Niedawno pisałam Wam o żelu na noc z Biotherm, z którego jestem średnio zadowolona, dzisiaj jednak napiszę nie o pielęgnacji nocnej, a o dziennej, na którą obecnie składa się kosmetyk z tej samej marki:
PureFect Skin Hydrating Gel to nawilżający żel do twarzy z wyciągiem z L.Digitata (makro-alga, która ma zdolność wykrywania oraz redukowania zanieczyszczeń) do cery mieszanej z tendencją do przetłuszczania. Pure.fect Skin zapobiega powstawaniu zanieczyszczeń i matuje skórę, zapewniając kontrolę błyszczenia do 8h.
Efekt: nawilżona, świeża i matowa skóra przez cały dzień.
Produkt nie zawiera parabenów.
Opakowanie podobne do żelu na noc, o którym pisałam ostatnio - bulbiaste i miłe dla oka, tym razem mamy jednak zielony plastik, w który spakowane zostało 50 ml kremu.
Pompka przy zakupie zabezpieczona jest plastikową nakładką, ale wyrzuciłam ją, bo nie była mi potrzebna. Dozowanie jest bardzo wygodne, nic się nie wydostaje na boki, otrzymujemy dokładnie tyle produktu, na ile mamy ochotę.
Konsystencja podobna do większości kremów, z jakimi miałam do czynienia, może minimalnie rzadsza, jednak zapach to jest coś, co mi w tym produkcie bardzo nie pasuje, nie wiem, czy to są jakieś zioła, czy co, ale pachnie brzydko, na szczęście po chwili nie czuć go na twarzy.
Porcja potrzebna do wysmarowania całej facjaty to około 2 pompki, chociaż ja używam 3 tylko dlatego, że chcę ten krem już jak najszybciej zużyć, co nie jest takie proste, bo używam go od końca listopada, a jeszcze chyba do końca miesiąca mi starczy. Wydajność więc oceniam bardzo na plus.
Co do działania - jestem świadoma, że ten krem nie do końca wpasowuje się w moje potrzeby, to znaczy ja mam skórę mieszaną ze skłonnością do przesuszania, a on jest do mieszanej ze skłonnością do przetłuszczania. Ale - uważam, że pomimo tego brzydkiego zapachu daje radę, może nawilżenie nie jest jakieś wielce spektakularne (i kiedy moja skóra się trochę przesuszała to nie potrafił jej pomóc), ale dla skóry, dla jakiej jest przeznaczony może się sprawdzić. Po nałożeniu na buzię staje się ona jakby matowa, taka trochę satynowa w dotyku, ale nie ma mowy o żadnym świeceniu, potem u mnie na to idzie makijaż. W ciągu dnia widzę, że skóra trochę lepiej trzyma ten mat, niż zanim używałam tego produktu, ale szału wielkiego nie ma i nie sądzę, że bardzo mocno przetłuszczającą się skórę on utrzyma w macie cały dzień, w przypadku mojej jest to około 6 godzin (ale wiadomo, z makijażem, pudrem itp.), źle nie jest, ale mogłoby być lepiej.
Nawilżenie, jak napisałam wcześniej też otrzymujemy, ale nie na wybitnym poziomie, jednak po nałożeniu kremu skóra nie woła "pić", czyli jakoś PureFect jednak nawilża.
Skład:
Jestem już przy końcu opakowania, jednak mam mieszane uczucia co do niego, w sumie nie wiem, czy Wam go polecać, czy raczej powiedzieć, że można go sobie odpuścić. Ja zużyję do końca pomimo tego smrodkawego zapachu, ale więcej nie kupię, jednak jeśli macie skórę mieszaną ze skłonnością do przetłuszczania, to można spróbować, ale najlepiej zacząć od próbek. Dla mnie to taki trochę przeciętniak, niby robi, co ma robić, tylko bez szału.
Miałyście do czynienia z kosmetykami Biotherm?
Moja ocena: 6/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
skoro nie ma szału to nie będę na niego spoglądać :)
OdpowiedzUsuńDla mnie bez szału, ale może dla innej skóry byłby super:)
UsuńMiałam kilka próbek taj marki i parę z nich mnie zaciekawiło :-) Używałam latem podobnego kosmetyku z YR i byłam zadowolona, więc ten może też by się u mnie sprawdził :-)
OdpowiedzUsuńJeśli tak sądzisz,że mógłby Ci się spodobać, to warto przetestować, w Sepho na pewno dadzą Ci próbaska. Daj znać, co o nim sądzisz, jeśli spróbujesz:)
UsuńJezeli ma w skladzie algi,to napewno go wyprobuje.Moja cera bardzo lubi kosmetyki z algami ,a zapach mi nie przeszkadza ,jezeli widze dobre efekty.Teraz uzywam Blue Therapy,ktory tez ma taki troche "morski" zapaszek ,ale buzka wyglada po nim ladnie naciagnieta i nawilzona,zmarszczki splycone.Tylko ten krem jest dosc tresciwy i na zime jest ok,a ten ktory opisalas moze byc super na wiosne,wiec chetnie sie z nim zapoznam :-)
OdpowiedzUsuńBlue Therapy to przy nim cudowny zapach, uwierz mi:) Wprawdzie nie miałam pełnowymiarowego kremu ani serum z tamtej serii, ale miałam miniatury i zapach mi się ogromnie podobał, tutaj jest coś duszącego, ziołowego chyba, nie wiem dokładnie, do czego to przyczepić:) Pamiętam też, że miałam właśnie próbkę kremu Blue Therapy do mieszanej skóry, czyli właśnie taki jak powinnam mieć i on wydał mi się zbyt mocno treściwy, może faktycznie na zimę byłby lepszy...
UsuńJeśli się skusisz na ten to daj znać, jak się u Ciebie sprawdza, jestem ciekawa:)
Przetestowałabym na swojej tłustej skórze, ale jest ryzyko, że nie utrzymałby matu niestety.
OdpowiedzUsuńOwszem, jest takie ryzyko, ale możesz zawsze wziąć jakąś próbkę i zobaczyć, jak działa:)
UsuńNie znam kosmetyków tej marki.
OdpowiedzUsuńJa na razie kilka, ale nie urzekły mnie jakoś tak bardzo mocno, także nie wiem, czy jeszcze coś kupię:)
UsuńMega mi sie podobaja opakowania tych kosmetykow szkoda ze to co w srodku jest to nie powala :P
OdpowiedzUsuńOpakowania rzeczywiście są bardzo ładne, poręczne i fajnie się używa, a do tego wszystkie odkręcane, także spokojnie wyjąć wszystko można całkowicie do końca, no tylko szkoda, że to co w środku to szału nie robi. Nie jest też złe, ale takie tam - można przejść obok obojętnie :D
UsuńKurcze, nie miałam jeszcze nic z Biotherm... Ale opakowanie ładne :)
OdpowiedzUsuńSerum jest fajne, to znaczy fajniejsze od kremów, które miałam, ale też nie jakiś szał na szczudłach :D
UsuńFajne opakowanie, swój ulubiony krem jednak już mam :D
OdpowiedzUsuńHaha, ja chyba też, ale ja mam taką paskudną naturę, że bym chciała wszystko przetestować i lubię wszelkie nowe kosmetyki testować, więc tak sobie testuję :D
UsuńTrzeba przyznać, że opakowanie wygląda nieziemsko :-) Aż się chce używać!
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że działanie nie robi szału...
Z Biotherm miałam kiedyś jedynie podkład, całkiem dobry :-)
Opakowanie jest fajne, ale widzisz myślałam, że da się wycisnąć wszystko do końca, a tu lipa, musiałam odwrócić do góry nogami i za każdym razem teraz muszę rozkręcać, żeby tą pompką wyjąć coś ze środka. Teraz już chcę, żeby się skończyło:)
UsuńNawet nie wiedziałam, że Biotherm ma podkłady, to znaczy widziałam krem BB, ale nie miałam pojęcia, że jakieś podkłady są :)
Mi jakoś z Biotherm nigdy nie było po drodze. Nie nęci mnie szczególnie ta firma, nie wiem sama dlaczego. Podobnie mam chyba jak z Lancome. Niby nic między nami nie zaszło, ale się unikamy :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście już skończyłam ten krem i w sumie wszystko, co miałam z tej firmy i ogólna ocena jest taka, że nie pokochałam tych kosmetyków, więc już nie kupię więcej, ale przetestować zawsze warto:) Co do Lancome to ostatnio testowałam to serum Genifique, na szczęście to była tylko miniatura, bo wysyp miałam taki, że szok, także nigdy więcej, ogólnie też ich inne kosmetyki mnie nie powalają na kolana, są po prostu przeciętne, a kolorówka taka sobie, dlatego raczej też z Lancome nic nie będę kupować :)
Usuń