Przeczytałam sobie kilka opisów tej serii produktów i producent zapewnia, że otrzymamy tutaj prócz cudownego nieprzemijającego koloru również nawilżenie, wygładzenie i długotrwałe uczucie komfortu.
Ja zacznę swoją recenzję od zachwytu nad opakowaniem. Uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam takie klasyczne motywy. Granatowe cacko ze srebrnymi dodatkami to coś dla sroki takiej, jak ja. Nie jest jakaś super ciężka, ale czuć ją w dłoni. Elegancja w pełnej krasie. Pojemność 3,5 g.
Kolor, który dla siebie wybrałam jest dość nieokreślony, jest to róż, ale z koralowym podtonem i jak się dobrze przyjrzeć to widzę w nim nawet trochę czerwieni, w którym zatopione są maciupeńkie drobineczki, widoczne tylko, kiedy się spojrzy pod światło. Nie dało się dobrze uchwycić na zdjęciach ani koloru, ani tych drobinek.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że jak na początki z makijażem ust to wybrałam całkiem nieźle, bo Rose Bonheur to taki typowo wiosenny odcień nadający twarzy świeżości i promienności.
Na tym swatchu niestety też nie jest super świetnie oddany, widać ten kolor nie lubi być fotografowany :) Na ustach wygląda trochę bardziej różowo:
Sztyft gładko sunie po skórze pozostawiając piękną warstwę koloru. Ta seria należy do bardziej kryjących i zostawia satynowe, choć lekko błyszczące wykończenie, które mi się podoba. Podczas aplikacji nie stwarza żadnych problemów, nie ślizga się i rozprowadza się znakomicie. Kolor trzyma się max 3 godziny, zjada się równomiernie i przez cały czas noszenia wygląda ładnie i nie wychodzi poza kontur warg. Nie włazi w zakamarki naszych ust i daje uczucie komfortu, ale uwaga - o ile usta są w dobrej kondycji, bo jeśli mamy je przesuszone, to niestety pomadka to podkreśli (ale nie ma się tutaj co czepiać, formuła jest kryjąca, więc nie wiem, jaki cud by musiał się stać, żeby coś kryjącego i widocznego nie podkreśliło suchej przeszkody, takie rzeczy przejdą tylko z pomadkami typu sheer). Nawilżenia ja tutaj nie zauważam, ale wysuszenia też nie, także nie będę się czepiać, bo można ją bezkarnie nosić cały dzień (na przykład matowych bezkarnie cały dzień nosić nie mogę i to niezależnie od marki). Zapomniałabym napisać o ważnej rzeczy, jaką jest cudowny zapach, jaki te produkty posiadają. Coś jak cukiereczki, skądś znam ten zapach, ale nie mogę sobie przypomnieć, skąd dokładnie. Czuć go jednak tylko podczas nakładania, potem zanika.
Uważam, że jakościowo Rouge Dior są bardzo dobre i sama mam na oku jeszcze kilka kolorów. Cena trochę powala na kolana, ale promo w Sephorze, czy innych drogeriach się zdarzają, także polecam kupować właśnie wtedy.
Jak Wam się podoba? Używacie pomadek? Jeśli tak, to jaka jest Wasza ulubiona?
Moja ocena: 9/10
Śliczny kolor wybrałaś! :)
OdpowiedzUsuńWiele wiele lat temu miałam szminkę z tej serii, taką bardziej w beżu. Nie byłam zachwycona jej trwałością na ustach... Dlatego akurat do szminek Diora mnie nie ciągnie, ale nigdy nie mówię nigdy ;)
Wybrałam go jeszcze w sumie w nieświadomości, jakie kolory lubię i w jakich mi najlepiej :) To było dawno :D
UsuńJa mam wrażenie, że wszystkie pomadki mają podobną trwałość, oczywiście te bardziej sheer mają mniejszą, a matowe większą, ale satynowe to jest przeważnie to samo:)
Też mam wiele pomadek i o większości jeszcze nie napisałam, jednak fotografowanie pomadek, swatchy, zwłaszcza na ustach, jest trudne i czasochłonne, przynajmniej w moim wypadku :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą całkowicie, sama mam jeszcze ze 3 pomadki, którym nie zrobiłam fotek, a tym samym nie mogę ich jeszcze użyć, ale czasu brak :D Nawet nie mówię o swatchach na ustach, ale wypadałoby zrobić jakieś fotki samemu produktowi, bo potem swatche na ustach to już kiedykolwiek można zrobić, a pomadkę w międzyczasie można używać :D
UsuńKolorek bardzo ładny, taki mój :) swojej ulubionej pomadki jeszcze nie mam, ale ostatnio gustuję w odcieniach nude i pastelowych różach :)
OdpowiedzUsuńNude i bardzo jasne róże to niestety nie dla mnie, bo wyglądam w nich jak trupek :D U mnie królują dość nasycone barwy, idę raczej w mocne róże i fuksje :) Chociaż nie powiem, mam w swej kolekcji kilka dość takich naturalnych odcieni, jednak nudziakami nazwać ich nie można :)
UsuńBardzo ładny odcień :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo, wybór był jeszcze za czasów, kiedy nie za bardzo miałam rozeznanie, co mi pasuje, także tym bardziej jestem zadowolona, że okazał się dla mnie trafiony :)
UsuńBardzo twarzowy kolor :) Ostatnio zbłądziłam na tego bloga i bardzo podobają mi się Twoje wpisy :)
OdpowiedzUsuńMam takie pytanie, jeżeli miałabyś moment odpowiedzieć, szukam dla siebie kremu BB i wydaje mi się, że mamy prawie identyczny odcień skóry. Widziałam u Ciebie w zakładce Wishlista dwie bardzo ciekawe pozycje (Kose Sekkisei i Kanebo Freshel), ale nijak nie udało mi się zgooglować żadnego rozsądnego zdjęcia, które by mi dało pojęcie o tym, jaki rzeczywiście mają kolor.
Czy miałaś może okazję dobrać się do próbki albo przynajmniej znaleźć coś, co dałoby lepszy pogląd na ich odcienie (np. porównanie z czymś ogólnodostępnym)?
Ślicznie dziękuję i bardzo mi miło, że podobają Ci się moje wpisy:)
UsuńNiestety ze swatchami tych kremów bb nie pomogę, ponieważ sama nie mam do nich dostępu. Jeśli kupię, to będę kupować online i po prostu pójdę na żywioł. Coś mi się wydaje jednak, że prędzej, czy później i tak któryś z nich kupię, także pewnie napiszę o nim na blogu i porównam z innymi, jakie używałam wcześniej :) O ich kolorze wiem tylko tyle, że jest jasny i powinien się nadawać do mojej cery (rozmawiałam o tym z koleżanką, również blogerką, która mieszka w Japonii i te odcienie zna, także zaufałam jej w tej kwestii). W Googlach znalazłam jedynie wpis o starej wersji wszystkich 3 Kanebowych Fresheli, ale one są w starym opakowaniu, nowe jest trochę inne, jednak podobno odcienie się nie zmieniły. Niestety nie mam żadnego porównania z niczym, co sama używałam, więc pozostaje nam tylko kupić w ciemno :)
Każda informacja jest cenna, dziękuję za odpowiedź :) No nic, trzeba w ciemno, a jak nie podpasuje to się z czymś wymiesza ;)
UsuńDokładnie ;) Rozjaśnić, czy przyciemnić zawsze można, byle tylko nie okazało się, że ciastkują na twarzy, czy jakieś inne babole robią :D
UsuńPrzepiękny kolor ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńŁadny kolor. Ja dumam nad jakąś Diorowa pomadką. Urodziny się zbliżają i sama nie wiem czym się rozpieścić :-)
OdpowiedzUsuńJa zachorowałam na odcień 671 Deauville, ale niestety jest już niedostępny, także muszę się chyba pocieszyć czymś innym. Na otarcie łez kupiłam balsam z Maca (z tej nowej serii Tendertalk), ale wciąż mi ta Diorowa chodzi po głowie :D
UsuńA kiedy masz urodzinki? :)
Bardzo ładny kolor. Nie mój absolutnie, ale doceniam oryginalność barwy :-)
OdpowiedzUsuńPo czasie też już wiem, że wolę siebie w bardziej wyrazistych różach, ale ten kolor był niezłym wyborem biorąc pod uwagę fakt, że jak go kupowałam, to nie wiedziałam kompletnie, jakie kolory mi pasują :D
Usuńja jestem bardziej błyszczykowa, ale Diora w takiej postaci bym chwyciła, to mój kolorek :)
OdpowiedzUsuńDostępny w stałej kolekcji, także nie trzeba się spieszyć z zakupem ;)
Usuńkolor mega soczysty! bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńCzy taki soczysty to nie powiedziałabym, raczej stonowany, nic gryzącego :D Idealny na wiosnę/lato :D
UsuńCudny odcien <3 tez mialam kiedys pomadke z tej serii i to wlasnie byla jedna z moich pierwszych z marek high end ;) Zuzylam ja calkowicie i jak przeczytalam ta recenzje to az mam teraz ochote kupic jakas nowa z Dior, bo teraz mam tylko blyszczyk od nich ;)
OdpowiedzUsuńHa! To tak, jak u mnie :D Też pierwsza, albo jedna z pierwszych high end, mam do niej swoisty sentyment :)
UsuńKupuj, kupuj, masz mało pomadeczek, to jedna więcej różnicy nie robi :D
Moja ulubiona to Mac Plumful - niezależnie od pory roku, zawsze w mojej torebce :)
OdpowiedzUsuńTestowałam ją kilkukrotnie, jest w moim ulubionym wykończeniu, ale nie wiem, nawet po tych kilku razach na ustach, czy to jest kolor, który dodaje mi urody :)
UsuńPiękny subtelny kolor :)
OdpowiedzUsuńDokładnie taki jest, a do tego niezobowiązujący :)
UsuńKolorek bardzo ładny i soczysty :) choć ja bardziej wole matowe odcienie :)
OdpowiedzUsuńzaczarowana-oczarowana.pl
U mnie właśnie odwrotnie - nie przepadam za matami (mam tylko 3), chociaż cudnie wyglądają i długo się trzymają, to po kilku godzinach mam przesusz na ustach i to nieładnie wygląda i źle się z takim czymś czuję. Moje ulubione to pomadki typu shine, czy lustre, takie, które zostawiają 'mokre' wykończenie :)
UsuńŚliczny kolor, ja też mam tę pomadkę w innym odcieniu:)
OdpowiedzUsuńOoo, a jaki masz odcień? Jesteś z niej zadowolona? :)
UsuńKolor kompletnie nie mój:) Fajnie, że się spisała:) Ja sobie kupiłam miniaturkę Clinique z tej serii pop. Odcień czerwony, może trochę za ciepły ale chyba mi pasuje:)
OdpowiedzUsuńPokaż na Insta tą czerwoną :) Chyba, że już pokazywałaś, a ja to przeoczyłam (ale zaraz nadrobię w takim razie). Napisz, czy jesteś z niej zadowolona, bo ja widziałam numerek 10 (taki różowo - fuksjowy) i mi się spodobał :D
UsuńA co do kolorów to ja jestem ogromną fanką różu w każdej postaci na ustach, byle nie różowy nudziak, ani jakieś nachalne drobiny. Nie toleruję też za bardzo mocnych różowych śliwek. A cała reszta to 'moje ci one' :D
Bardzo ładny kolor! Ja chyba mam jakieś uprzedzenia co do pomadek Diora, i kiedy mam się już na jakąś zdecydować, kończy się tak, że kupuję MACa :D
OdpowiedzUsuńZ Maca to już mam wszystkie, jakie chciałam, także zostało mi jedynie kupowanie innych serii (co też już zaczęłam czynić:DDD), ale te Diorowe kuszą równie mocno :D
Usuń