poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Zużycia lipca

Tradycyjnie dzisiaj przybywam do Was z postem śmieciowym, w którym pokażę, co z większą lub z mniejszą przyjemnością używałam w ostatnim czasie i podsumuję, z czego byłam zadowolona, a co działało mi na nerwy. Zapraszam więc do przeglądu pustych opakowań.
* Chanel Vitalumiere Aqua - podkład, z którym miałam bardzo burzliwy związek, najpierw mi się podobał, potem okazał się kapryśnym draniem, by na końcu znowu pokazać swoje dobre oblicze i aż pomyślałam, że chyba go kupię ponownie, ale już na samiuteńkim końcu znowu wyszło z niego to, czego nie lubię. Kolor jest dla mnie za ciemny i trochę za pomarańczowy, a do tego ten jegomość ma takie humory, że nigdy nie wiadomo, jak danego dnia będziemy w nim wyglądać. Jest świetny na wysokie temperatury i skóra w nim wygląda ładnie, o ile trafimy na jego dobry dzień. Ogólnie może za pół ceny bym kupiła, ale za pełną kwotę i tą jego humorzastość oraz niewłaściwy dla mnie kolor (tak, jestem leniem i nie chce mi się mieszać podkładu, jeszcze jeśli jest w butli z odkręcaną pompką to ok, ale jak mam go mieszać w oddzielnym słoiczku to odpada) jestem na nie.
* Revlon tusz do rzęs, o którym nawet nie wspomniałam słówkiem, bo jest tak gówniany, że szkoda gadać, szczotka nie nadaje się do niczego, bo jest za wielka i nabiera za dużą ilość produktu, na rzęsach mamy grudy, ponadto tusz się osypuje w ciągu dnia i zostawia pandę pod oczami. Ale najgorszy jest chyba jego zapach, a właściwie smród, który towarzyszy nam calutki dzień. Bardzo nie polecam.
* Nars Laguna - jak dla mnie idealny bronzer do konturowania. Ma przepiękny kolor, cudowną konsystencję i na twarzy wygląda zjawiskowo. Na pewno kupię kolejne opakowanie.
* Mac Veluxe Pearlfusion Smokeluxe - po początkowych zachwytach tą paletką cieni zauważyłam, że ona tak naprawdę jest o kant tyłka potłuc i konsystencja, która na początku wydawała mi się świetna do współpracy okazała się beznadziejną do używania z pędzlami i bardzo rzadko sięgałam po tą paletę. Wykończyłam ją chyba tylko dlatego, że postanowiłam, że ją wykończę, inaczej dalej by leżała i się kurzyła. Mam jeszcze Brownluxe i też nie wróżę nam świetlanej przyszłości, cienie są słabe, osypują się, nie współpracują z pędzlami. Wielki zawód.
* Bobbi Brown Raspberry Shimmer Lipstick - ogólnie ta pomadka nie jest zła, ale nie dogadałam się z nią na tyle, żeby kupić kolejne opakowanie, czy żeby w ogóle kupić jakąkolwiek inną pomadkę z tej marki. Nie do końca mój kolor i za dużo drobinek, generalnie nie wyglądała źle na ustach, ale żegnam się bez żalu.
* próbka podkładu Urban Decay Naked Skin 1.0 - już go kupiłam w pełnowymiarowym opakowaniu, także jeszcze przyjdzie pora na recenzję.
* Dove żel do mycia ciała - ładny zapach, nawet nie męczący, także może się skuszę na niego ponownie za jakiś czas. W moim odczuciu żele Dove trochę za mało się pienią, ale właściwości są ok, także nie będę mocno narzekać.
* Palmolive Massage Spa - żel do mycia o bardzo ładnym świeżym zapachu. Zawiera drobinki ścierające, które jednak słabo ścierają, ale wybaczam, bo ten zapach lubię i pewnie kupię ponownie.
* Dove Pure Care Dry Oil - olejek do włosów, który nakładałam od połowy długości aż po końce tylko po to, żeby mi pomagał w rozczesywaniu. Innych zalet nie ma prócz wygładzenia. Wróciłabym do niego, ale stwierdziłam, że skoro mam cienkie włosy to zrezygnuję z dodatkowego obciążania ich olejkiem na końcach i nie będę kupować na razie żadnych olejków.
* Jantar wcierka do włosów - na razie nie doczekała się osobnego posta, chociaż to już moje trzecie opakowanie. Sama nie wiem, co mam o niej myśleć, bo jakieś tam małe kikutki włosowe mi rosną, ale nie wiem, czy to tak samo z siebie, czy dzięki tej wcierce. Mam jeszcze drugą butelkę (tak właściwie to czwartą), zobaczymy, co po niej będzie. Na razie nie mam zdania...
* Sure Shower Fresh - całkiem fajna kulka, chociaż nie chroni w 100% i dla tych co się mocno pocą raczej nie będzie super, ja się pocę mało, bo przez większość czasu jest mi zimno, także mi ona wystarcza. Zapach Shower Fresh też całkiem przyjemny w odróżnieniu od smrodku Cotton Dry.
* Garnier Micel - kupiłam go sobie na urlop w Polsce, oczywiście zapomniałam wziąć ze sobą, ale mimo wszystko zużyłam. Mam takie samo zdanie, jak wcześniej - trzeba się z nim namęczyć, a do tego nie wyobrażam sobie po demakijażu nim nie umyć buzi. Na minus też jest zapach - ten produkt pachnie jak woda ze stawu albo z kałuży jak się wwąchamy, mnie to trochę irytowało. Nie przewiduję powrotu, chociaż wiecie, podobno tylko krowa nie zmienia zdania :D
* Estee Lauder Advanced Night Repair - serum, które już miałam kiedyś w pełnowymiarowej wersji, miałam też kilka miniatur takich, jak ta i mój wniosek jest jeden - to serum nic nie robi! To zwyczajna glutowata woda, która nawet porządnie nie nawilża, nie mówiąc już o jakichś innych, bardziej zaawansowanych efektach. Nie polecam.
* Shiseido Wrinkle Resist 24 - lotion do twarzy, którym zachwycałam się jakiś czas temu. Mój zachwyt trochę opadł, gdyż przy trzeciej albo już nawet czwartej buteleczce (miałam tylko 4 takie duże miniatury 30 ml jak ta ze zdjęcia) nie zauważam już tego efektu wow, co na początku. Wciąż jest fajnie, ale nie wiem, czy aż tak fajnie, żeby wydać 64 funty na pełnowymiarowy produkt. Miałam też krem z tej serii i chyba działał lepiej niż lotion. Generalnie szkoda mi kasy na pielęgnację, która i tak mnie nie odmłodzi, wolę wydać mniej i kupić sobie porządny krem nawilżający, a różnicę w cenie między takim obiecującym wygładzenie zmarszczek a tańszym - tylko nawilżającym - spożytkować na botox albo kwas hialuronowy, który faktycznie mi wizualny efekt da.
* Sephora dwufazowy płyn do demakijażu - miniaturka. Nie jestem jakoś specjalnie z niego zadowolona. Owszem, zmywa makijaż i to dokładnie, ale ta tłusta warstwa na twarzy mnie denerwuje. Wolę moje zwyczajne olejki do demakijażu.
Saszetki i rzęsy, których nigdy nie założyłam i już nie założę oraz klej Ardell do tychże rzęs, który zgęstniał. Swoją drogą klej Ardell bardzo polecam. Z saszetek na uwagę nie zasługuje nic prócz peelingu z DHC, chciałabym go w pełnym opakowaniu, a poza działaniem kupuje mnie też opakowanie w kropki (ja kocham kropki, rozczulają mnie).

Także tak - to by było na tyle z moich lipcowych śmieci. Zużyłam jeszcze chusteczki nawilżane, ale stwierdziłam, że nie będę już ich pokazywać, bo to taka codzienna rzecz, że nie ma sensu.
Jak poszły w lipcu Wasze zużycia? Pojemniczki na pustaczki zapełnione?




49 komentarzy:

  1. U mnie żel aloesowy schodzi dosłownie kilogramami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie używałam żelu aloesowego, ale miałam balsam do ciała aloesowy i bardzo dobrze go wspominam :)

      Usuń
  2. Ladne denko dużo koloeowki zuzylaś. A miałam ochotę na ten podkład tyle zachwytów nad nim słyszałam. Nars bronzee muszę koniecznie kupić. Czekam na wrzesień bo wtedy w Pl zawita wreszcie Nars :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten podkład nie jest zły, ma swoje naprawdę dobre dni, ale wkurza mnie to, że nie jest w moim kolorze, więc muszę go rozjaśniać, a do tego ma takie humory, że nigdy nie wiesz, czy tego dnia będzie wyglądał zjawiskowo na buzi, czy wejdzie we wszystkie pory i spłynie po dwóch godzinach. Za takie atrakcje to cena jest lekko przesadzona i jak wspomniałam - za połowę ceny możnaby kupić i znosić jego humory, za pełną cenę niestety nie mam na to ochoty.
      Bronzer z Narsa ogromnie polecam, mój ulubieniec:)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe denko i sporo kolorówki, gratuluję! :-)
    O wcierce Jantar mam podobne zdanie. Micel z Garniera całkiem dobrze się u mnie spisał, ale znam dużo lepsze - obecnie jestem pod wrażeniem płynu Mixa - znasz może?
    Żele pod prysznic Palmolive bardzo lubię, choć tej wersji akurat nie znam. To serum z Estee Lauder też kiedyś miałam i też nie widziałam żadnych rezultatów, nic a nic! Lubię kosmetyki Bobbi Brown, właściwie ze wszystkiego zawsze byłam zadolona, co od nich miałam, ale akurat szminek nie znam ;-)
    Ja obecnie pracuję nad denkiem z 4 miesięcy ;-) Zdjęcia zrobione, jeszcze tylko tekst muszę sklecić ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała, żeby ta wcierka działała, dodatkowo biorę tabletki na włosy i jeszcze dodatkowo co 3 dni smaruję sobie czymś takim co się nazywa Jamaican Black Castor Oil, śmierdzi to jak diabli, ale czytałam, że niby działa. No ciekawe, czy zadziała. Na razie spektakularnych efektów nie widzę. Jakieś kikutki rosną, ale mam wrażenie, że to są takie normalne małe włoski co zawsze rosną, a nie że to te wszystkie wspomagacze mi pomagają.
      Micela z Mixy niestety nie znam, nie mam dostępu do polskiego Rosska, ale też nie jestem fanką miceli, także raczej się nie skuszę. Wolę makijaż zmywać olejkiem, który potem się zmywa z buzi (i potem jeszcze myję twarz oczywiście). Mam wrażenie, że taka metoda jest najskuteczniejsza, buzia jest wtedy czysta jak łza :)
      Palmolive ma też fajny żel do mycia o zapachu Sweet Pea, chyba kupię następnym razem :) A serum z Estee dla mnie przereklamowane, nie robi nic, absolutne zero!
      Co do Bobbi to ja sobie testuję od nich podkład właśnie. Miałam próbkę już kilka lat temu i mi się podobał (Skin Foundation), ale teraz jak w UK dano mi hojniejszą próbkę i mogłam go nosić kilka dni to widzę, że mimo tego, że na twarzy wygląda bardzo ładnie, to niestety ściera się szybko, o wiele za szybko jak na podkład za taką cenę, także chyba go nie chcę...
      Jejuuuu, pokazuj to denko, chętnie poczytam o 4 miesiącach śmieciuszków :)

      Usuń
  4. Narobiłaś mi ochoty na lAGUNĘ :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest naprawdę genialny bronzer, idealny. Może w opakowaniu nie prezentuje się aż tak zjawiskowo, ale po nałożeniu na twarz - dla mnie boskość :D

      Usuń
  5. Myślę nad ewentualnyn zakupem tego bronzera Nars Laguna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zastanawiaj się, kupuj. Jest tego wart:) Chociaż w sumie z drugiej strony jeśli mieszkasz w PL to poczekaj do września, aż wejdzie do sprzedaży i najpierw sobie przetestuj na buzi :)

      Usuń
    2. Właśnie taki mam zamiar. Na pewno nie kupiła bym go nie oglądając :)

      Usuń
    3. Ja tak kupiłam :DDD Ale nie miałam jak go zmacać, także tylko taka opcja wchodziła w grę :) Teraz mam stoisko Narsa w moim mieście, także nie ma problemów :)

      Usuń
  6. Właśnie zużyłam ten żel z Dove, zapach to peonia i śmietanka, a tu nic takiego nie czuję, szkoda, bo kocham zapach peonii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że ja nawet nie wiem, co to za zapach:DDD Wzięłam, bo był niby nowością (wcześniej go faktycznie nie widziałam). Dobry, ale idealny i super hiper to na pewno nie:) Pachniał delikatnie i całkiem ok, ale bez zachwytu, w każdym razie nie zużyłam go z obrzydzeniem, tak jak żel z Nivea, który obecnie używam :D

      Usuń
  7. Same cudeńka zużyłaś :) Ten micel z Garniera również miałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak go wspominasz? Wg mnie jest bardzo wydajny, ale szału nie robi jeśli chodzi o dokładność i szybkość zmywania :)

      Usuń
  8. ja chyba nic nie zdenkowałam w lipcu ale też dużo poszło do śmieci w czerwcu;)
    A nie, wróć: wykończyłam krem pod oczy Nacomi:) dużo o nim na blogach więc sobie poczytaj a przy okazji wizyty w PL kup.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie w sierpniu znowu będziesz miała stosy zużyć :D
      Krem pod oczy Nacomi? Czuję się zaintrygowana. Obadam go sobie. A jakie są Twoje wrażenia po jego zużyciu?

      Usuń
    2. Też jestem ciekawa Twoich wrażeń po tym kremie pod oczy. Z tym, że mnie żywo interesuje jedna kwestia - czy on zmniejsza tą opuchliznę, tak jak deklaruje nazwa, czy nie? ;) Oczywiście, jeśli mówimy o tym samym modelu ;)

      Usuń
    3. Już wyczytałam, że on zawiera olejek arganowy, także chyba dla mnie lipa, bo moja skóra nie lubi sie z żadnymi olejami. One tylko na niej siedzą, a kompletnie się nie wchłaniają, także chyba sobie jednak daruję...

      Usuń
    4. Opuchlizny to żaden krem nie zlikwiduje:) Może ewentualnie lekko napiąć skórę ale chyba ten tego nie robił. Ten mi się podobał bo był lekki ale tłustawy:) Wiem, że to dziwnie brzmi:) Nie był niestety zbytnio wydajny i zdarzało się, że musiałam go dokładać by poczuć nawilżenie jeszcze bardziej ale polubiłam go.

      Usuń
    5. W sumie za taką cenę i tak można wypróbować:) Aczkolwiek właśnie już baza olejowa mnie nie zachwyca, bo wiem, że może być tak samo, jak z wszystkimi olejami, z którymi miałam do czynienia, czyli nie będzie się wcale wchłaniać :/

      Usuń
    6. @Leśne Runo - wielkie dzięki za odpowiedź. No wiem wiem ;) tak zlikwidować niczym terminator to nie ma szans - po kilku godzinach schodzi sama, problem jest wewnętrzny, ale jakieś tam obkurczanie było by mile widziane, skoro tak się deklarują. Choć małe wsparcie ze strony kremu. Wciąż szukam jakiegoś remedium na ten problem pod postacią kremu/żelu, bo na torebki z herbatą nie zawsze mam czas i możliwość. Kostki lodu nie wchodzą w grę, nienawidzę tego, czuję ból. Żel z arniką działa, ale nie da się z tym wyjść do ludzi ;)

      Usuń
    7. Ja mam taki problem z lewym okiem, które jest prawie zawsze podpuchnięte. Schodzi oczywiście, ale po kilku godzinach. Zastanawiam się na kupnem jakiegoś urządzenia kosmetycznego do lekkiego masażu, bo kostki lodu to też nie ja.

      Usuń
    8. Leśne Runo - ja Ci mówię - botoxy i kwas hialuronowy :D A tak na serio - są takie urządzenia chłodzące? Podobno chłód pomaga, to może urządzenie chłodzące razem z dobrym kremem by coś zdziałało?

      Usuń
  9. Lubię Twoje denka, bardzo konkretne, uczciwe recenzje czarno na białym. :)

    Jantar cuś jednak robi. Ale ja nie jestem hiper wiarygodna, bo mam problemy z wypadem włosów i całą ich masakrą, na tle hormonalnym. Niemniej z Janatrem a bez - była różnica u mnie w szybkości przyrostu nowych włosów. Co prawda nie jakaś spektakularna, więc trochę on zniechęca, zwłaszcza, że też jestem po 3 butlach. Jednak myślę, że to również kwestia cyklu wzrostu włosa, na pewnym etapie rośnie on szybciej, a później już nie, a w dodatku każdemu inaczej ;), i dlatego tak trudno ocenić realne efekty Jantara i innych wcierek. Też nie wiem, czy powtórzę "kurację". ;)

    Serum od EL - nie mogę się nadziwić od dawna już, skąd pozytywne opinie, bo to serum naprawdę nie robi NIC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* Wiesz, że ja zawsze piszę, jak jest, nie koloryzuję, jeśli produkt był niewypałem :D
      Powiem Ci co do Jantaru, że stosuję już tą trzecią butlę i stosuję oczywiście codziennie (nie zdarzyło mi się zapomnieć, czy pominąć aplikacji), po pierwszej butelce widziałam trochę baby hair, ale nie wiem, na ile to wynikało z wcierki, a na ile z mojego normalnego cyklu wzrostu włosów. Pomyślałam jednak, że będę używać dalej, no i teraz jestem na 4 butelce, a bujnej czupryny nie mam, ani jakichś specjalnych baby hair też nie. No, może trochę, ale takie trochę to ja mam zawsze, nawet jak nie stosowałam nic. Zużyję tą 4 butlę i wtedy się zastanowię, co dalej. Kupiłam sobie też Jamaican Black Castor Oil i też używam na łeb co kilka dni, ale na razie za krótko, żeby zauważyć jakieś rezultaty :D
      Odnośnie serum z EL to ja naprawdę nie wiem, skąd tyle pozytywnych komentarzy na Wizażu się wzięło...

      Usuń
  10. A ja właśnie dziś zamówiłam sobie pomadkę Bobbi Brown - ale z innej linii;) mam nadzieję, że jednak będzie ok.... Kolor mnie urzekł - jak zwykle;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaką pomadeczkę sobie wzięłaś? Chwal się tu zaraz:)

      Usuń
  11. u mnie paletki Pearluxe bardzo dobrze się sprawują - wymagają jedynie przyczepnej bazy :) np Mac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używam bazy pod cienie, ale to nie pomaga na słabe cienie, które w ogóle nie trzymają się pędzla, a podczas rozcierania na powiece się sypią. Na pewno nie kupiłabym ponownie żadnej z tych palet. Z regularnych cieni Mac jestem zadowolona w miarę, ale z tych Pearlfusion nie:/

      Usuń
  12. Mój ulubiony żel pod prysznic z Palmolive :) Ma boski zapach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze lubię z tej serii Sweet Pea i taki zielony jakby z zatopionymi małymi perłowymi kuleczkami, ale wydaje mi się, że ten zielony został wycofany jakiś czas temu.

      Usuń
  13. Ten żel Dove mam w zapasie i jestem go bardzo ciekawa a ten z Palmolive jest boski <3 kocham takie zapachy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żel z Dove nic specjalnego Ci powiem, to znaczy źle nie jest, ale zachwyt też nie :) A do tego zapachu z Palmolive co jakiś czas wracam, bo naprawdę zapach jest cudowny :)

      Usuń
  14. Odpowiedzi
    1. Niestety musiał się kiedyś skończyć, z podkreśleniem słowa NIESTETY :D Jednak zdecydowanie jest to mój bronzer wszechczasów i na pewno odkupię :)

      Usuń
  15. Bardzo lubię żele Dove. Mają fajna konsystencje i ciekawe zapachy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojego punktu widzenia powiem szczerze, że mnie ich zapachy nie porywają. W opakowaniach pachną ładnie, ale już na skórze mniej ładnie i jak dla mnie trochę za mało się pienią, ale nie, żeby była tragedia, czy coś, po prostu nie są moimi ulubionymi :)

      Usuń
  16. o kurde, to się popisałaś z denkiem. Ile kolorówki, fiu fiu! Podejrzewam, że u mnie skończy się na tym, że zakupię Narsa. Harmony dalej leży w szufladzie, moja irytacja sprawiła, że nie konturuję twarzy wcale i chodzę dumna, niczym pączek :D hahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, kolorówki tyle, bo od dłuższego czasu używam jednego kosmetyku z każdej kategorii i jakoś tak się kończą :D
      Nars jest przecudny, ja bardzo polecam:)
      A czemu nie lubisz Harmony? Źle Ci się z nim pracuje, czy kolor nie taki? Ja kiedyś chciałam go kupić, ale jak mi nałożyli w Macu go na buzię to wyglądał jak brudna plama, on ma zły kolor dla mojej karnacji, także przeszło mi całkowicie :)

      Usuń
    2. wiesz co? mam wrażenie, że do mojej karnacji jest jakiś pomarańczowy, jak rdza. Źle mi się go aplikowało, robił plamy i nierównomiernie schodził. Niby po zmianie pędzla było ok, ale jakoś się zraziłam. Zachwalania tego produktu nie zrozumiem :D

      Usuń
    3. Miałam to samo odczucie przy jego aplikacji. To znaczy że nierównomiernie się nakładał, źle się go blendowało. Tutaj Nars zdecydowanie bije go na głowę, a nawet na wiele głów :D
      No i ten odcień... Na mnie nie był rdzawy, tylko jakby taki brudny, nienaturalny. Nie, jakbym się konturowała, ale jakbym się czymś umazała. Także po dwóch podejściach, w tym jednym jak go sobie sama nałożyłam - spasowałam :)

      Usuń
    4. Kurcze, zrobię do niego jeszcze jedno podejście (może na opalonej buzi będzie wyglądał lepiej?) i ewentualnie postaram się go sprzedaż. Bez sensu, żeby u mnie leżał bez pożytku, jak komuś może świetnie służyć.

      Usuń
    5. Całkiem możliwe, spróbuj :) Albo zawsze możesz zacząć go używać jako cień do powiek. Wiem, że zużycie go by zajęło dość długo, ale jednak nie leżałby nieużywany, a wydaje mi się, że ten odcień by był spoko do rozcierania innych cieni :) Ale ostatecznie, jeśli się naprawdę do niczego nie sprawdzi to faktycznie, nie ma sensu, żeby leżał. Ja tak samo miałam z Terracotą z Guerlain. Kiedyś kupiłam limitkę, podobała mi się, była cudna. Tylko co z tego, skoro to nie były moje kolory i jak nałożyłam na twarz, to wyglądałam źle... Także puściłam w świat bez żalu i tyle, a za tą kasę pamiętam, że kupiłam dwie pomadki :D

      Usuń
    6. hahhahaha zamienił stryjek... :D ale lepiej tak, niż żeby leżało i niszczało. Generalnie ostatnio zużywam wszystko jak leci, dlatego przeszkadza mi ten Harmony i w sumie zła sama na siebie jestem, że kupiłam. No ale cóż, przynajmniej przekonałam się do róży :D

      Usuń
    7. Zamienił stryjek na to, co bardziej lubi, także nie było problemu :D
      Oooo, to i ja tak robię ostatnio, że staram się zużywać, ale tylko to, czego mam dużo i co nie jest moją ulubioną kategorią kosmetyczną (czyli bronzery, róże, rozświetlacze). Podkładów i pomadek mogłabym mieć z tysiąc :D

      Usuń