poniedziałek, 1 lutego 2016

Zużycia stycznia

Nie mogę uwierzyć, że już mamy luty, przecież jeszcze przed chwileczką były Święta... Jednak nie przyszłam Wam tu dzisiaj biadolić o upływającym czasie, tylko pochwalić się, ileż to kosmetyków udało mi się zużyć w minionym miesiącu, a w szczególności ile kolorówki :D
Zapraszam więc na przegląd pustych opakowań:
Kolejno odlicz:
* Dior Capture Totale DreamSkin - myślałam, że kupiłam krem do twarzy, a ten kosmetyk okazał się bazą za wiele monet, owszem, skóra po jego użyciu wygląda zjawiskowo i nawet trochę nawilża, ale czuję się oszukana, bo miałam dostać krem, a nie horrendalnie drogą bazę pod makijaż. Wydajność całkiem niezła, zapach niezły, samo użytkowanie też ok, ale no... baza... Raczej do DreamSkin nie wrócę, nie potrzebuję bazy pod makijaż, potrzebuję kremu.
* Lush Catastrophe Cosmetic - maseczka, która pięknie pachnie i dobrze oczyszcza cerę, a przy tym łagodzi wszelakie podrażnienia, wielkim minusem jest fakt, że na zużycie mamy 4 tygodnie oraz to, że trzeba ją trzymać w lodówce. Przy końcówce zastygła tak mocno, że musiałam dodać wody, aby rozprowadzić ją na twarzy. Fajne cacko, ale na razie nie kupię, bo szkoda mi kasy na coś, co trzeba zużyć w 4 tygodnie. Poza tym maseczki to dla mnie taki efekt na 5 minut, także nie wiem, czy w ogóle szybko jakąkolwiek kupię.
* Clarins Special Eye Contour Balm - krem pod oczy dla skóry suchej, który w moim odczuciu nie robi nic. Dobrze się wchłania, owszem, ale jego konsystencja, która jest mało treściwa pozostawia wiele do życzenia. Ten krem nawet porządnie nie potrafi nawilżyć okolicy pod oczami, a nałożony w większej ilości powoduje rolowanie się korektora, także nie, nie i jeszcze raz nie.
* Chanel Perfection Lumiere Velvet - w poście, w którym pisałam o nim objechałam go doszczętnie, ale powiem Wam, że na ten podkład jest metoda i jest ona prosta jak budowa cepa - otóż on potrzebuje jedynie idealnie nawilżonej cery, ale powtórzę jeszcze raz IDEALNIE nawilżonej. Kiedy używałam go wcześniej moja cera była czasem przesuszona, czasem miałam jakieś dziwne skórki, czy inne głupotki, ale zaczęłam używać serum z kwasem hialuronowym (które nawilża, info dla tych, co nie wiedzą) i to był strzał w 10, podkład ten przestał mieć swoje humorki, zaczął każdego dnia wyglądać dobrze i byłam zadowolona z niego na tyle, że jak się skończył, to żałowałam, że się skończył. Oczywiście wciąż to nie rozwiązuje sprawy z tym, że nie jest to produkt super trwały na buzi, ale rozświetlające i delikatne podkłady chyba już mają to do siebie, że nie są super trwałe, jak Double Wear. Także reasumując moja ogólna ocena uległa zmianie na tyle, że rozważyłabym zakup kolejnego opakowania.
* Givenchy Radically No Surgetics - męczyłam ten podkład i męczyłam i w końcu wymęczyłam, ogólnie podoba mi się, jak wygląda na buzi, ale kolor mógłby być troszeńkę ciemniejszy, ociupineczkę dosłownie. Nie rozumiem też idei tego podkładu, że niby odmładzający i w ogóle, ja tu nic takiego nie zauważam, owszem, skóra wygląda ładniej, ale tak samo ładnie wygląda, jak nałożę na nią inny podkład i tutaj żadnej wyjątkowości nie widzę, a cena jest z kosmosu, w sumie nie wiem, za co. Pomijając cenę to bardziej mi się podoba, jak moja buzia wygląda w Teint Couture. To nie jest zły produkt, ale tak naprawdę ja nie widzę tu spełnionych obietnic producenta, a na twarz starszej kobiety bym go nie nałożyła, bo zmarszczki chociaż tylko delikatnie, ale jednak podkreśla tak samo, jak wszystkie inne podkłady nie odmładzające, więc nie widzę sensu płacić za coś, czego ja nie widzę.
* Guerlain Meteorites Compact 01 - nie był to zły puder, ale nie do końca dawał efekt, na którym mi w makijażu zależy, także zużyłam, bez zachwytu (to znaczy zachwyt był, ale tylko odnośnie opakowania), ale też bez obrzydzenia. Nie odkupię, bo ta wersja została wycofana. Druga sprawa to fakt, że na sobie wolę efekt kuleczek, jest subtelniejszy, bardziej woalowy, idealny, także prasowańce Guerlain to tak nie do końca moja bajka.
* Chanel Le Volume - przeprosiłam się trochę z tym tuszem, a raczej to on przeprosił mnie i zaczął się lepiej sprawować jak go obsmarowałam na blogu. Co prawda szału nie było i tyłka mi nie urywało, ale zaczął wyglądać akceptowalnie i pomyślałam, że może kiedyś dam mu jeszcze szansę, ale na dzień dzisiejszy nie wiem.
* Dior paletka cieni 646 - 30 Montaigne (miniaturka) - w moim odczuciu te cienie są słabe, tylko jeden z nich nadawał się do mocniejszego podkreślenia oka, a pozostałe 4 były niemalże niewidoczne na powiece. Powiem tak - jeśli cienie Dior są tak słabo napigmentowane, to ja nie czuję się zachęcona do zakupu. Ogólnie paletka miała potencjał, bo zawierała kolory, jakie lubię, ale niestety nie popisała się i oprócz tego jednego najciemniejszego odcienia to jestem na nie.
* Rituals T'ai Chi - miniaturka pianki do mycia ciała jeszcze w starym opakowaniu (ta seria została trochę zmieniona, zarówno pod kątem zapachu, jak i szaty graficznej), myje dobrze, ale wydajność porażająco niska, a do tego zapach koszmarny. Ja zieloną herbatkę lubię w kosmetykach, ale ta jest jeszcze podszyta takimi chamskimi liśćmi, coś podobnego jak ten śmierdzący krem do rąk z TBS (ten hemp), okropieństwo, zużyłam to do mycia stóp głównie :D Nowa seria pachnie o niebo lepiej.
* Nivea Creme Shower & Scrub - skusiło mnie toto, bo nowość i dwa w jednym, niby żel do mycia i scrub. A jak kosmetyk chce być do wszystkiego, to zazwyczaj jest do niczego. Zapachu prawie wcale nie ma, o ile nie włożymy nosa do opakowania, pieni to się słabo, drobinki peelingujące są, ale tak słabe, że niemalże niewyczuwalne. Także to był mój pierwszy i ostatni raz z takim wynalazkiem, wolę normalne żele  do mycia z Nivea.
* nspa Relaxing Body Scrub - kupiłam za tanioszkę w Asdzie i powiem tak - to jest naprawdę dobry, naprawdę porządny zdzierak, ale jego zapach mi kompletnie nie podszedł i w związku z faktem, że kąpiel i inne zabiegi okołokąpielowe to ma być dla mnie przyjemność, a nie udręka, to więcej go nie kupię. Jest jeszcze jeden, albo nawet dwa inne zapachy, ale tamte jeszcze gorsze, także szkoda, bo oferuje ścieranie na takim poziomie, jak lubię (czyli mocno).
* chusteczki nawilżane - jakaś tania wersja, ale pasuje mi w nich to, że mają otworek plastikowy i można je ponownie zamknąć, bo bez tego patentu zazwyczaj po kilku dniach w opakowaniu z zamknięciem na naklejkę ta naklejka przestaje działać i chusteczki w środku wysychają.
* Kiko Cleansing Pure Clean - niestety te chusteczki są słabe, mają drażniący zapach i nie domywają dobrze makijażu, jeśli się zdecydujemy go nimi zmyć. Do tego małe opakowanie za wcale nie taką małą cenę (dla porównania - chusteczki po lewej 72 sztuki za bodajże 60 pensów, Kiko - 10 sztuk za 1,70Ł, także nie opłaca się Drogie Panie, a poza tym tamte z lewej są lepsze, ładniej pachną i mają lepsze zamknięcie).
* Palmolive Moisture Care - przypadkowe mydło, kolejna już sztuka zużyta do mycia pędzli i jajka BB, jak dla mnie niezawodna i tania metoda.
* Estee Lauder zestaw próbek, który otrzymałam dawno temu przy zakupie pomadki (dostałam jeszcze milion innych rzeczy, to był deal roku normalnie), w każdym razie tutaj mamy próbkę kremu pod oczy ANR, którego kiedyś miałam pełne opakowanie i generalnie polecam, oraz 3 kolory korektorów Double Wear, które są bardzo wydajne. Oczywiście kolorystycznie pasował mi tylko Light, ale z tym drugim i trzecim zabawiłam się w kremowe konturowanie twarzy (czego wynikiem jest paletka do konturowania, ale o tym innym razem), ogólnie korektory owe są dobre, kryją wszystko, ale nie wiem, czy chciałabym używać coś tak ciężkiego pod oczy codziennie. Jednak na twarz jak najbardziej polecam i przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, żeby sobie owy korektor kupić kiedyś.
* UD bazy dołączone do paletki Naked 3 - Sin jest beznadziejna, ma nienaturalny siny kolor, a do tego jest błyszcząca i absolutnie dla dziewczyn o jasnej karnacji na całą powiekę się nie sprawdzi, ja musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby ona jakoś wyglądała, druga sprawa - nie jest tak dobra jak wersja Original i cienie po kilku godzinach na niej się rolują. Anti Ageing jest ciut lepsza, lekko błyszcząca, ale już o normalnym kolorze dla jasnej karnacji, działa tak, jak Original, ale efektu anti-ageing nie zauważyłam, także nie wiem, po co miałabym przepłacać (ta jest trochę droższa od podstawowej wersji).
* Inglot cień 351 - nie wiem, jakim cudem go zużyłam, bo generalnie ten odcień wg mnie jest za mocno pudrowy, nie pracuje się z nim jakoś super, a tym samym nie sięgałam po niego często, nie wiem, czy go odkupię, chyba wolałabym Blanc Type z MACa :)
* o pasku do wybielania Crest to może tylko jedno słówko - dalej mnie bolą od nich zęby, ale efekt jest widoczny, więc co jakiś czas zmuszam się dla pięknego uśmiechu do założenia jednego paska, po czym 2 dni się męczę z nadwrażliwością, ale jak na razie to jest najskuteczniejsza metoda wybielająca zęby, jaką znam. Wiem, że są inne preparaty DAJĄCE EFEKT wybielenia i wtedy nie ma nadwrażliwości, ale ja nie chcę EFEKTU, jak chcę wybielone zęby.

Koniec. Idę wyrzucić moje pustaczki, żeby zrobić miejsce na nowe. Jak tam Wasze zużycia?


35 komentarzy:

  1. Tusz z Chanel mam i u mnie sprawdza się jak na razie "rewelacyjnie" - odpukać :)
    P.S. :Odpisałam Ci pod poprzednim postem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję w takim razie, że w dalszym ciągu będzie Ci się sprawował świetnie i starczy Ci na długo:)

      Usuń
    2. W razie czego pamiętam o Twoim sposobie na niego z wykorzystaniem Duraline z Inglota :D

      Usuń
    3. Duraline jest boski, w sumie to jest taki preparat do wszystkiego, do zrobienia kreski cieniem, do rozwodnienia tuszu, podobno jako baza na powieki niektórzy go używają. Polecam :)

      Usuń
  2. Ten krem pod oczy ANR mam ochotę sobie sprawić. Po serum pod oczy z tej linii jakoś bardzo pokochałam wszystkie te brązowe opakowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten krem super rewelacją nie jest, ale jest naprawdę bardzo przyzwoity i tego mu nie mogę odebrać. Ale lepszy od niego jest Shiseido Benefiance :)
      Ja miałam serum do twarzy ANR i dla mnie to była tylko woda, która nie robiła nic, także nie będę piać w zachwytach nad tą serią :)

      Usuń
  3. U mnie ostatnio pudełko z denkiem prawie puste ;o

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihi, widzisz tusz Chanel uslyszal Twoja krytyke i sie postanowil zrehabilitowac w Twoich oczach :) Co do cieni Diora - to ja uwazam, ze z nimi istna loteria... Mam niebieskie cienie 276 ze stalej kolekcji i sa naprawde w porzadku, dobra pigmentacja, nie osypuja sie i mozna nimi zrobic naprawde zroznicowane makijaze... Natomiast mam jedne z limtiowanej kolekcji (nie pamietam nr, wybacz) i juz nie sa takie fajne, osypuja sie i maja mniejsza pigmentacje. Tak samo w perfumerii ostatnio macalam te cienie z nowej kolekcji i sorry, ale one sa BEZNADZIEJNE - perlowe, zerowa pigmentacja, lipa straszna :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba właśnie tak było - zarówno podkład, jak i tusz się poprawiły, no ale niestety pierwszych wrażeń, które spieprzyły już nie naprawią :)
      Cienie z Diora to jest jak rosyjska ruletka, a skoro tak, to raczej szkoda kasy na taką paletkę, bo jak sama piszesz, można trafić dobrze, a można beznadziejnie, szczególnie, jeśli na przykład ktoś nie ma dostępu i kupuje online, a nawet jak się ma dostęp to nie zawsze swatche palcem pokażą, jak dany cień będzie współpracował z pędzlami, także loteria... Na szczęście ta moja to była miniaturka dołączona do tuszu, ale jakbym kupiła sama, to bym się nieźle wkurzyła :)

      Usuń
  5. Zazdroszczę, moja droga, też bym chciała w końcu coś zużyć, szczególnie z kolorówki. Niestety malowanie się co 3 dzień temu nie sprzyja ;) W styczniu już PRAWIE wykończyłam dwie pomadki odżywcze podbijające kolor ust (Clarins i Lipstick Queen) i 15 ml. HydraQuench Cream Clarinsa, który nie przypadł mi do gustu. No i jasne, żel pod prysznic wykończyłam a nawet 2, ale z kolorówką to mi naprawdę topornie idzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co zazdrościć. U mnie to jest tak, że tapetę sobie robię codziennie, nawet w weekend jak mi się nie chce, to sobie chociaż podkład i puder na gębę walnę, żeby jakoś wyglądać i nie straszyć w domu, także siłą rzeczy te kosmetyki się zużywają:)
      Wow, widzisz, jak prawie wykończyłaś je w styczniu, to już na pewno się zużyją do końca w lutym i coś będzie :) Co Ci nie odpowiada w tym kremie z Clarinsa? Za mało nawilżający, czy za mało treściwy?

      Usuń
    2. Chyba i to i to ;) Nie lubię tłustych, lepkich kremów, ale lubię czuć nawilżenie na twarzy a nie że nakładam krem a po 5 min. zastanawiam się, czy go na pewno nałożyłam. Lubię, jak krem pozostawia skórę taką opitą i wygląda, jakby była wręcz wilgotna. Na razie mam dwóch ulubieńców: So Much To Dew z Sampara i Strobe Cream z MAC (nie ogarniam, co ludzie wypisują o tym błysku na twarzy?! mam mieszaną cerę a ten krem sprawdza się u mnie jako nawilżacz cudownie i żadnego świecenia wzmożonego po nim ani efektu wampira nie zaobserwowałam...).
      Ale ogólnie ja i pielęgnacja Clarins to tak niezbyt się lubimy, nie licząc maski Beauty Balm.

      Usuń
    3. Ja miałam kiedyś tylko próbkę tego kremu, ale mnie też nie zachwycił. To znaczy miałam takie neutralne wrażenia, nic specjalnego, dlatego nigdy nie kupiłam pełnowymiarowego. Z kolei to serum nawilżające Bi Phase mi się bardzo, ale to bardzo podobało, a do tego fajna konsystencja i przyjemny zapach, pewnie rozważę zakup :)
      Tego kremu z Sampara, o którym piszesz nigdy nie miałam, z kolei miałam Strobe z MAC i wspominam go bardzo dobrze, zupełnie nie dawał błysku, owszem, dawał rozświetlenie na buzi, jak się nie nałożyło makijażu, ale pod makijażem nie widziałam, żeby jakiś superbłysk był, także mi też pasuje i kupiłabym go ponownie :)
      A widzisz! A ja miałam kiedyś maskę Beauty Flash Balm i się z nią nie polubiłam za bardzo, dla mnie była taka jakaś za ciężka, a jeszcze producent napisał, że nadmiar się ściera chusteczką, a nie zmywa, to miałam wrażenie, że mam za dużą warstwę na buzi, już pomijając fakt, że ja u siebie żadnego super efektu nie widziałam niestety.

      Usuń
  6. Szkoda, że Dior sie nie sprawdził. Szczerze mówiąc też myślałam, że to krem i rozważałam jego zakup.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niby jest krem, ale dla mnie to jest bardziej baza, daje jakieśtam nawilżenie i naprawdę skóra po jego nałożeniu wygląda zjawiskowo, ale ja szukałam przeciwzmarszczowego kremu, a nie bazy pod makijaż, która mi będzie robić piękną cerę na chwilę :)

      Usuń
  7. Jak Ty to robisz, że tak szybko zużywasz kosmetyki kolorowe? Ja obiecałam sobie, że kosmetyki będę kupować jak zużyję poprzednie, dlatego prawie żadne nowe nie pojawiają się w mojej kosmetyczce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście szminek i produktów do ust to nie dotyczy ;)

      Usuń
    2. Maluję się codziennie :) I w weekendy też się maluję:) Rzadko jest tak, żebym nic nie nałożyła sobie na twarz. Oczywiście nie muszę mieć szpachli, jak idę do sklepu po bułki, ale podkład i puder i chociaż trochę rzęsy wymalowane muszą być:)
      Ja nie mam sobie po co składać takiej obietnicy, bo to by znaczyło, że przez 10 lat bym niczego z kolorówki nie kupiła (oprócz tuszu do rzęs) :D

      Usuń
    3. Masz rację, to się tym niestety kończy! Odbijam sobie szminkami wysokopółkowymi :)

      Usuń
    4. Oj, to ja mam to samo, tym bardziej, że od pomadek wszelkiej maści jestem uzależniona :)

      Usuń
  8. Nic z tego niestety nie miałam :) myślałam, że ten krem z Diora jest lepszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam nigdzie, że on jest słaby, napisałam tylko, że on nie jest kremem,tylko bazą pod makijaż i jako taka spisuje się po prostu fenomenalnie. ALE ja nie szukałam bazy, tylko przeciwzmarszczkowego kremu, dlatego nie jestem zadowolona z działania tego kosmetyku pod kątem, pod jakim go kupiłam, ale już pod kątem tego, czym on faktycznie jest to jest boski :)

      Usuń
  9. ten podkład Chanel mnie szalenie kusi, wydaje się być idealny do moich potrzeb:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź próbaska i dobrze nawilżaj cerę, a potem daj znać, czy czujesz się skuszona na zakup pełnego wymiaru :)

      Usuń
  10. Generalnie nie spotkałam jeszcze kremu pod oczy z Clarinsa, który robilby cokolwiek ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety po moich ostatnich doświadczeniach z tą marką zauważam, że od nich każdy krem nic nie robi. Używam obecnie takiego do twarzy bodajże Multi Active i prócz nawilżenia to ja nie widzę kompletnie NIC, zero. Dobrze się wchłania, to tyle, także też go będę musiała zjechać na blogu :) Jedyne, co od nich lubiłam to serum Bi Phase to nawilżające, miałam kilka miniaturek i faktycznie działało. Widać nawilżenie to jedyne, co Clarins może dla skóry zaoferować, nic więcej. I pewnie tamto serum bym kupiła, gdyby nie fakt, że jego cena najniższa nie jest, a taki sam rezultat otrzymuję po serum z kwasem hialuronowym za śmieszną cenę :)

      Usuń
  11. trochę tych zużyć miałaś... Zastanawiałams ię nad tym kremem pod oczy z Clarinsa ..pani w Douglasie bardzo go zachwalała dobrze, że nie kupiłam tylko wzięłam znowu Shiseido

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety nie doświadczyłam, by panie w Douglasie i Sephorze mówiły źle o jakimś produkcie, wszystko według nich będzie dla nas idealne... Niestety, po kilku niepotrzebnych i wcale nietanich zakupach kieruję się tylko tym co na sprawdzonych niepromowanych blogach jest polecane :)

      Usuń
  12. Nie ma to jak denko w Twoim wykonaniu;).
    Zarówno krem pod oczy ANR z Estee Lauder, jak i Shiseido Benefiance kiedyś sprawdzę na własnej skórze.
    Poza tym jestem bardzo ciekawa Twojej paletki do konturowania kupionej pod wpływem zabawy ciemniejszymi korektorami z EL:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy, cieszę się, że Ci się podoba :)
      Koniecznie sprawdź Benefiance, dla mnie jest lepszy niż ANR z Estee, który oczywiście też nie jest zły, ale po prostu ten pierwszy lepszy :) Polecam też Filorgę pod oczy (zapomniałam nazwy, ale taki prostokątny niski pojemniczek, nie ten z pompką, też jest naprawdę fajna).
      O paletce zapewne będzie już niedługo, chociaż chwilowo ją zaniedbałam, bo miałam mało czasu na makijaż co rano i nakładałam sprawdzone pudrowe bronzery, ale zamierzam znowu się nią bawić :)

      Usuń
  13. Chętnie bym wypróbowała tę maseczkę Lush :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że będziesz miała okazję, ale nawet jeśli nie, to pewnie na polskim rynku znajdziesz coś podobnego :)

      Usuń