niedziela, 1 marca 2020

Zużycia lutego

Zanim zaczniemy dzisiejsze podsumowwanie polecam przygotować sobie coś do picia lub do jedzenia, bo w lutym nie wiedzieć czemu udało mi się zużyć jeszcze więcej kosmetyków, niż w styczniu, więc post będzie długi. Nie będę więc przedłużać za bardzo wstępu, tylko od razu przejdźmy do zdjęć:
Zacznę od tej części, z której jestem najbardziej dumna, czyli produkty do makijażu. 4 pomadki były dosłownie ogryzkami, a jedna zaczęła dziwnie pachnieć, także mimo wszystko ją wyrzucam (znaczy zachowuję na Back to Mac):
* MAC Hot Gossip - na początku chciałam ją jak najszybciej wykończyć, żeby zejść z ilości, a jak już miałam dosłownie na 3 dni używania, to nie chciałam, żeby się skończyła. Kolor wycofany, więc nie będę się o niej rozwodzić, ale była przyjemna.
* Mac Huggable Lipcolor - Love Beam, Feeling Amorous i What a Feeling - wszystkie 3 bardzo lubiłam, ta seria jest już niestety wycofana, więc też nie ma co o niej za dużo rozprawiać, ale wykończnie owych pomadek to było coś podobnego do wykończenia Lustre, tylko bardziej napigmentowane i bardziej świetliste. Już nie pamiętam, która z nich zaczęła być dziwna w zapachu, ale to właśnie jedna z tych.
* Mac Tendertalk Lip Balm Teddy Pink - miałam go już kiedyś a potem wzięłam na Back 2 Mac bo nie wiedziałam co wziąć. To miało być coś na kształt balsamu reagującego z naszym ph skóry, czyli jak Dior Lip Glow. Ładne to to było i świetliste na ustach jak lubię, kolor też całkiem spoko, ale do Diorowego Lip Glow mu dużo brakowało.
* Maybelline Brow Drama - bezbarwny żel do brwi, niestety nie byłam z niego zadowolona, bo po przeczesaniu zabierał z brwi puder, który był na nie nałożony, więc musiałam znowu dokładać pudru i tak w kółko, zdecydowanie nie odkupiłabym.
* Sephora bronzer z paletki - bodajże na Święta 2018 Sephora wypuściła limitowaną paletkę z bronzerem, dwoma różami i rozświetlaczem i to jest właśnie bronzer z niej. Raczej przeciętny produkt, nie był zły, ale też nie zachwycił mnie na tyle, żebym miała kupić ponownie (już i tak się nie da, ale nie odkupiłabym nawet, jakby się dało :D).
* Wellaflex Volume lakier do włosów - chyba najlepszy lakier, jaki dotychczas stosowałam, nie skleja, nie obciąża, włosy nie wyglądają jak strąki i ten produkt trzyma fryzurę w ryzach na długie godziny, na pewno go odkupię.
* Dove Intensive Repair szampon i odżywka - tutaj wersje 185 ml których nakupowałam mnóstwo bo po pierwsze były w świetnej cenie, a po drugie bałam się, że Dove wycofuje tą serię z UK, także chciałam mieć zapas. Bardzo lubię szampony i odżywki Dove, szczególnie właśnie wersje Intensive Repair, szampon dobrze myje, odżywka pomaga w rozczesywaniu (co niestety nie jest takie oczywiste z mojego doświadczenia), włosy są po ich użyciu mięciutkie i sypkie i cuuuudnie pachną.
* Nivea MicellAIR Waterproof - przyznam szczerze, że jak kupowałam ten produkt to nie wiedziałam, czego się spodziewać. Lata temu miałam dwufazę z Nivea i niezbyt dobrze ją wspominam, ale pomyślałam, że niech będzie, wezmę po prostu mniejszą wersję i zobaczę, co z tego wyniknie. Wynikło coś na tyle dobrego, że kupiłam sobie produkt w większym rozmiarze. Ta dwufaza dobrze domywa oczy i twarz i nie podrażnia skóry, po prostu jest skuteczna, czego nie mogę powiedzieć na przykład o płynach micelarnych (teraz używam znowu Biodermy i chyba coś jest w niej namieszane, bo kiedyś używałam i byłam zadowolona, natomiast obecna sztuka nie zmywa dobrze makijażu a do tego po przetarciu nią twarzy mam czerwone plamy...). Micellair mnie naprawdę pozytywnie zaskoczył.
* Dove Original antyperspirant - kupuję na zmianę z Rexoną Fresh (chyba się tak nazywa), ja nie potrzebuję dużej ochrony przed nieprzyjemnymi zapachami, ponieważ nie pocę się prawie wcale, ale jednak cośtam lubię mieć. A że najbardziej lubię właśnie takie stickowe formulacje to używam ich i przeważnie tylko zmieniam zapachy (lubie takie typu mydło albo świeże pranie itp:D). Ten antyperspirant mnie nie zawiódł i to jest już moje któreś opakowanie, także będę do niego wracać.
* Palmolive So Relaxed żel do mycia ciała - przyjemny zapach, taki lekko kwiatowy, otulający, żel dobrze oczyszczał skórę i jej nie wysuszał, do tego robił dość dużo pianki, a musicie wiedzieć, że ja uwielbiam dużo piany, bo wtedy mam wrażenie, że się lepiej myje :DDD Jest to chyba moja druga lub trzecia butelka tego żelu, więc będę wracać.
* Carex Aloe Vera Hand Gel  - moja ulubiona wersja zapachowa żelu antybakteryjnego tej marki. Tego biedaka nosiłam w torebce chyba z rok, aż się nad min zlitowałam i zostawiałam na stoliku, żeby zużyć do końca (przeważnie jednak mam gdzie umyć ręce, więc mało kiedy go potrzebowałam i to chyba jedyny powód, dla którego on był tak słabo używany). Sam żel jest super, jeśli nie mamy możliwości umycia rąk, przyjemnie pachnie i faktycznie po użyciu dłonie wydają się czystsze. Pewnie go odkupię, żeby kolejny zamieszkał w mojej torebce.
* Ziaja Liście zielonej oliwki tonik - bardzo przyjemny zapach, rozpylacz w opakowaniu działał bez problemu i rzeczywiście rozpylał mgiełkę, a nie wielkie krople toniku. Co do tonizowania skóry to nie zauważyłam szczególnych właściwości, ale jako taki ekstra etap w pielęgnacji był ok. Mam jednak już swojego ulubieńca i nie wiem, czy wrócę do toniku z Ziaji, tym bardziej, że zużycie toniku zajmuje mi wieki.
* Elemis Superfood Facial Wash - to jest wersja travel size, przyznam się szczerze, że odrzucał mnie zapach tego kosmetyku i tylko dlatego nie kupiłabym go ponownie, bo rozumiem, że coś ma działać i on działa w porządku, natomiast jeśli coś działa, ale też śmierdzi (oczywiście w moim odczuciu), to ja nie będę miała żadnej przyjemności z używania tego. Produkt Elemisa to taka dość rzadka emulsja, bardzo słabo się pieniła, ale jednak myła. Skóra po użyciu nie była wysuszona, ale miałam też wrażenie, że jest niedomyta, może mylne to wrażenie, ale jednak. Także tak czy siak jestem na nie.
* Dermogal rybki z witaminami A+E - miałam wielkie plany, że będę sobie tego używać i moja skóra będzie wyglądać cudownie, jednak zapach tego ustrojstwa i samo używanie mnie przerosło. Te kapsułki twist off są śmieszne i urocze, ale jak już jedną otworzymy, to trzeba się z tym babrać, bo w 1 sztuce jest za dużo na pokrycie całej twarzy, a z racji kształtu nie ma jak za bardzo tego gdzie odłożyć na kolejną aplikację. Używałam też na skórki paznokci, ale nie widziałam super rezultatów, tak samo by było, jakbym sobie posmarowała zwyczajnym kremem do rąk. Druga sprawa, dla mnie jednak kluczowa - te rybki śmierdzą. Tak strasznie capią, że po prostu niedobrze mi się robiło. Taki jakby zjełczały olej z rybnym podszyciem. No nie, poużywałam trochę, ale resztę wyrzucam, bo nie jestem w stanie tego używać choćbym chciała, bo mi się robi niedobrze...
* Murad Essetial - C Cleanser - jest to produkt do mycia twarzy z witaminą C. Nie wiem, ile tam tej witaminy C jest, ale podejrzewam, że niedużo, więc to nie ma prawa zadziałać ALE spodobał mi się ten kosmetyk, ma postać przezroczystego żelu, w którym zawieszone są kuleczki domniemam że wypełnione właśnie ową witaminą C. W kontakcie w wodą całość się lekko wymydla wraz z tymi kulczkami. Kosmetyk nie pieni się zbyt mocno i pachnie sztuczną pomarańczą (miałam nadzieję, że będzie to bardziej zapach świeżej cytryny, albo chociaż zapach Cif-u, który osobiście bardzo lubię), ale sam żel jest bardzo delikatny dla wrażliwej skóry, miałam wrażenie, że po umyciu moja twarz nie jest przesuszona i szorstka, tak jakby ten kosmetyk nie zdzierał z niej całego płaszcza lipidowego, tylko mył skórę, ale jednocześnie nawilżał. Nie wiem, jak to określić. Kupiłabym ponownie, gdyby cena nie była taka zaporowa i gdyby zapach byl nieco inny.
* Rozex krem - musiał się tu znaleźć, ponieważ używałam go zamiast innych kremów na dzień i na noc, a tym samym jest jednym z moich produktów pielęgnacyjnych, więc miejsce w denku też mu sie należy. Nie będę za bardzo wchodzić w szczegóły, bo jest to wyrób medyczny na receptę, ale niestety obecnie używam kolejną tubkę więc pewnie mało takich 'normalnych' kremów do twarzy będzie się tu przewijać w najbliższym czasie.
* Estee Lauder ANR - w styczniu zużyłam jedną mini buteleczkę, teraz kolejną, serum to nie daje super mega rezultatów, ale ładnie nawilża skórę, więc jak dostaję takie minisy, to je zużywam, natomiast sama chyba nie kupiłabym już pełnego wymiaru, bo znalazłam tańsze produkty, które robią mojej skórze lepiej, niż to serum. Aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że jest złe. Zdecydowanie z wiekiem bardziej doceniam to, co ono robi ze skórą, jednak jeśli ktoś się spodziewa prasowania zmarszczek, to bardziej polecam laser.
* Estee Lauder Revitalizing Supreme + Global Anti Aging Cell Power Eye Balm 5ml - całkiem wydajny jak na 5 ml, starczył mi chyba na 1.5 miesiąca (to jest 1/3 pełnego wymiaru), konsystencja przyjemna i wchłanianie się też dobre, natomiast nie zauważyłam mocnego nawilżenia skóry pod oczami, a w sumie tylko tego oczekiwałam (nie oszukuję się, że jakiś krem mi wyprasuje zmarchy). Był przyjemny, ale jednak czegoś mu zabrakło, do mojego ukochańca Shiseido to mu daleko.
* Clarins Gentle Peeling - ja niestety już nie mogę używać takich kosmetyków do twarzy, jednak użyłam sobie na dłonie i niestety nie powalił mnie na kolana. Słabe właściwości ścierające, nie czułam, żeby skóra była bardziej miękka czy gładka po użyciu. Takie trochę nic.
* Clarins Cleansing Milk - bardzo ładny zapach i na tym zalety się kończą. Słabe zmywanie makijażu twarzy, o demakijażu oczu można zapomnieć, bo on tylko go rozmarze, dodatkowo jeśli dostanie się do oczu to szczypie. Mocne nie.
* Long4Lashes serum do rzęs - nie jestem do końca zadowolona z tego produktu, na pewno jest słabszy, niż np. Revitalash. Na początku po kilku tygodniach jakiś tam efekt jest, ale nie pogrubienie rzęs, a raczej tylko wydłużenie tych istniejących, później jednak rzęsy stają się po nim niesforne, zaczynają rosnąć w jakieś dziwne strony i się wyginać. Nie mogłam sobie poradzic z ich ujarzmianiem jak rosły takie powykrzywiane. I przyznaję, że to jest już drugi raz jak zapbserwowałam takie zjawisko po używaniu tego właśnie serum. Coś tam robi, ale nic spektakularnego, natomiast nie podoba mi się, jak rzęsy po nim wyglądają i że trzeba się z nimi namęczyć, żeby nie wyglądały idiotycznie.
* Noble Isle Fireside - lotion do ciała który dostałam w kalendarzu adwentowym. Cuuudny otulający ciepły zapach, coś wspaniałego. Jeśli chodzi natomiast o nawilżenie to raczej na poziomie przeciętnym. Skusiłabym się na niego gdyby nie jego cena. Owszem, mogę wydać kasę na kosmetyki, ale jakoś kosmetyki do ciała uważam, że nie muszą AŻ tyle kosztować, skoro balsam z Nivea czy Garnier za 20 zł też się świetnie sprawdza.
* Inglot Nail Whitener - mam go już kilka lat, ostatnio pomalowałam sobie nim kilka razy paznokcie i niestety nie dość, że zostawia smugi, to jeszcze odpryskuje w przeciągu kilkunastu godzin. No po prostu nie. Za dużo roboty dla efektu na parę godzin. Nie odkupię.
* Duo klej do rzęs - kolejne opakowanie, jest to najlepszy klej, jaki ja dotychczas stosowałam, więc nie mam zamiaru tego zmieniać i będę kupować kolejne sztuki.
* Urban Decay primer potion - baza pod cienie, także moja ulubiona. Miałam wszystkie z tej marki ale się u mnie nie sprawdziły, tylko ta daje radę i utrzymuje cienie do powiek tam, gdzie powinny siedzieć cały dzień. Ja mam opadające powieki, więc bez bazy po 2 godzinach mam wszystko zebrane w jedno skupisko; ta baza skutecznie temu zapobiega. Dodatkowo taka tubka starcza mi na około rok, także się opłaca. Teraz używam mini wersję Primer Potion.
* rzęsy (kępki) - znowu ta sama przypadkowa marka, bo ja i tak je rozdzielam i przyklejam metodą 1:1 do moich własnych, więc zależy mi zawsze żeby było jak najtaniej :D
* Dove Pink - mydło, które używam do mycia pędzli i gąbki BB, już któreś z kolei, bardzo lubię tą różową wersję, ponieważ ładnie pachnie. Gąbki i pędzle też są dobrze domyte, więc bedę odkupywać.
Próbki i saszetki:
* serum Foreo - starczyło mi na 3 dni, nie ma zapachu i tyle jestem w stanie powiedzieć, nie interesuje mnie ta marka, więc nie kupiłabym.
* Dior Forever Glow 0N - ten podkład jest super, mam jeszcze próbkę W1 i chyba tamta kolorystycznie mi się bardziej podoba, 0N jest dość różowa, oczywiście znowu jestem między odcieniami jak to zwykle mam w Diorze, ale jednak jakbym miała kupić pełen wymiar, to brałabym W1.
* Nars Tinted Moisturizer 1 Finland - kolor cudny, ale cytrusowy zapach mi nie pasuje. Ten krem koloryzujący na twarzy jest dość mokry i nie kryje zbyt dobrze. Pani w Narsie nałożyła mi do przetestowania pełny słoiczek, który starczył mi na tydzień używania, ale wciąż nie jestem pewna, czy mi się ten kosmetyk podoba, czy nie. Mam wrażenie, że jest bardzo nietrwały.

Doszliśmy do końca :) Nie wiem, jak to się stało, że znowu udało mi się tak dużo zużyć, ale dla mnie to super pozytywne, bo kosmetyków mam jeszcze multum, także cieszę się, że się z nimi rozprawiam.
Jak tam Wasze zużycia? Co Was zachwyciło w tym miesiącu?

20 komentarzy:

  1. Świetnie Ci poszło
    Gratuluję zużyć pomadek
    Ja porzuciłam projekt denko jakiś czas temu ale chyba do niego. Wrócę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Pomadki muszę przyznać że mi idą dość spoko odkąd przestałam kupować nowe. Skupiam się na tych, które mam i jest dobrze :)
      A czemu porzuciłaś projekt denko?

      Usuń
  2. Ładne denko :) Znam deo dove - bardzo je lubię, chociaż tego klasycznego zapachu akurat nie miałam. Z Palmolive z tej serii miałam większość wersji i kilka było na prawdę ładnych. Ten lawendowy jednak pamiętam, że oddałam siostrze - jakoś nie przepadam za lawendą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja przeważnie wybieram w antyperspirantach takie zapachy dość neutralne, że cośtam pachnie, może pachnieć świeżo, ale nie żadne dziwne owocowe aromaty :D O kurczę, nie wiedziałam, że ten żel był lawendowy, bo nie lubię lawendy :D Ale w takim razie musiała być w nim prawie niewyczuwalna, bo mi się od typowego zapachu lawendy robi niedobrze, a tutaj nic takiego nie czułam :D

      Usuń
  3. Sporo udało Ci się zużyć. Znam klej do rzęs Duo, jest niezastąpiony! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! Ten klej jest naprawdę fajny i robi dokładnie to, co ma. Zauważyłaś jednak, że on tak dziwnie pachnie? Jak się go trochę wyłoży na jakąś powierzchnię (ja to robię na taką plastikową tackę), to on ma baaardzo dziwny zapach :D Ale każde opakowanie tak miało, więc nie, że jest zepsuty, po prostu on tak ma. Też to zauważyłaś?

      Usuń
  4. Też uwielbiam klasyczną bazę pod cienie UD. Nie znalazłam jak do tej pory godnego zamiennika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę Ci polecić jeszcze bazę z Narsa, bo ona jest bardzo podobna, kiedyś kupiłam ją sobie na próbę. Jedyne, co mi nie pasowało w niej to jej opakowanie, bo jednak jest plastikowe i nie można produktu wyciągnąć do końca, a z UD można wycisnąć, ale pod względem jakości ta z Narsa jest równie dobra :)

      Usuń
  5. Aż tyle pomadek MAC:)- nieźle:). Sztyft Dove też często kupuję, ale nie latem;), aktualnie go mam:). A Lon4Lashes u mnie się sprawdza ok. tzn, wydłuża, nie pogrubia niestety. Ale rzęsy są po nim normalne, nie zauważyłam, żeby źle się układały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kolejne dwie teraz są w obrotach więc myślę, że jeśli nie w marcu, to na początku kwietnia będą zużyte :) Ogólnie chcę w tym roku pozużywać jak najwięcej pomadek, bo mam ich za dużo :)
      Sztyfty Dove i Rexona bardzo lubię, nie wszystkie zapachy, ale większość i uważam, że jak na moje potrzeby są skuteczne (ale moje potrzeby są jednak małe:D). A co do Long4Lashes to nie wiem, co z nim jest... Używałam kilka razy i za każdym razem to samo, te rzęsy takie dziwne są i rosną w dziwne strony.

      Usuń
  6. Lakiery do włosów z Welli są super <3.
    Mam inną wersję, ale jestem z niej równie zadowolona jak Ty ze swojej;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kupiłam sobie 3 wersje i każda z nich jest fajna. Chyba najlepsze lakiery, jakie dotychczas w życiu używałam, a do tego nie śmierdzą jak niektóre :D

      Usuń
  7. Piekne denko i ile pomadek zuzytych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Nad pomadkami intensywnie pracuję, bo mam ich za dużo w swojej kolekcji, więc chcę zejść z ilości. Mam nadzieję, że do końca roku jeszcze z 10 zużyję :D

      Usuń
  8. Muszę powiedzieć, że jestem pod mega wrażeniem Twojego denka! Jest naprawdę duże, a ile w nim kolorówki. W sumie to zazdro, ja rzadko wykańczam kosmetyki kolorowe :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja od kiedy jestem na detoksie kosmetycznym i kupuję naprawdę malutko to zużywam dużo, szczególnie, że dużo z tych kosmetyków też mam już jakiś czas i one nie są w 100% pełne, tylko każdy jakoś tam napoczęty :) Mam nadzieje zejść z ilości pomadek i jeszcze z czego się da właściwie :) Ale podkłady to moja słabość, nie mam 20 tak jak kiedyś, ale przyznaję, że wciąż mam ich sporo :D

      Usuń
  9. No, ja nie mam tak dużo zużyć... Nie wiem, czy ja mniej tych kosmetykow używam czy co? :D Na pewno mało się maskuję. ;)
    Z tych rzeczy miałam miniatury Estee Lauder i miałam serum Long 4Lashes, które lubię, bo mi zawsze szybko długie rzęsy po nim wyrastają, ale właśnie ostatnio mi kosmetyczka mówiła, że wyrosły mi jakieś rzęsy mutanty, że rosną w różne strony (czego ja nie widziałam) i że są u nasady cienkie, a na końcach grube. Nie chciało mi się wierzyć, bo ja tego nie widziałam tak, ale teraz po Twoim wpisie widzę, ze mogła mieć rację. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie te zużycia to chyba wychodzą dlatego, że skupiam się na jednym kosmetyku, wiesz nie że mam 10 otwartych z 1 kategorii, tylko jeden męczę i jak się skończy to potem przechodzę do następnego.
      Maseczek nie używam prawie wcale, bo mam wrażenie, że nie robią nic dla mojej skóry, więc szkoda mi kasy na nie, ale chciałam wypróbować maseczki pod oczy. Miałaś może? Np takie płatki z Garniera? Albo jakieś inne mogłabyś mi polecić?
      Noooo z tym serum Long4Lashes to naprawdę tak jest, że rzęsy rosną dziwne po nim :DDD Miałam to serum już kilka razy i za każdym razem odnosiłam wrażenie, że faktycznie rzęsy są trochę lepsze, ale też źle się układały i były właśnie takie mutantowane i dziwne. Nie wiem, z czego to wynika :D Przy serum Rapidlash nie mam tego problemu :D

      Usuń