Maseczki to nie jest kosmetyk pielęgnacyjny, który kupuję i używam często. Powiedziałabym, że raz na jakiś czas, jak mnie najdzie ochota to kupuję coś na wypróbowanie. Nie zauważam bowiem po maseczkach żadnego trwałego efektu, więc nie chce mi się wydawać pieniędzy na coś, co mi pomoże "na chwilę". Ale ochota mnie naszła na jakąś maskę jeszcze w zeszłym roku i nie wiem sama dlaczego, ale do głowy mi przyszło, że mogę ją kupić w Lushu (chociaż generalnie kosmetyków tej marki nie lubię). Jednak poszłam i padło na Catastrophe Cosmetic.
Opakowanie typowe dla marki - czarne i plastikowe z naklejkami informującymi nas o tym, co jest w środku i jak to używać. Całość mieści 75 gram kosmetyku.
Wewnątrz mamy niebieskawą maź z różnymi pływającymi farfoclami :D Pachnie bardzo przyjemnie, tak pudrowo-jagodowo, zapach absolutnie nie drażni i nie męczy. Jeden z przyjemniejszych Lushowych zapachów jak dla mnie.
Konsystencja jest dość gęsta i zbita. Niestety zauważyłam też, że z czasem robi się bardziej sucha i trzeba dodać nieco wody, aby nałożyć ją na twarz, bo inaczej ciężko ją wyjąć z opakowania przez tą suchość.
Minusem tego produktu jak dla mnie jest fakt, że ma tylko miesiąc przydatności do użycia, także jeśli zapomnimy jej używać, to po miesiącu może nie nadawać się do niczego. Druga sprawa to ze względu na składniki należy ją trzymać w lodówce. Pomijam już fakt, że muszę po nią specjalnie iść do tej lodówki, ale bardziej wkurza mnie to, że ona wtedy jest zimna, a ja nie lubię zimnych rzeczy mieć nakładanych na twarz.
Aplikacja to sprawa banalnie prosta - używamy Catastrophe jak każdej innej maseczki. Smarujemy sobie twarz (producent zaleca "hojną ilość"), czekamy 10-15 minut, maska zastyga i wtedy należy ją zmyć. Porównując ją do kultowej Glamglow Catastrophe zmywa się o niebo lepiej, moim zdaniem w ogóle ta jest lepsza (i tańsza). Przechodząc zatem do działania. Ogólne założenie tej maski to uspokojenie, wygładzenie i nawilżenie skóry. Ostatniego punktu nie zauważam. Po użyciu moja twarz jest sucha, ściągnięta tak jakby całe sebum zostało z niej zdarte, więc natychmiast trzeba się czymś posmarować, aczkolwiek skóra jest jedwabista jak pupka niemowlaka, delikatna, wygładzona, wszelkie czerwone zmiany są uspokojone i pory oczyszczone. Coś genialnego. Dodatkowo też przy użyciu nie mam tego nieprzyjemnego uczucia pieczenia, jakie dawały mi maski Glamglow. Wydaje mi się, że ta jest delikatniejsza, ale działanie jak dla mnie jest na piątkę.
Skład:
Moim zdaniem to bardzo fajny kosmetyk, chociaż wiem, że dostępność do Lusha jest w Polsce bardzo ograniczona, ale jeśli miałybyście okazję wypróbować tą maseczkę, to polecam.
Jakie są Wasze ulubione maseczki i jakie mają działanie?
Moja ocena: 9/10
Ciekawa ta maseczka, ale jak trzeba ją trzymać w lodówce to nie jest to kosmetyk dla mnie, ja też nie lubię zimnych rzeczy na twarzy...i w ogóle nie lubię kosmetyków w lodówce... Dobrze jednak, że ma takie świetne działanie.
OdpowiedzUsuńJa teraz używam maseczki Norel do cery wrażliwej i jestem z niej bardzo zadowolona, bo koi i bardzo dobrze nawilża.
Trzeba niestety ją trzymać w lodówce, co mnie też wkurza, bo trzeba specjalnie po nią iść, żeby jej użyć, nie może sobie leżeć w łazience w szafce. Działanie ma naprawdę fajne, ale na szczęście nie jestem jakąś wielką fanką masek, więc jak się skończy, to zrobię sobie przerwę :)
UsuńTej Twojej w ogóle nie znam, chyba nawet nie kojarzę marki, ale najważniejsze, że Tobie pasuje :)
Może to, że jest świeża miesiąc zmusiłoby mnie do regularnego stosowania? :)
OdpowiedzUsuńAlbo byś zapominała i by się przeterminowała :) Ja czasami o niej zapominałam, ale wyjmując coś z lodówki mi się przypominało, że ona tam jest :)
UsuńChętnie ją wypróbuje jeśli będzie kiedyś okazja;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś w końcu otworzą Lusha w Polsce, chociaż ja wolałabym Ritualsa :)
UsuńJeśli oczyszcza pory to muszę ja jakiś upolować. To chyba moja najwieksza zmora. Ja uwielbiam maseczki i zawsze mam ich dużo. Aktualnie oczyszczam się Shiseido i Skin Ceyticals, ale ta druga niestety już się ze mną właściwie żegna :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę, pory są pięknie oczyszczone, skóra jest gładka, chociaż też napięta jak struna i trzeba ją nasmarować, ale wygląda pięknie. U mnie w kategorii masek tylko ta jedna i w dodatku zostało jej na jedno użycie, potem nie mam zamiaru przez jakiś czas kupować :)
UsuńJak Shiseido sie sprawuje?
Kurczę jak na miesiąc użytkowania tylko to dość spory wydatek. Będę nadal szukała swojej idealnej maseczki.
OdpowiedzUsuńNie tak drogi biorąc pod uwagę, że starczyła mi na jakieś 12 razy :) Także przy cenie 6,75f to nie wychodzi za jeden zabieg aż tak drogo. Podejrzewam, że starczyłaby na więcej użyć, ale producent kazał nakładać hojnie, więc tak nakładałam :)
Usuńjakoś ostatnio przeszła mi ochota na lush, nie czuję już potrzeby kupinie ich produktów;)
OdpowiedzUsuńJa ogólnie tej marki nie lubię, bo ich kosmetyki mi śmierdzą, ale pomyślałam sobie w grudniu, że chciałabym jakąś maskę, a tą już kiedyś testowałam i była fajna, więc nie szukałam daleko i polazłam do Lusha :)
UsuńKto wie, może kiedyś się skuszę, jak będę miała okazję do zakupów. Choć nie przepadam za kosmetykami mającymi tak krótki okres trwałości. Cieszę się, że maska spisuje się lepiej od kultowej GlamGlow :-) Ja odkryłam niedawno oczyszczającą maskę z Sephory i jak dla mnie jest ona również fajniejsza, a do tego dużo tańsza od GlamGlow!
OdpowiedzUsuńMnie też się nie podoba fakt, że ona ma taką krótką ważność, bo trzeba naprawdę o niej pamiętać, inaczej straci ważność i w sumie nie wiem, czy by się wtedy zepsuła, czy co, ale bałabym się używać po terminie.
UsuńMaska z Sephory mówisz? Będę musiała się jej przyjrzeć jak przyjadę do Polski :) Dziękuję za podpowiedź :)
Ja lubie maseczki uzywac od czasu do czasu, ale nie jestem maniaczka jesli chodzi o maski ;) Teraz mam maseczke blotna z Sephory i polecam Ci ja - ma o wiele dluzsza date uzywania niz ta z Lush i nie trzeba ja trzymac w lodowce ;) Wiec jak bedziesz w Pl, to polecam sie rozejrzec za nia :D
OdpowiedzUsuńOooo, Kochana, ja też nie jestem maniaczką. Ostatnią maskę miałam chyba na początku zeszłego roku, albo nawet jeszcze w 2014, to była Glamglow (kurdę, skleroza już w tym wieku, że nie pamiętam), ale wiem, że to było dawno. Jakoś nie czuję potrzeby używania masek ciągle, bo nie widzę efektu, który byłby długotrwały, tylko tymczasowe, wolę więc zainwestować w krem, czy serum, a nie w maskę, którą użyję kilka razy na chwilę :) Ale doraźnie i od czasu do czasu to czemu nie? :) W komentarzu powyżej też Justyna poleca maseczkę z Sephory, także obejrzę je sobie, jak będę na urlopie kiedyś :)
UsuńNo wlasnie - ja jedyne co widze po maseczkach to dobre oczyszczenie twarzy... Ale nastepnego dnia juz tego efektu nie ma, wiadomo ;) Maseczka z Sephory fajna i duzo osob, ktore mialo GlamGlow (ja nie mialam, wiec sie nie wypowiadam ;)) twierdzi, ze ponoc ta z Sephory jest lepsza!
UsuńJa mam to samo, taki efekt na raz, to w sumie o kant tyłka potłuc, bo co mi po tym, że mam ryja pięknego wieczorem, jak rano znów ten sam, co był dnia poprzedniego rano? :D Dlatego nie kupuję masek ciągle, tylko raz na jakiś czas, jak mi się chce i jak mi się przypomni, czyli w sumie może raz w roku. Serio ta z Sepho lepsza? To muszę koniecznie spróbować! :) Ja się zastanawiam nad kupnem maski Skinfood Egg White Pore, ale wciąż rozmyślam, czy muszę ją mieć:)
Usuńznając mój dom to ktoś by zjadł ją jakby była w lodówce, a czy się do tego nadaje to już nieważne :)
OdpowiedzUsuńPadłam z tego komentarza :DDD Ale to prawda, że ona pachnie tak smakowicie :D
UsuńUwielbiam ją! Cuda robi na buzi, a przy tym pachnie tak bosko, że mogłabym ją zjeść! :D
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak ona może smakować :) Chyba z ciekawości jutro przy okazji ostatniego użycia liznę trochę :)
UsuńCiekawa jestem teraz tego produktu :)
OdpowiedzUsuńSpróbować warto, ale sprowadzać specjalnie zza granicy to nie trzeba bo w Polsce na pewno znajdziesz podobne maski :)
Usuń