agata napisała u siebie na blogu - chcę móc wybierać z kilku, a nie z miliona. Do tego dochodzi też kwestia przeterminowywania się kosmetyków. Stąd wiem, że po prostu starczyłoby mi posiadanie 20 pomadek, a nie 58, czy posiadanie max 6 róży, a nie 30. Ale nikogo nie krytykuję, jeśli ktoś chce mieć tych pomadek 300 czy 500. Paradoksalnie też mimo że chcę uszczuplić swoją kolekcję, to lubię oglądać wielkie kolekcje u innych :) Generalnie jednak zmierzam do tego, że ten post nie ma na celu niczego więcej, prócz opowiedzenia Wam mojej drogi, bez żadych podtekstów :)
Wracając do tego 2018 kiedy stwierdziłam, że mam za dużo postanowiłam sobie wszystko skatalogować i podliczyć wraz z cenami, jakie za to zapłaciłam i wartością rynkową - ja jestem umysł ścisły i lubię wszystko liczyć (pamietacie post o tym 'Jak ogarniam swoje zapasy pielęgnacji' z 2014 roku?), ale teraz poszłam o krok dalej, zrobiłam wszystko w Excelu z podliczeniami (ceny, daty do zużycia itp) i miałam wszystko zwizualizowane (oddzielnie zliczone cienie do powiek, podkłady, róże itp, a potem podliczenia ile czego i jaka wartość). Osobno jest też arkusz z ilością sztuk, który możecie zobaczyć poniżej:
(Na tym zdjęciu widzicie, że prowadzę to już od 2018, każdy rok osobno, na koniec miesiąca zliczam, ile mam sztuk z danej kategorii, podliczyłam już nieco styczeń, ponieważ już jest blisko do końca, a wiem, że w niektórych kategoriach już nie zużyję więcej, te kategorie, które jeszcze nie jestem pewna, czy coś zużyję pozostawiłam na razie puste).
Generalnie podliczenie wszystkiego zajęło mi kilka dni, bo i towaru do zliczania było dużo. Ale jak już to zrobiłam to złapałam się za głowę. I wtedy już na poważnie zabrałam się za kombinowanie, jak tu sobie z tym wszystkim poradzić. Ale nie myślcie sobie, że od razu jak zobaczyłam ile tego faktycznie jest to też pomyślałam - oooo, już nic nie kupię. Wcale nie. Postanowiłam jednak ograniczyć zakupy. Kupowanie mniej było jednak łatwiejsze dlatego, że przez te kilka lat kupowania o wiele za dużo przetestowałam już chyba wszystkie formuły, wszystkie wykończenia i wiem bardzo dużo o kosmetykach, ogólnie więc mało co jest mnie w stanie zaskoczyć, bo wszystko już wymyślono, wszystko już zrobiono. I ja większość tych formuł i wykończeń znam. I wiem dokładnie, czy coś ma szansę się u mnie sprawdzić, czy nie. Znam też 'swoje' ulubione kolory i ciągle je używam, stąd myślę, że miałam taki mały bonus, bo nie kusiło mnie aż tak bardzo, żeby kupować nowości, mogłam sobie po prostu coś bardzo podobnego wyjąć z szuflady.
Problem jednak wciąż był z ilością, która już u mnie była i z niektórymi nietrafionymi kosmetykami, które z jakichś względów mi się nie spodobały (kremowe cienie na przykład, miałam kilka sztuk i nie lubię pracować z taką formułą i tyle, albo płynne pomadki, róże w odcieniu pomarańczu itp.). Sprzedałam/oddałam więc ogromną część swoich kosmetyków. Zostały mi tylko takie, które lubię, które używam z przyjemnością i zaczęłam je zużywać i nie dokupywać nowych (to znaczy troszkę dokupiłam, ale niewiele), głowny jednak cel od końca 2018 to zużywanie. Nie wyobrażam sobie jednak musieć zużywać kosmetyków, które mnie męczą, których nie lubię. Tutaj też odnoszę się do wpisu Agaty, bo całkowicie zgadzam się z tym, co napisała, że jak można starać się wydłubać do ostatniego okruszka coś, czego się nie lubi. Lepiej to wywalić albo oddać i używać kosmetyk, który się wielbi i który będzie się zużywało z ogromną przyjemnością.
Jednocześnie też wyznaczyłam sobie zasady, których jeszcze nie złamałam. Zasady od początku były po to, żeby wiedzieć, dokąd to zmierza - a zmierza do zmniejszenia ilości. Ale nowości wciąż się pojawiają, więc jak to zrobić? Jedna z kluczowych zasad jest taka, że żeby kupić sobie jeden nowy kosmetyk z danej kategorii muszę zużyć dwa albo trzy, które już mam (lepiej by było trzy of kors). Nie chcę nie kupować wcale, bo jak mówiłam wcześniej kosmetyki wciąż lubię i chęć zmniejszenia kolekcji to nie jest żadna kara, to jest po prostu świadomy wybór. Chcę jednak czasami sobie coś nowego przetestować, jeśli wydaje mi się ciekawe. Ban całkowity jest tylko na pomadki i błyszczyki, w tych kategoriach mam za dużo i one zużywają się zbyt wolno, żebym chciała kupić cokolwiek nowego, tym bardziej, że już mam swoje ulubione pomadki (w sensie formuły, kolory i wykończenia). Nie potrzebuję i nie chcę więc nowych.
Żeby sobie postawić jakieś konkretne założenia jak to zrobię musiałam też określić sobie, co jest moim celem. Na przykład mam listę ze wszystkimi kategoriami kolorówki (podkłady, korektory, pudry itp) i wyznaczam sobie, ile chcę mieć zużyte do końca grudnia. W kolumnie obok jest liczba, która jest moim 'ultimate goal', której wiem, że na przykład do grudnia nie osiągnę, bo mam tego za dużo, ale jest to osiągalne później. Kontrolowanie ilości jest kluczem i naprawdę bardzo pomaga, ale wyznaczenie sobie celu i zastanowienie się dlaczego właściwie chcemy ten cel osiągnąć też bardzo motywuje i pomaga. Denkowanie jednak to nie jest dla mnie żadna trauma i kara, traktuję to jako zabawę, cieszy mnie to, sprawia frajdę. Gdyby tak nie było, to po prostu sprzedałabym lub oddała wszystko i od razu miała tyle wszystkiego, ile chcę mieć :)
Od 2016 roku zapisuję też sobie, ile produktów z danej kategorii kolorówki jestem w stanie zużyć w ciągu roku. I wyniki są takie, moi Drodzy, że jednak niewiele (pielęgnacja, jak już wcześniej wspominałam, nie jest dla mnie problematyczna, bo zużywa się szybko). Dlatego to znowu zastanawia, czy faktycznie potrzeba mi aż 20 podkładów, jak przy 6 też miałabym odpowiednio duży wybór. Znowu jednak z podliczaniem wracamy do momentu, kiedy to podliczanie uświadomiło mi, jak niewiele jestem w ogóle w stanie 'przerobić'. Podliczanie też uświadomiło mi, czego zużywam najwięcej, a z czym idzie mi bardzo opornie. I powiem Wam z autopsji, nawet jeśli malujecie się 7 dni w tygodniu, 52 tygodnie w roku, to i tak zużycia będą niewielkie, no bo ile tego się nakłada na buzię? Niedużo. Mi osobiście wyszło na to, że najszybciej zużywam podkłady i rozświetlacze (lubię błyszczeć of kors:D), przez pomadki też całkiem szybko przechodzę. Ale niedostatecznie szybko, żeby uzasadnić posiadanie wielkiej ich ilości. Mam nadzieję, że to, co piszę ma sens.
W połowie 2019 roku postanowiłam więc, że pozbędę się jeszcze więcej kosmetyków. I tak zrobiłam - znowu sprzedałam trochę i oddałam trochę, część wyrzuciłam. To jednak, co zostało, co możecie zobaczyć na zdjęciach w tym wpisie, to wciąż jest dużo, jednak są to takie rzeczy, które chcę zużyć sama. Dużo z nich odkupiłam, żeby były świeższe (tu właśnie pojawia się motyw z finansową częścią tego całego przedsięwzięcia - pisałam wcześniej, że wszystko kupowałam sama, także musiałam wyrzucić, oddać lub sprzedać za bezcen i w tym momencie myślę o tej kasie, ktora po prostu została wyrzucona w błoto), część mojego zbioru jeszcze jest z czasów pomroczności, jednak dzięki moim listom i świadomości, ile tego jestem w stanie 'przerobić' sprawia, że inaczej patrzę na zakupy.
Co mi na pewno pomaga w zużywaniu to właśnie podliczanie, ile zużywam i ile mam i ile jeszcze chcę zużyć, żeby mieć swój ultimate goal. Wyznaczam sobie też kosmetyki do zużycia w tzw 'project pan'. Ale nie robię 10 projektów na raz jak niektóre dziewczyny, bo wg mnie wtedy skupiamy się na zużyciu zbyt wielu produktów na raz, a to ma być racjonalne podejście. Nie można sobie wyznaczyć na przykład, że do grudnia zużyję 20 podkładów, bo z góry wiadomo, że to się nie uda (moje podliczenia znowu się kłaniają, ja zużywam średnio 4-5 podkładów w roku). Wyznaczanie sobie realistycznych celów, które mamy faktycznie szansę osiągnąć w określonym czasie.
Jeśli chodzi o project pan, to mam na to osobny arkusz w Excelu :D Wyznaczam sobie 1 lub 2 kosmetyki główne w danej kategorii, na których chcę się skupić najmocniej, czyli zużyć. Do nich wybieram sobie 1 lub 2 kosmetyki poboczne, które używam jeśli używanie tych głównych mi się trochę nudzi (wciąż to są kosmetyki, które bardzo lubię, ale wiecie, używanie np przez 5 miesięcy dzień w dzień tego samego różu trochę mnie nudzi), dlatego pozwalam sobie na odmianę, ale wciąż z tego, co już mam w myśl popularnej na insta zasady 'shop your stash' czyli wybierania z tego, co już  w zasobach mam.Tak wybrane kosmetyki ważę sobie na wadze kuchennej, żeby wiedzieć z czym zaczynam, a następnie w ostatni dzień miesiąca ważę je znowu, żeby wiedzieć, ile się zużyło przez cały miesiąc. Tym samym mogę wyliczyć, na ile mniej więcej starczy mi róż, bronzer, czy rozświetlacz, czy też pomadka. I powiem Wam, moi mili, starczają na wiele miesięcy, nawet przy używaniu 6-7 dni w tygodniu. Jednak radochę z tego całego liczenia i ważenia mam ogromną :)
Za każdym razem, jak robię znowu moje podliczenia ile czego się zużyło, to pukam się w głowę, jak mogłam być tak głupia i nakupować aż tyle, po co aż tyle? Tym bardziej, że to wszystko ma jak już mówiłam podobne formuły i odcienie, tylko takie, jakie najbardziej lubię.
Mam nadzieję, że za jakieś 2-3 lata dojdę do takiej ilości kosmetyków, która będzie dla mnie zużywalna całkowicie w około 2-3 lata. Tak sobie określiłam, żeby mieć taką właśnie ilość, a znowuż, żeby taką ilość mieć, trzeba z obecnej ilości zejść :) Ale już nie chcę oddawać, czy wyrzucać, z tym co mam myślę, że jestem w stanie sobie poradzić sama (no, może jeszcze kilku będę się musiała pozbyć, ale to później).

Wiem, że ten post już jest długi, chociaż mam wrażenie, że poruszyłam dopiero tylko część tematu. Chciałam jednak wyjaśnić Wam, dlaczego tak mi się odmieniło i dlaczego posiadanie ogromnej kolekcji kosmetyków przestało mnie bawić - po prostu nie nadążałam ze zużywaniem i to się psuje, więc po co topić pieniądze? Oczywiście jeszcze raz podkreślam, że ten post nie ma na celu pouczania kogokolwiek, czy zmiany czyichś nawyków, jeśli ktoś lubi mieć 100 podkładów, jeśli to sprawia mu przyjemność, to super. Zmiana odnosi się tylko do mnie. I jak już też wielokrotnie wspomniałam daleko mi do minimalizmu, nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę minimalistką, ale właśnie chcę wybierać z kilku produktów, a nie np z 60 pomadek, którą dziś nałożę, a inne leżą i czas im ucieka. Chciałabym mieć taką kolekcję, która pozwala mi na rotację kosmetyków bez strachu, że coś mi się zepsuje i do tego właśnie dążę. Jak już tak się stanie i osiągnę mój 'ultimate goal' w każdej kategorii to oczywiście wciąż będę sobie kupować rzeczy od czasu do czasu, ale już na pewno nie będzie to zakupoholizm, jak kiedyś, tylko świadome wybory, tym bardziej, że mając mniej, będę też w stanie zużywać szybciej. Mam nadzieję, że udało mi się tu zawrzeć, o co mi chodzi.

Dajcie znać w komentarzach, jakie Wy macie podejście do tematu zużywania i posiadania zużywalnej kolekcji. Czy zużywacie swoje kosmetyki na bieżąco? Czy macie problem z nadmiarem? I jeśli tak, to co robicie, żeby sobie z tym poradzić, czy też bawicie się w project pan?

18 komentarzy:

  1. Na ważenie kosmetyków nigdy bym nie wpadła. Powodzenia w Twoim postanowieniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje bardzo 😊 wazenie kosmow podpowiedzialy dziewczyny z jutuba, to jest spoko opcja bo jak widzisz ile faktycznie tego sie zuzywa w miesiacu to zdajesz sobie sprawe z tego, jak mało tego jest.

      Usuń
    2. Ja też właśnie widziałam na YT to, że dziewczyny ważą kosmetyki. Kojarzysz może Aldonę Annę? Ona od dłuższego czasu pokazuje progres w zużywaniu tego, co jej się nagromadziło:).

      Usuń
    3. O ważeniu wiedziałam od początku, bo jednak robienie zdjęć produktom i obserwowanie ich w czasie to jedno, ale jednak waga prawde powie :D Nie kojarzę tej dziewczyny, ale zajrzałam sobie na YT na jej kanał, całkiem spoko, chyba zasubskrybuję :)

      Usuń
  2. U mnie takie otrzeźwienie, kiedy pojawiła się decyzja odnośnie przeprowadzki do UK. Nagle z szaf/szuflad "wypłynęło" całe dobro :D Szybkie decyzje (bo miałam tylko kilka miesięcy na zamknięcie wszystkich spraw) pokazały, że NIE MA sentymentów. Najgorzej było z perfumami. Po czym nagle zachłysnęłam się dostępnością WSZYSTKIEGO w UK i do tego NIC mnie nie ograniczało. Trochę mi zajęło poznanie rynku oraz jego zasobów. Niby kupowałam z głową, ale w którymś momencie popłynęłam i po ok. 3 latach w 2014 przeszłam kolejne czystki, kiedy zorganizowałam akcję "Moje kosmetyczne skarby" i po "skatalogowaniu" całości stwierdziłam, że pora zapanować na tym :D
    Nadal moją największą słabością są perfumy i pędzle do makijażu, lecz podchodzę do tego zupełnie inaczej. Od dawna też stosuję listy i trzymam się tego (aczkolwiek mam miejsce na spontaniczne zakupy i wcale mnie one nie ograniczają, wręcz przeciwnie).

    Tak jak piszesz, cała ta "droga" pokazała mi jakie lubię formuły, kolory i co najważniejsze (wraz ze zmianami preferencji odnośnie makijażu) pomogło wypracować pewien schemat, którego się trzymam. Zawsze lubiłam kolorówkę, przede wszystkim używać (nie kolekcjonować), więc zwyczajnie przytłoczył mnie nadmiar (jak to się mówi, od nadmiaru szczęścia można zwariować LOL).
    Nie bawię się na siłę w zużywanie czegoś, co mi nie pasuje. Wtedy zwyczajnie to wyrzucam lub wydaję w świat (jeżeli kwalifikuje się do tego). Kiedyś zrobiłam takie totalne czystki, że z ciekawości podliczyłam zawartość kosza i....to był prawdziwy kubeł zimnej wody. Rezygnacja ze współprac i wszelkich działań PR-owych także wyszła mi na zdrowie, bo w przeciwnym razie utonęłabym w nadmiarze wszystkiego. A tak, nadal czerpię przyjemność z zakupów i własnych wyborów. To jest dla mnie kluczowe (nawet jeżeli okaże się, że coś co kupiłam, rozczarowało mnie. To mimo wszystko wyciągam wnioski i staram się wprowadzić je w życie).

    Z kolei w przypadku pielęgnacji, to u mnie najlepszą decyzją okazało się włączenie na stałe retinolu. Ten składnik jest bardzo wymagający i dzięki niemu wróciłam do podstaw, czyli skupieniu się wokół fizjologii skóry, jej realnych potrzeb. To było moje "przebudzenie" :))) i jednocześnie na nowo doceniłam wszystkie wskazówki ze strony mojej dermatolog. Wpłynęło to także na podejście do pisania recenzji i w ogóle moje stanowisko względem czytania/słuchania ich u innych. Dzięki temu przeszłam też małą metamorfozę z makijażem, dlatego też preferencje uległy zmianie. Co w przypadku chorej skóry stało się dla mnie bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten obszerny komentarz i podzielenie się swoją historią :) Faktycznie pamiętam, jak robiłaś na blogu 'kosmetyczne skarby', ja wtedy jeszcze byłam w czasie pomroczności i chciałam mieć więcej i więcej, ale byłam głupia :D Ale człowiek dopiero po czasie dostrzega jakie błędy popełnił. Ja do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że byłam taką debilką, że kupowałam bez umiaru. I nawet nie chcę myśleć, ile kasy wyrzuciłam w błoto na odsprzedawaniu za bezcen, wywalaniu czy oddawaniu. Po prostu nie miało to najmniejszego sensu. I tak, jak u Ciebie - kubeł zimnej wody mnie skutecznie otrzeźwił. Oczywiście tak jak i Ty - ja lubię kolorówkę, ale nie potrzebuję 10 czy 15 róży, jak mam tylko jedną twarz i nie nakładam tego dużo.
      Co do samego zużywania - piszesz, że się nie bawisz w zużywanie, tylko oddajesz, wyrzucasz - i to ma sens, jeśli Ci się kosmetyk nie podoba, znudził się czy inne jeszcze powody. Natomiast u mnie jest tak, że po 'przesiewie' zostało mi to, co lubię, czego nie chcę się pozbywać, więc postaram się zużyć ale bez spiny, a jak się nie uda/nie zdążę, to wyrzucę. Natomiast sam proces zużywania i notowania tego jest dla mnie super satysfakcjonujący i tak jak kiedyś się jarałam na myśl, że jutro pójdę do sklepu i kupię sobie coś nowego (co potem i tak leżało miesiącami w szufladzie), tak teraz jara mnie myśl - że oooo już jestem blisko denka tego różu (czy dowolnego kosmetyku) i niebawem go wykończę. Owszem, wciąż cieszę się, jak coś nowego sobie kupię, ale właściwie mając tyle wszystkiego, ile mam to nic nowego mi nie potrzeba tak naprawdę, więc i zakupy nie są mi potrzebne. Wyjątkiem jest pielęgnacja. Czytałam u Ciebie na blogu już kilkukrotnie o marce NIOD i o składnikach aktywnych (wracam do tych postów bardzo często :D), a także o retinolu z Liqpharm i chcę właśnie sobie go kupić i spróbować :) Skorzystałam też z Twoich rad, żeby sobie ułożyć skuteczny plan pielęgnacji i skupić się na potrzebach skóry, oczywiście jestem jeszcze w powijakach, ale powoli się uczę co i jak i mam nadzieję, że kiedyś moja skóra mi za to podziękuje. Na razie chciałabym wprowadzić retinol 2 razy w tygodniu i witaminę C rano, na wieczory bez retinolu serum nawilżające. I zobaczę, jak to zadziała. Nawet nie wiesz, jak Twoje posty okazały się pomocne :*

      Usuń

    2. Cała przyjemność po mojej stronie :)) Czasami dobrze jest wymienić się spostrzeżeniami, zwłaszcza że tak naprawdę prawie każda z nas była/jest na innym etapie i stąd dodatkowe wnioski.
      Nie traktuję tego w kategorii błędów, bo myślę, że w pewien sposób było to nieuniknione (patrząc przez pryzmat fascynacji sferą beauty). Kolejne doświadczenie, jedno z wielu :) Natomiast warto zwrócić uwagę, że pewnie nie stałoby się to pewnego rodzaju problemem, gdybyśmy miały mocno ograniczone środki. W każdym razie każda z nas ma to za sobą :) Co prawda nie ograniczam się, nie stawiam sobie żadnych wyzwań (bo to bezcelowe), jednak dużo rozsądniej podchodzę do zakupów.

      Wiesz, z tym zużywaniem i używaniem to jest nieco zabawna sytuacja ;) bo jak widzę większość to bardzo rozgranicza, a przecież jedno z drugiego wynika czy tego chcemy, czy też nie :D Sama wyznaję zasadę, że używam i zużywam, zwyczajnie, bez ciśnienia. A kiedy coś lubię, sprawdza się i sprawia przyjemność, to tym bardziej.

      Dla mnie forma czystek/porządków skupia się przede wszystkim wokół tego, co nie do końca wpasowało się w moje potrzeby/preferencje itd. Jeżeli coś lubię, podoba mi się i nadal widzę to w swoich zestawach do makijażu, zostaje. Jednak jeżeli do czegoś nie wracałam np. przez ostatnie 6 miesięcy, to wiem, że nie ma sensu tego trzymać dłużej. Kilkukrotnie przekonałam się, że w moim przypadku to dobra metoda na szybką selekcję. Kolejną kwestią jest też to, że jeżeli coś kupuję, to od razu zaczynam używać (a zdarzało mi się odłożyć, bo chciałam zrobić zdjęcia na bloga do recenzji i to nie było dobre podejście).

      Dziękuję za miłe słowa :* Bardzo doceniam! Chciałabym więcej pisać, bo tematów i produktów do omówienia nie brakuje, ale CZAS...zwłaszcza, że doszły mi też inne obowiązki, rozwijam dodatkowe hobby a doba nie jest z gumy ;)

      Cieszę się, że seria tych wpisów okazuje się przydatna (taki był plan ;)) bo mam zamiar ją kontynuować.
      Jeżeli mogę Ci coś zasugerować, to przemyśl pomysł z retinolem, bo teraz już jest koniec stycznia a z kolei optymalna kuracja z tym składnikiem wynosi minimum 6 miesięcy. Pytanie, czy chcesz włączyć retinol na stałe, czy w formie kuracji? (to jest bardzo ważne)


      Druga sprawa, bardzo ważne jest jaką formę witaminy C chcesz włączyć przy retinolu (bo to ma kluczowe znaczenie)?

      Następnie, czy masz wybrany filtr, bo przy kwasach/retinolu a także przy witaminie C jest to produkt, który spina w jedną klamrę całą pielęgnację i jest produktem zamykającym wariant na dzień.

      No i rzecz najważniejsza, dobrej klasy krem odżywczo-odbudowujący, bo będzie Ci potrzebny nie tylko podczas budowania tolerancji przy wprowadzaniu składników aktywnych, lecz przede wszystkim do utrzymania prawidłowej bariery naskórkowej.

      Warto przygotować listę i podejść do tego zadaniowo :)

      Usuń
    3. Zgadzam się z Tobą, że gdyby nasze środki finansowe były mocno ograniczone, to pewnie byśmy się tak nie zachłysnęły tym wszystkim. No i dostępność wszystkiego dosłownie na wyciągnięcie ręki w UK. Ale co jesteśmy nauczone, to jesteśmy i pozostaje nam tylko wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość :)
      Dokładnie, masz rację z używaniem i zużywaniem, jeśli kosmetyk jest przez nas lubiany, to przecież sięgamy po niego chętnie i z radością, więc prędzej czy później się zużyje. Osobiście lubię zmieniać kosmetyki kolorowe(na zasadzie rotacji, że np dzisiaj te róż, jutro tamten, oczywiście zaraz po zakupie używam ich przez dłuższy czas żeby przetestować i stwierdzić, czy mi przypasował, ale potem już rotuje z innymi, pielęgnacja zawsze jest stała, nowe kosmetyki wprowadzam stopniowo, nie używam z pielęgnacji 10 tysięcy różnych rzeczy na raz :D), no ale z racji mojego projektu na razie skupiam się na 2 z danej kategorii, żeby coś się zużywało. I też myślałam żeby zrobić tak jak Ty, że jeśli nie używam czegoś przez 6 miesięcy to się pozbywam, ale zaczęłam najpierw od obadania, co lubię z tego co mam, a czego nie, używałam sobie kosmów przez tydzien i zmiana i po tygodniu znowu zmiana i tym samym po tygodniu wiedziałam, czy kosmetyk ze mną zostaje, czy nie. Dlatego tzw 'przesiew' mam już za sobą. I mimo tego, że wciąż mam sporo to są tylko takie naj z naj :D

      Bardzo bym chciała żebyś pisała więcej na blogu. Lubię czytać Twoje posty, bo są rzeczowe i przygotowane na podstawie wielomiesięcznych testów, przemyślane. Nie że aaa coś tam se napiszę :D Widać, że masz ogromną wiedzę w temacie :) Ale rozumiem, że doba nie jest właśnie z gumy i mając inne rzeczy do roboty, pracę, dom, zainteresowania to jednak skupiamy się na nich. Blog to tylko taka odskocznia.
      Seria tych wpisów o skutecznej pielęgnacji i jak używać co jest OGROMNIE przydatna. Zmotywowała mnie do tego, żeby przemyśleć mój schemat pielęgnacji i okazało się, że używam po prostu randomowe rzeczy (na zasadzie kupiłam bo chciałam sobie przetestować), a tak naprawdę długofalowo nic nie ma szansy zrobić czegokolwiek. Dlatego pomyślałam, że znakomitym pomysłem byłoby tak jak już mi wcześniej sugerowałaś skupić się na faktycznych potrzebach mojej skóry. A brakuje jej takiej świetlistości i blasku (stąd pomysł z witaminą C), chciałabym też, żeby ona troszkę lepiej wyglądała (stąd pomysł na retinol) i czytając Twoje posty pomyślałam że mój plan mógłby wyglądać tak, że rano stosowałabym witamine C (kupiłam z The Ordinary tę wersję Ethylated Ascorbic Acid i mam jeszcze tą wersję chyba z 12% Ascorbyl Glucoside ale nie jestem pewna teraz, a nie mam jak sprawdzić:D), do tego krem z filtrem (znam tylko taki z Vichy SPF 50 bo go stosowałam już 2 razy, nie mam doświadczenia z filtrami za bardzo), na wieczór natomiast myślałam, żeby sobie 2 razy w tygodniu stosować Liq CR a na nie jakiś krem nawilżający (nie mam pomysłu jeszcze, jaki), a na dni bez retinolu serum nawilżające (np Dermedic bo je bardzo lubię) i krem nawilżający. Jeśli chodzi o stosowanie wit C to już mam doświadczenie. Z retinolem też mam, chociaż stosowałam kiedyś z Paulas Choice taki retinol 1 % i miałam wrażenie, że nie zrobił na mojej skórze nic :D Ani nie czułam ściągania, ani wysuszenia, ani generalnie nic, rezultatów też żadnych nie odnotowałam, chociaż chyba 3 miesiące stosowałam.
      Z Liq CR na początek chciałam zrobić kurację na 3 miesiące tak teraz, a potem zobaczymy, na lato bym odstawiła i wróciła do niego wiosną jakby się sprawdzał. Nie oczekuję wiele ani od witaminy C ani od retinolu, ale chciałabym, żeby po prostu ta skóra wyglądała nieco lepiej, była wyciszona, dobrze nawilżona i promienna. Na tym mi zależy głównie :) Nie wiem, czy dobrze kombinuję z tym wszystkim, ale definitywnie chciałabym włączyć znowu witaminę C bo za każdym razem jak jej używam (miałam już z różnych marek, w tym wspaniałe Liq CC Light), to widzę te pozytywne zmiany na skórze :)

      Usuń
  3. Mam podobnie, w kwestii kosmetyków (i ubrań) nigdy minimalistką nie będę. Lubię mieć wybór;). Staram się robić w miarę rozsądne zakupy, nie rzucam się na nowości;). Wiem co lubię i na tym się skupiam. Mam takie kategorie kosmetyków, które po prostu zużywam - jest w tym cała pielęgnacja, z kolorówki są to: podkłady, pudry i mascary. Tych kosmetyków staram się nie mieć zbyt dużo, najwyżej po kilka sztuk. Jeśli chodzi o pomadki, cienie, kredki do oczu - ich mogę mieć więcej, bo nie psują się tak szybko, a ja często maluję się na różne sposoby i noszę różne kolory na oczach i ustach (tu jednak dominuje róż i czerwień, czasem mauve beż;). Róże i rozświetlacze - tu też staram sie zachować umiar i dlatego na razi nie kupię następnego różu;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest zdrowe podejście do tematu :) Tylko u mnie niestety zanim skupiłam się na tym co naprawdę lubię i mi sprawia przyjemność to kupowałam na morgi jakieś pierdoły chcąc przetestować wszystko. I większość przetestowałam, ale po prostu posiadanie tak dużej ilości nie ma sensu, skoro już znamy swoje preferencje i upodobania :) Ja niestety z niektórymi kategoriami jestem w du..ie, jak możesz zobaczyć w tabelce w tym poście, ale wiem, że jeśli ograniczę zakupy do minimum (a tak naprawdę nie muszę ich robić bo i tak wszystko mam), to do końca roku progres będzie widoczny :)

      Usuń
  4. Bardzo się ciesze z takich świadomych decyzji u Ciebie I innych blogerek😊 Mnie zawsze przerażały te pełne szuflady kosmetyków... Sama zatrzymałam się właśnie na liczbie 6/7 róży, a I tak wykończenie tego zajmuje mi wieczność! Jeśli mam coś kupić to raczej nie oszczędzam- w końcu starcza mi to na bardzo długo...
    Nie udane kosmetyki oddaje rodzince, albo wyrzucam... Gorzej jest np. Z mydłami I szamponami etc... Tego swojego czasu nakupiłam mnóstwo, a niestety złego szamponu nie jestem w stanie zużyć I lepiej jest go wyrzucić 😊 Z mniejsza ilościa lepiej sie zyje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że wyszłam z debilizmu kosmetycznego :DDD Of kors teraz muszę się zmierzyć z tym, co zostało i zmniejszyć kolekcję, ale sam fakt że już doszłam do takich wniosków że nie warto mieć za dużo i robię z tym porządek mnie bardzo cieszy i motywuje:) Ogólnie musze przyznać, że ja widze progres w zużywaniu, ale to też jest uwarunkowane tym, że mam makijaż na buzi 6-7 dni w tygodniu (całościowy), więc i progres jest widoczny :)
      Ja już wszystkich nieudanych kosmetyków się pozbyłam, zostało mi tylko to, co naprawdę lubię. I ok, rozumiem, że wciąż jest tego dużo, ale już nie chcę wydawać wszystkiego, stąd właśnie pomysł na akcję denkowania, aż dojdę do mojego ultimate goal i będę miała dokładnie tyle, ile chcę :)

      Usuń
  5. Swietnie przemyslany plan, u mnie z kolorowka to raczej jest uzywanie niz zuzywanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) U mnie też kiedyś było używanie bardziej niż zużywanie, ale teraz to się zmieniło. Jak będę miała 'zużywalną' ilość, to wtedy będę mogła kosmy rotować bardziej :)

      Usuń
  6. Ja mało kiedy się maluję ale nie mam dużo kolorówki. A pomimo tego wprowadziłam u siebie projekt. W tamtym roku użyłam wszystkie błyszczyki. W tym roku myślę nad cieniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz ja się szpachelkuję 6-7 dni w tygodniu. I mówię tu o delikatnym, podkreślającym urodę makijazu, ale wciąż jest to makijaż pełen (podkład, puder, bronzer, rozświetlacz, róż, brwi, pomadka itp), ale wciąż wiem, że nie muszę mieć dużo kosmów, żeby taki makijaż wykonać, także projekt się przydaje :)
      Powodzenia w Twoim projekcie :) A masz jakieś szczególne zasady, czy po prostu starasz się zdenkować cokolwiek? :)

      Usuń
    2. Mam na blogu o projekcie moim:) Co mc inne kosmetyki będę używać:) A potem tak jak ty ważyć.

      Usuń
    3. Aaaa czyli na zasadzie miesięcznej rotacji :) To jest też super pomysł, przeczytam potem :)

      Usuń