Maj już za nami, więc przychodzę pokazać Wam moje zużycia i podsumować po krótce każdy z produktów, jakie udało mi się wykończyć. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam!
* Organique Creamy Whip Greek - pianka do mycia ciała, której zapach uwielbiam i do której wracam jak tylko mam okazję, kolejne opakowania w zapasie. Mimo tego, że podrożały, to i tak pewnie będę dalej kupować, póki cena nie osiągnie jakiegoś mega absurdalnego poziomu.
* Shiseido Benefiance Extra Creamy Cleansing Foam - pianka do mycia twarzy, którą nabyłam w zestawie z kremem i tonikiem tejże marki. Fajna, chociaż nie wiem, czy kupię ponownie, bo cena trochę odstrasza, a to tylko pianka do twarzy i cudów ze skórą raczej nie zrobi.
* nSpa Hot Cloth Polish - to drugie i ostatnie opakowanie tego produktu, jakie kupiłam i jakie zużyłam, działanie jak dla mnie słabe, prawie wcale się nie pieni przy myciu i do tego nie jestem wielką fanką żadnych muślinowych szmatek, więc nawet jej z tym produktem nie użyłam (chociaż była dołączona), wolę myć twarz pieniącym się produktem i co drugi dzień użyć z Clarisonicem (nSpa z Clarisonicem nie współpracuje) albo taką myjką gumową z wypustkami. Tutaj miłości nie było i nie będzie.
* Cążki do skórek, które mają z 10 jak nie więcej lat, niestety muszę je wyrzucić, bo zamiast obcinać skórki one je wyrywały, także już nastał ich czas.
* Benefit They're Real - miniaturowa maskara - bubel, jakich mało. Zupełnie się u mnie nie sprawdziła, chociaż przy pierwszym nałożeniu wydawało się, że ma potencjał. Ten tusz ani nie pogrubia, ani nie podkręca, tylko rozdziela trochę rzęsy, że wyglądają jak odnóża pająka, kolor nie jest czarny, tylko jakiś szary. W dodatku tusz ma tendencje do odbijania się i po kilku godzinach wygląda gorzej, niż nieestetycznie. Nigdy więcej! Cieszę się, że to była tylko miniatura...
* próbki podkładów UD Naked i Shiseido Synchro Skin (przelałam go sobie do słoiczka, bo z saszetki mi się trudno wyjmowało). Jeśli chodzi o UD to mam najjaśniejszy kolor 0,5 i jest dla mnie za różowy i za jasny, także myślę, że jeszcze muszę spróbować jedynkę, żeby się wypowiedzieć, z kolei Synchro Skin mnie nie zachwycił, oczywiście w UK kolor 1 niedostępny (już się przyzwyczaiłam), także mam próbkę dwójki, która jest dla mnie za ciemna, ale generalnie nie ma czego żałować, bo efekt na skórze mi się nie podoba. Powiedziałabym, że to jest podkład z gamy tych, co się zmieniają w pudrowe na twarzy (Chanel Velvet, czy Macowy Studio Waterweight), ja nie lubię takiej konsystencji i nie lubię nakładać fluidów palcami, a ta zmieniająca się konsystencja tego wymaga, także nie dla mnie. Poza tym na twarzy wygląda okropnie sucho i włazi we wszelkie linie, więc ja jestem na nie.
* Revlon Colorstay Liner - po 5 użyciach nie nadawał się do niczego, aplikator nieprecyzyjny, robienie idealnej kreski zajmuje wieczność, w ciągu dnia się nie kruszy i kolor pozostaje ok, ale lubi się odbijać na górnej powiece, także ja spasuję i go wywalam.
* Head & Shoulders - klasyczna odżywka do włosów, którą kupiłam za dużo monet razem z szamponem. Szczerze to nie wiem, czemu te kosmetyki są takie drogie, bo nie robią absolutnie nic. Szampon spowodował u mnie łupież i od razu mi się przypomniało, czemu przez tyle lat nie kupowałam nic z tej marki, kiedyś bowiem używałam jej w Polsce i miałam ten sam efekt. Odżywka mniej inwazyjna, krzywdy mi nie zrobiła, ale jest tak przeciętna, że naprawdę nie rozumiem, za co tu się płaci, także nigdy więcej nie kupię.
* Jantar - wcierka do skóry głowy. Powiem szczerze, że na początku opakowania widziałam wysyp baby hair, ale nie zauważyłam, żeby mi się włosy zagęściły, czy inne cuda. Ostatnio w Polsce kupiłam jeszcze dwie sztuki (bo tutaj na Ebayu ceny za ten produkt to ździerstwo w biały dzień) i zobaczymy, czy po trzech opakowaniach będzie jakaś różnica.
* Lush Popcorn Lip Scrub - działanie na plus, fajnie ściera martwy naskórek z ust, ale też sprawia, że po użyciu usta są przesuszone i trzeba je czymś natychmiast nasmarować. Popcorn to też nie mój ulubiony smak przez tą solną domieszkę, dlatego kupiłam już sobie Bubblegum, który lubię bardziej.
* White Glo zamieszczam tutaj dla mojej informacji i dla Waszej, żeby tego gówna nie kupować. Zestaw zawierał gel widoczny na zdjęciu i gumowe nakładki na zęby (sposób użycia był taki, że aplikujemy żel na nakładki i nakładamy sobie na zęby). Już nie pamiętam, na ile codziennie to się miało nakładać, ale wiem, że ja trzymałam 4 razy dłużej i efektu brak. Zero. Nic. Null. Nothing. Także jak chcecie wybielić sobie ząbki, to polecam paski Crest, a nie to "coś".
* Calvin Klein Euphoria - żel do mycia ciała, który dostałam razem z perfumami tej marki. Ładny zapach i dobrze oczyszczał. Żel miał poręczną tubkę, która umożliwiała wydobycie wszystkiego do końca, ale nie sądzę, że jest on osobno sprzedawany, a nawet jeśli jest, to szkoda by mi było na niego kasy.
* It's Skin Power 10 WR Effector - naczytałam się o nim tyle dobrego, że postanowiłam spróbować. Po 4 miesięcznym codziennym używaniu efektów brak, a do tego mam wrażenie, że zapychał mi skórę, także dziękuję, postoję. Na plus ładna buteleczka z pipetką, ale w tych czasach butelka z pipetką to żaden wyczyn. Konsystencja olejkowo - żelowa, co też mi nie pasowało, ale za to zapach fajny. Wciąż jednak nie polecam.
* Pampers chusteczki - używane do wszystkiego, kupiłam akurat te, bo lubię tego typu zamknięcie, mam wtedy pewność, że one nie wysychają.
* próbka kremu Vichy Idealia - fajna konsystencja i ładny zapach, poza tym nadaje się pod makijaż, ale nic więcej nie można powiedzieć o próbce :D
* próbka Clinique Pep Start Eye Cream - nie darzę tej marki sympatią, ale dali mi próbkę w Sephorze, to postanowiłam wypróbować (na nieszczęście dali mi jeszcze więcej próbek akurat Clinique...), komfort używania jest żaden, bo skóra pod oczami mnie piecze po użyciu, także mam jeszcze dwie takie saszetki, ale jakoś nie mam ochoty ich użyć.
* Ziaja Kremowe Mydło z Kaszmirem - bardzo ładny zapach, dobrze myje i tyle, nie będę się rozwodzić nad próbką żelu do mycia, ale kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie.
* Luksja mydełko do mycia pędzli, które nabyłam w Polsce, bardzo ładnie pachnie i jest tanie, także czego więcej chcieć?
To wszystko, co udało mi się zużyć w maju. Liczyłam na trochę więcej kolorówki, ale jednak mi nie poszło, może w czerwcu będzie jakoś lepiej :)
A jak Wasze denka?
u mnie za to dużo kolorówki się nazbierało, po dobrych kilku miechach :P
OdpowiedzUsuńTo pokazuj nam tu jakieś denko, czy coś, żeby zmobilizować do mnie do większego zużywania :)
UsuńA to nie wiedziałam, że pianki podrożały. Chyba, że od niedawna bo jeszcze kojarzę starą cenę czyli 19,90 i 34,90. Teraz jest nowy zapach mango:) ale o ile dobrze kojarzę to chyba owocowych akurat nie lubisz;)
OdpowiedzUsuńOne w starej cenie były po 14,90 i duża po 29,90, pamiętam, że je za tyle kupowałam w zeszłym roku jak byłam w Polsce. Oczywiście mogły podrożeć już jakiś czas temu do 19,90 i do 34,90, ale mnie nie było w kraju 1,5 roku, także nawet bym nie wiedziała.
UsuńWąchałam mango, nie podoba mi się, podobnie jak ten fioletowy, lawendowy:) Moje ulubione to grecka i potem mleko <3
Ja miałam takie granatowe serum It's Skin, moje też nic zupełnie nie zdziałało... :/
OdpowiedzUsuńTrochę nie rozumiem tych zachwytów na Wizażu, bo ono nawet mi dobrze nie nawilżyło skóry, także nie wiem, o co tu się rozchodzi i co one niby robią, skoro są uważane za takie świetne :/
UsuńU mnie head&shoulder's w domu musi być zawsze! Niestety każdy inny mi nie służy.
OdpowiedzUsuńKochana, czy mogłabyś poklikać w linki w najnowszym poście?
http://www.testacja.pl/2016/06/lookbook-wiosna-lato-2016-dresslink.html
Z góry dziękuję :*
Mój Facet też używa i sobie bardzo chwali i zawsze ma jedną sztukę stojącą na wannie. Ja niestety tego używać nie mogę, bo po dwóch użyciach łupież gwarantowany :D
UsuńBardzo fajne denko, tym bardziej, że większości produktów nie miałam
OdpowiedzUsuńpozdrawiam MARCELKA♥
Dziękuję :) Ja ostatnio coraz mniej nowości testuję, tylko wracam do sprawdzonych kosmetyków, także w sumie nowości w denku jest niewiele :)
UsuńMam ten krem pod oczy Clinique i ja akurat jak na razie bardzo to lubię :)
OdpowiedzUsuńU mnie generalnie kosmetyki tej marki się nie sprawdzają, seria 3 kroków zrobiła mi z twarzy jesień średniowiecza, miałam też krem pod oczy, który mnie uczulił i róż do policzków, który również mnie uczulił. Ja się po prostu boję tego używać, bo niby hipoalergiczne, a mam takie uczulenia po tych kosmetykach, jakich nigdy wcześniej nie miałam.
Usuńwow, jakie denko imponujące :) a nie próbowałaś zaostrzyć cążek? Mam też takie 20 letnie i swoje oddaję raz na kilka lat do ostrzenia :)
OdpowiedzUsuńSpróbowałabym, gdyby było jakieś miejsce, gdzie mogę to zrobić. Mieszkam w UK, a tu jest takie podejście, że jak coś się psuje, to to idzie do śmieci i wątpię, że znalazłabym kogoś, kto by mi to naostrzył, tym bardziej, że już te "zęby" nie leżały w jednej linii, więc nawet naostrzenie chyba niewiele by pomogło,jeśli one nie mają idealnie dopasowanej do siebie powierzchni :)
UsuńWitam w klubie ludzi, którzy uważają, że Benefit They-re real Mascara to bubel :-) Nie polubiłam się z nią zupełnie. Próbowałam nawet postępować zgodnie z filmem instruktażowym z kanału Benefit i tak mi to nic nie pomogło :-)
OdpowiedzUsuńA daj spokój, to taki gniot, że już po trzecim użyciu miałam ochotę go wywalić, ale pomyślałam, że skoro wydałam na niego kasę, to dam mu szansę. Dałam i dawałam przez miesiąc, ale nigdy więcej takiego gówna :)
UsuńA czy też miałaś uczucie, że ktoś zabetonował Ci rzęsy? :-)
UsuńNie, chyba aż tak źle nie było, ale trzeba było się z nim strasznie długo męczyć, żeby jakikolwiek efekt godny wyjścia z domu powstał :)
Usuńszkoda ze tusz slaby ;/ chcialam go zawsze wyprobowac;D
OdpowiedzUsuńNic nie straciłaś nie próbując go, ja uważam, że on jest tragiczny :)
UsuńHa! Mialam identycznie z szamponem Head & Shoulders - kupilam pare lat temu i tez dostalam od niego lupiezu :/ Jeszcze tak samo dzialaja na mnie szampony L'oreal - po uzyciu ich tez lupiez i podrazniona skora glowy gwarantowane :/ Dlatego od produktow do wlosow z tych marek trzymam sie z daleka...
OdpowiedzUsuńJa przez wiele lat nie używałam i ostatnio sobie pomyślałam "Dlaczego ja właściwie ich nie kupuję?", no to kupiłam i po dwóch użyciach mi się przypomniało, dlaczego ich nie kupuję i nie kupowałam :) Po L'Orealu nie dostaję łupieżu, ale ogólnie te Lorealowe szampony i odżywki są wg mnie słabe i nie warte swojej ceny...
UsuńChcę tą piankę :O
OdpowiedzUsuńTą do mycia ciała, czy do mycia twarzy? :D
Usuńjestem bardzo zaskoczona, że They're Real się u Ciebie nie spisał. Ja ostatnio otworzyłam kolejne, małe opakowanie i jestem z niego zadowolona, bo fajnie podkreśla rzęsy :)
OdpowiedzUsuńDla mnie on jest tak beznadziejny, że jak po miesiącu skończyłam z nim męczarnie, to się cieszyłam jak dziecko, że to już jego koniec i nie będę musiała go więcej używać :D
Usuńhahhaha :D to ja miałam tak zanim zaczęłam go używać, nie mogłam się doczekać aż zużyję Kiko :) cóż, ile osób, tyle opinii :)
UsuńWiadomo, zawsze tak jest, że każdemu coś innego pasuje :) A z tuszami to już w ogóle, wszystko zależy od rzęs i od preferencji. Moje zdecydowanie nie polubiły They're Real :)
UsuńBardzo doceniam takie wpisy, dużo info, a zwłaszcza rady przestrzegające! To wszystko na wagę złota. Dzięki wielkie :)
OdpowiedzUsuńCo do pianek, Caudalie, jak firmy nie znoszę, tak ma niezłą. Zużyłam chyba 3 opak. Ale odeszłam od pianek bo, uwaga uwaga, będzie frikowo - włażą mi do nosa ;) hahaha. No, ale teraz mi się znów zachciało, latem do porannego odświeżenia delikatnych pianek. Jednak walczę ze sobą i zmuszam się, żeby to była jakaś niska półka, jakis Pahrmaceris albo coś, bo w sumie idzie down the drain. Tylko, że dla mnie, owa "tylko pianka" to nie tylko myjacz, dla mnie cały proces mycia - twarzy jak i ciała, to rytuał relaksacyjny, choćby najkrótszy na swiecie, ale ma być przyjemnie, pachnąco, roślinnie, więc kopię w sieci i dumam nad pianką coby mi takie wrażenia a'la SPA zapewniła. Coś co miałam przy używaniu Emma Hardie Moringa Cleansing Balm - czekałam wręcz na te błogie chwile, totalne odprężenie no i efekt na skórze był absolutnie widoczny - zaleczała mi stany trądzikowe, przesuszenia, regulowała sebum. To był taki kosmetyk "all in one" i chyba tego oczekuję po fajnej składowo piance, że będzie pełen komfort na cerze, która ostatnio aż mnie "boli" :(
Także tak, tym przydługim wywodem o piankach wytłumaczyłam sobie sens posiadania jakiejś "wypasionej" chociażby w składniki pielęgnacyjne/łagodzące. ;)
Jeszcze w temacie myjaczy, czego nie polecam, gdyby kogoś kusiło. Otóż wykańczam - i nie mogę skończyć - żel Ole Henriksen do twarzy, "On the go" cytrusowy. Nie wiem za co ta kasa, może i jest meeega wydajny, ale ściąga skórę, podobnie jak ten "White Tea" z Origins. A mam skórę tłustą. Normalnie myję nimi ciało, bo starczyłyby na kilka lat. Strata kasy :(
Hyhy, wiesz, że ja zawsze piszę, jak jest, nawet, jeśli są to gorzkie słowa i muszę zjechać coś od góry do dołu :DDD
UsuńPianki włażą Ci do nosa powiadasz? :D Tego argumentu jeszcze nigdy nie słyszałam, ale wiadomo, każdy ma tam swoje fisiu w głowie i to jest fajne :D Z Caudalie coś tam próbowałam w postaci miniaturek, ale nic mnie nie zachwyciło, także nie pałam zbytnią chęcią na dalsze zapoznanie się z marką :D Dla mnie Caudalie to taka Nuxe, a tej drugiej nie lubię :D
Ja też doszłam do wniosku, że na coś do mycia gęby nie będę wydawać majątku i teraz używam pianki Shiseido (ale tylko dlatego, że mam identyczną drugą jak ta ze zdjęcia, bo kupiłam w drugim zestawie tejże marki), a mam w zapasie mydło Aleppo, bo dostałam od Mamy w prezencie duuużo kosmetyków Organique i w tym to moje ulubione mydełko. Jednak jako że to mydło nie nadaje się do używania z Clarisonicem, ani z takim gumowym padem do mycia twarzy, to wymyśliłam, że Aleppo możnaby używać rano, a piankę Shiseido wieczorem właśnie z owymi urządzeniami, które wymieniłam, a jak ona się skończy, to chciałabym spróbować Rituals, ale drożej niż to nie kupię :)
Ole Henriksen kiedyś mnie interesował do czasu gdy dostałam próbkę jakiegoś śmierdzielstwa i już wtedy wiedziałam, że to taka kolejna marka, co niby taka super, a trąca wsią i śmierdzi, także nigdy nic pełnowymiarowego nie nabyłam i nie zamierzam :D
Wiem wiem, że zawsze piszesz szczerze. To widać. To absolutnie bezcenny walor Twojego bloga, takie miejsce w sieci, w którym gadamy o produktach tak normalnie, bez najmniejszego ciśnienia marketingowego :)
UsuńCo do pianek (do twarzy) Rituals - oczywiście musiałam ją wygooglać, i oczywiście na widok słowa "moringa" już w nazwie poczułam konieczność! posiadania (Emma Hardie miała wyciąg z moringa i to z nim łączę cudowne efekty na skórze) i oczywiście jest u nas niedostępna buuuu. No nic, jakoś się do niej dokopię. Sooner or later. ;)
Bardzo mi miło, że masz o moim blogu takie zdanie. Staram się, aby taki był i taki pozostał, że każdy może tu powiedzieć, co myśli, wyrazić opinie i opisać swoje przeżycia związane z używaniem jakiegoś kosmetyku:)
UsuńBardzo myślę nad Ritualsową pianką, ale najpierw chcę trochę zużyć tą, co mam, bo jeszcze jej trochę jest w opakowaniu:) Nie wiedziałam, że ona ma coś ze słowem "moringa", mnie generalnie składy mało obchodzą, bo już Ci wspominałam, że mój ryjek jest odporny na różne cuda, także głównie zależy mi na właściwościach dobrze oczyszczających i jakby była w miarę wydajna i miała fajny zapach, to ja bym była zadowolona :) Jest na Feelunique do dostania, jakbyś była w wielkiej desperacji Kochana :)Oni już jakiś czas temu wprowadzili tą markę do sprzedaży :)
Oooooo widzisz, a dla mnie They're Real to najlepszy tusz! Ale wiem jak to jest, ze hit sie nie sprawdza, bo w przypadku uwielbianejprzez wszystkich So Couture z L'Oreala u mnie jest wielka klapa ;P
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że jesteś zadowolona z niego, to się liczy :) Ja So Couture z Loreala dobrze wspominam, co prawda piać w zachwytach nie będę, ale w porównaniu do innych lorealowych tuszy ten był naprawdę niezły:)
UsuńJa wytraciłam sporo włosowych kosmetyków ;)
OdpowiedzUsuńMalinowe Ciasteczka
Kosmetyki do kłaczków i do ciała chyba zawsze idą najszybciej :) Już poczyniłaś zapasy ?
UsuńJa They´re Real milo wspominam, nawet go lubilam :)
OdpowiedzUsuńnatomiast taaak zachwalany przez polska blogosfere Too Faced Better Than Sex jest cholernym bublem! osypuje sie tak okrutnie ze po paru godzinach wygladam jak panda! tragedia strszna!
no i mßowisz ze Shiseido podklad taka lipa= hmm... a tak sie na niego czailam ale u nas 55€ kosztuje wiec wole wydac ta kase na sprawdzony dobry podklad!
To pewnie kwestia rzęs (jak zawsze zresztą:D), dla mnie jednak Benefit jest trochę przereklamowany, nie podobają mi się ich opakowania i jakość też nie jest oszałamiająca, także już więcej pewnie nic nie kupię od nich :)
UsuńJa tego z Too Faced nie miałam, ale czaiłam się na niego jakiś rok temu, także dobrze, że nie kupiłam :)
Ten podkład z Shiseido to nie jest lipa, myślę, że znajdzie zwolenniczki, ale dla mnie to taki Chanelowy Velvet, czy Macowy Studio Waterweight. Trzeba z nim pracować szybko i dokładnie, a do tego i tak nie wygląda super na buzi, Jak chcesz, to Ci wyślę próbkę, chociaż w UK nie ma numeru jeden, także musiałabym Ci przesłać numer 2:)
Muszę w końcu wypróbować te pianki Organique, bo wciąż zacofana jestem w tym względzie :) Nawet kupiłam jedną mamie na Dzień Matki, ale o sobie wciąż jeszcze jakoś nie pomyślałam :P
OdpowiedzUsuńKochana, one są naprawdę świetne i cudownie pachną:) Oczywiście nie wszystkie, bo ja wielbię tylko grecką i mleko, ale myślę, że każdy nos znajdzie tam coś dla siebie :)
Usuń:) powiedz lepiej kto Ci zarekomendowal ten tusz :))) ja go bardzo lubie. Tylko ciezko gp zmyc !
OdpowiedzUsuńJa tam nie pamiętam, kto :D Nawet nie pamiętałam, że to byłaś Ty Kochana :D Kiedyś stałam w Bootsie w długiej kolejce do kasy i te miniatury tam były wystawione, znaczy Hoola miniaturkowa, jakieś eyelinery i ten tusz, to pomyślałam, że dobra, jak już stoję, to wezmę to na spróbowanie :)
UsuńA ja, jak prawie niczego nie lubię, tak wszystkie tusze Benefit lubię :D
OdpowiedzUsuńMnie się podobała pianka Shiseido Ibuki, ale c'mon szkoda pieniądza na coś, co tylko fajnie
myje twarz. Co do H&S, to marka ma taki Top of Mind, że myślisz łupież - widzisz H&S i dla wielu osób (szczególnie niezbyt obeznanym z rynkiem kosmetycznym) to jest pierwszy wybór, nawet "na wszelki wypadek". Nie pierwszy raz czytam o tym, że ich produkty POWODUJĄ łupież...
Ja w tym m-cu kilka rzeczy z ogromną satysfakcją wrzuciłam do śmieci, m.in. różowy eyeliner Sephory z letniej kolekcji z ub. roku, który miał badziewny pędzelek i na dodatek niemal całkowicie wysechł, gówniany lakier z wiosennej kolekcji Catrice (użyłam go raz - gęsty koszmar, dziś zobaczyłam, że się totalnie zważył), zużyłam Fusion Ink z YSL (może odkupię pewnego dnia), kilka olejków do ciała (i pokochałam ten rodzaj pielęgnacji), emulsję do mycia twarzy Alterra (kiedyś odkupię), kawowe mydło do rąk Anatomicals (pokochałam i kupiłam kolejne).
U mnie z takich drogeryjnych to najlepiej sprawdzają się Max Factory i stwierdziłam, że pierdzielę już próbowanie nowych, będę kupować Max Factory, bo dobre to i niedrogie (to znaczy może za darmo też nie, ale cenowo wiele lepiej wychodzi, niż jakieś Maki czy inne Chanele, a prócz Diora Iconic Overcurl wśród wysokiej półki nie znalazłam tuszu, który by mnie naprawdę zachwycił).
UsuńPianka Ibuki też była spoko, ale zgadzam się z Tobą, na mycie twarzy i na coś, co spłynie ze strumieniem wody nie chce mi się wydawać bajońskich sum. Tutaj akurat miałam dwa zestawy Shiseido z miniaturami za spoko cenę, więc sobie używam, ale normalnie bym tej pianki nie kupiła za cenę, jaką oni sobie życzą :)
Tak, produkty H&S POWODUJĄ łupież, u mnie nie pierwszy raz. Moja Siostra miała to samo. Ale na przykład mój Facet sobie te szampony ogromnie chwali, także nie wiem, od czego to zależy...
Z Twoich wyrzutków znam tylko Fusion Ink z YSL, który mi ogromnie nie przypadł do gustu, ale wiem, że Ty masz inną cerę i do Twojej on mógł się sprawdzić, na mojej wyglądał strasznie sucho i podkreślał wszelkie niedoskonałości :(