czwartek, 12 listopada 2015

MAC False Lashes Extreme Black

Promocji nigdy nie potrafię się oprzeć i to głównie za sprawą promocji zawitał do mnie tusz do rzęs, o którym dzisiaj będzie mowa. Akurat Debenhams robił taką ofertę, że jak weźmiemy dwie dowolne maskary, to da nam 15 czy tam 20% zniżki, także nie namyślałam się długo i kupiłam Studio Fix Boldblack Lash, o którym mogłyście już poczytać i tego jegomościa, którego dzisiaj zaprezentuję.
Producent opisuje go w taki sposób: Czarny jak atrament, lekki tusz o innowacyjnej konsystencji musu sprawia wrażenie przedłużonych rzęs. Nasyca rzęsy niewyobrażalnie głęboką, ciemną i bogatą czernią przy każdym muśnięciu unikalnej szczoteczki.

Maskara ma 8 gram i jak możecie zauważyć jej opakowanie wieńczy fikuśne coś (nie mam pojęcia, co to jest i do czego, ale wygląda fajnie).
Szczotka, opisana przez producenta jako "unikalna" była przeze mnie widziana w przynajmniej 10 innych maskarach, także ja tu żadnej unikalności nie widzę. Prosta, bez żadnych udziwnień.
No powiedzcie same, że tutaj żadnej unikalności nie ma ;)
Obecnie mijają dwa miesiące od czasu, kiedy zaczęłam używać False Lash Extreme Black i tak jak na początku był bardzo, ale to bardzo mokry, niemalże niemożliwy do używania, tak po dwóch miesiącach i dwóch rozcieńczeniach Inglotowym Duralinem już niestety nie nadaje się za bardzo do kolejnych użyć.
Ale od początku - jak wspomniałam moje pierwsze przygody z tym produktem to była orka na ugorze. Konsystencja zbyt mokra, sklejała rzęsy, musiałam je sobie rozdzielać, a na końcu i tak wyglądały jak nogi pająka, a do tego grudki wszędzie. Opanowałam to jednak wycierając nadmiar tuszu o rant opakowania przy otwieraniu i takim sposobem mogłam go normalnie używać, bo wtedy nabierałam odpowiednią ilość (a nie jak dla pułku wojska). Mimo wszystko jednak czasami musiałam rzęsy dalej rozdzielać. Kiedy tusz już dość mocno podsechł niestety znowu dał mi popalić, bo ponownie konieczne było ich rozdzielanie i się grudkowacił. Po prostu używanie FL Extreme Black to jest zabawa, kilkunastominutowa zabawa, żeby ten produkt wyglądał dobrze. Kiedy jednak się z tym uporamy, to naprawdę można stworzyć spektakularny efekt, rzęsy są pięknie podkreślone, chociaż niestety ja tu super pogrubienia nie widzę, wydłużenie mooooże jakieś tam jest, natomiast podkręcenia nie ma wcale, ale ja i tak używam zalotki, więc mnie ostatni punkt specjalnie nie obchodzi. Muszę jednak nadmienić, że ów tusz trzyma efekt podkręcenia (to jest ważne, bo miałam tusze, które nie potrafiły utrzymać tego skrętu), także tutaj plus.
Minus jednak jest taki, że na początku używania widziałam delikatne czarne smugi pod oczami w ciągu dnia. Nie, żeby zaraz panda, ale wiecie, takie drobne jakby kropeczki pod oczami i za każdym razem musiałam je sobie ścierać, a nie mam na to czasu ani ochoty, kiedy jestem w pracy. Tusz ma się trzymać na swoim miejscu, a nie migrować mi w postaci jakichś plamek pod oczy. Osypywania nie zauważyłam, trzyma się na rzęsach cały dzień, aż do zmycia, które też nie jest trudne, gdyż maskara jest niewodoodporna.
Tutaj efekt na moich rzęsach:
Nie jest źle, nie jest tragicznie, powiedziałabym, że nawet całkiem fajnie, tylko czemu, pytam CZEMU trzeba się z tą maskarą tak namęczyć? Ponad 7 minut o poranku na same rzęsy to jest naprawdę dla mnie trochę za wiele. I dlaczego ona ma taką dziwną konsystencję, że najpierw jest zbyt mokra, potem tak sucha, że trzeba ją rozrabiać Duralinem i jeszcze na początku i na końcu musimy walczyć z grudkami?
Zastanawiam się, co mam Wam odpowiedzieć, jeśli zadałybyście pytanie, czy warto kupić, czy nie... To powiem tak - uwielbiam MACa, a szczególnie ich pomadki, jednak uważam, że tusze do rzęs można sobie darować i taniej kupić niezawodny tusz Max Factor 2000 Calorie Curved Brush, co ja niniejszym będę czynić (chociaż jeszcze mam miniaturkę tego i dwa inne w zapasie).
Miałyście do czynienia z maskarami MACa? Co o nich uważacie? Sprawdziły się u Was? Jaki jest według Was tusz, który zasługuje na miano must-have?
Moja ocena: 5/10

47 komentarzy:

  1. Jaka szkoda, że taki z niego dziwak. Jak na razie ja jestem zakochana w tuszach MACA, ale False Lashes jeszcze nie miałam okazji używać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwak straszny, ciągła zabawa z nim jest, chociaż po tej zabawie efekt całkiem niezły :)
      U mnie na razie były 3 MACowe tusze łącznie z tym i nie powaliły mnie na kolana, znam lepsze, wymagające mniej zabawy produkty :)

      Usuń
  2. Ja zazwyczaj też dłuższy czas maluję rzęsy. One w makijażu zajmują mi najwięcej czasu. Ja mam ten nowy tusz z maca z tą mini szczoteczką i jestem z niego bardzo zadowolona. To jedyny tusz z tych, które do tej pory miałam, który nie odbija mi się na górnej powiece. Jak najbardziej jest wart tych 98 zł na niego wydanych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to zależy kiedy, minimum to jest 5 minut, ale z tym tuszem to było czasami ponad 15, w zależności od tego w jakim stadium aktualnie się znajdował. Efekt fajny, ale bez przesady, nie chce mi się bawić tak długo.
      Nie miałam tego nowego, ale jakoś chyba na razie nie chce mi się też go testować, bo są lepsze tusze, z całym szacunkiem do MACa, kocham go za wiele produktów, ale tuszami mnie nie powala ;)

      Usuń
    2. Mnie natomiast podkładami nie powala. W końcu wykończyłam mojego ulubieńca, który pod koniec stał się koszmarkiem.
      Teraz chcę diora nude, albo ten rozświetlający z ysl jak bedą na koniec roku promocje w Sephorze :)

      Usuń
    3. Podkłady akurat u mnie się sprawdzają, niestety kolorystyka siada, na przykład Studio Fix NC15 jest dla mnie za ciemny, a już NW13 za różowy (NC13 nie istnieje), Sculpt wygląda fajnie, ale najjaśniejszy jest za różowy dla mnie. Jedynie Mineralize mi się podoba i kolor NC15 jest moim kolorem, więc wpisałam go na listę do kupienia kiedyś, Pro Longwear też ma spoko kolor, ale nie potrzebuję tak ciężkiego kalibru :)
      Jaki to Twój ulubieniec?
      Mnie ten Diorowy Nude niczym nie urzekł, nie podobał mi się na twarzy i ekspresowo się ścierał...
      Touche Eclat z YSL mam i lubię, mogę polecić, jeśli szukasz podkładu rozświetlającego :)

      Usuń
  3. Takiej promocji to aż ciężko się oprzeć. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) To była promo na dwa dowolne tusze, czyli mogłam wziąć np. jeden Chanel i jeden Too Faced, ale oczywiście MAC wygrał :D

      Usuń
  4. nie mam doświadczenia z tuszami do rzęs Mac :) mam sporo probek jednego tuszu, False Lashes Extreme Black, które są często dodawane do zamowień online, ale mam mieszane uczucia, bo czasami mnie zachwyca a innym razem mam go ochote wyrzucic... :) na razie mam spory zapas innych tuszy, ale przyjdzie dzień, że w końcu się skusze na pelnowymiarowe opakowanie, ale jeszcze nie wiem ktorego :) chyba tego, co wyglada jak wielka pomadka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie próbki tego tuszu, o którym jest post dodają do zakupów. Ale nie mam pojęcia, czy wersja miniaturowa w jakiś sposób różni się od pełnowymiarowej. On daje fajny efekt, ale właśnie czas, jaki nad tym efektem muszę spędzić mnie denerwuje, bo np. przy wspomnianym tuszu z MF nie muszę ślęczeć 3 godziny nad pomalowaniem rzęs, a tutaj tak...
      Ten nowy się nazywa Upward Lash, ale nie miałam go okazji testować, jakoś mi się też nie spieszy. Miałam 3 tusze z MAC, żaden mnie nie zachwycił na tyle, żeby kupić znowu.

      Usuń
  5. Szkoda, że jest ciężka w obsłudze bo wygląda naprawdę fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, efekt jest niezły, ale za dużo zabawy z nim jest, po prostu za dużo czasu na same rzęsy muszę tracić co rano...

      Usuń
  6. Miałam do tej pory miniaturki trzech lub czterech Macowych tuszy do rzęs i powiem tak - rzęsy wyglądały ladnie, jedne dawały dzienny, naturalny efekt inne bardziej konkretny, ale wszystkie niestety robiły mi pandę. A tego nie potrafię tuszowi wybaczyć. I powiem Ci, że żałuję, ponieważ chętnie zakupiłabym pełnowymiarowe opakowanie, a tak przez to rozmazywanie się nawet mnie nie kusiło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi może nie robiły pandy, ale takie dziwne plamki pod oczami w ciągu dnia zostawały, niby nic, ale widzisz, że coś tam jest. Dało się to zetrzeć jednym machnięciem palca, ale jednak już minus, że w ogóle coś takiego miało miejsce, bo przy tuszu za tyle pieniędzy takie rzeczy nie powinny się dziać wcale.
      Ja już poszłam po rozum do głowy, będę kupować tego MF, bo tani i dobry, może czasem go zdradzę z czymś innym, ale jak nie widzę różnicy w działaniu, a rzęsy po MF są naprawdę klawe, to po co przepłacać? :)

      Usuń
  7. O nieeee, jak dla mnie to brzmi tak samo jak Zoom Lash z MACa, ktorego uwazam za jedna z gorszych maskar EVER. Tez formula zostawiala wiele do zyczenia i zeby wygladalo to jako tako, trzeba bylo sie bawic z tym tuszem przez dobre pare minut :/ Dlatego tez to byl moj pierwszy i jedyny tusz z marki MAC, ktora jak wiesz, generalnie lubie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zooma nie miałam, ale miałam ten literkowy, o jessuuu, co to było za gówno! Pozbyłam się go tak samo szybko, jak kupiłam, beznadziejny, jedno wielkie sklejenie, nie utrzymywał skrętu od zalotki, tylko rzęsy po godzinie się prostowały. Grudki wszędzie, a na oczach trzy rzęsy na krzyż, bo takie sklejone. No i się odbijał na dolnej powiece. Także super tusz - idealny wręcz :DDD Dlatego potem przez długi, długi czas nie miałam żadnego tuszu od nich :)

      Usuń
  8. Z Maca mam pomadki, cienie, kredki, róże jakoś do tuszy nigdy mnie nie ciągneło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nic nie straciłaś właściwie nie próbując tych tuszy :D

      Usuń
    2. Nie wiem czy oglądasz Karolinę Baszak ale ona swojego ulubieńca ma wlaśnie z Maca ale mimo jej rekomendacji nie kupię

      Usuń
    3. Nie oglądam prawie żadnych polskich youtuberek, zresztą zagranicznych też niewiele :) Nie wiem niestety, kim jest ta dziewczyna:) Ale ogólnie ja mam takie zdanie, że trzeba spróbować wszystkiego na sobie, żeby się przekonać, jak to będzie działać, bo jesteśmy tak różne, mamy różne oczekiwania i u jednego może być coś świetne, a u innej osoby koszmarne. Oczywiście recenzje na forach, czy blogach są bardzo pomocne, ale niestety one nam nigdy w 100% nie powiedzą, jak produkt spisze się u nas :)

      Usuń
  9. Miałam i dobrze go wspominam ale przyznam, że ta jego mokra konsystencja również bardzo mnie męczyła. No i ja nie byłam taka mądra i nadmiar tuszu wycierałam w chusteczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mojego raz wytarłam w chusteczkę, potem już wymyśliłam, że o otworek można wycierać :D Ta mokra konsystencja doprowadzała mnie do szału, teraz już tusz się skończył, ale kurde straszne to było i marnowałam przez to czas. Jak wspominałam chyba wolę kupić MF, który jest tańszy i jednak nie mam z nim takiej "zabawy" ;)

      Usuń
  10. Lubię maskary, które są idealne już od pierwszego dnia. Bardzo nie lubię mieć otwartych kilku tuszy do rzęs i staram się tego przestrzegać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również lubię takie maskary, tutaj niestety była porażka na całej linii przy pierwszym użyciu. Teraz mam ten sam problem z Chanelowym Le Volume, też jest za mokry... U mnie nigdy nie ma kilku tuszy na raz otwartych, bo uważam, że wtedy żadnego tak naprawdę się nie poużywa dobrze, jak się używa kilku na raz, one szybko wysychają i ogólnie nie wiem nic na temat żadnego :D

      Usuń
  11. Ojej, aż 7 minut? To za dużo czasu, czasami 7 minut to ma zajmować cały make up. Jednak efekt jaki daje podoba mi się. Piękne są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem dłużej, jak moje rzęsy nie chcą współpracować... U mnie makeup zajmuje duuuużo dłużej, niż 7 minut, ja specjalnie każdego ranka wstaję wcześniej, żeby się malować, to jest taka moja radość, chociaż czasami wstawałam o porąbanych godzinach, żeby się wykąpać rano i zrobić staranny makijaż, pamiętam, jak przez rok dojeżdżałam do szkoły w Gdyni, to codzienne pobudka o 3:40 :DDD

      Usuń
  12. Nie mam, ani nie miałam żadnej mascary od MAC... Kiedyś dorzucili mi jakąś miniaturkę, ale to tyle. Ogólnie mam taki problem z tuszami, że każdy, ale to każdy po jakimś czasie robi mi pandę i nie wiem, dlaczego... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak miałaś miniaturkę, to można powiedzieć, że jednak miałaś :D Ja też mam jeszcze taką jedną w zapasie:) Ale potem raczej już na tusz z MAC się nie skuszę, bo jednak są lepsze i tańsze, a za tą różnicę w cenie wolę sobie kupić coś, co mnie bardziej zadowoli kosmetycznie, na przykład coś do ust :D
      Hmmm, nie mam pojęcia, co bym Ci mogła doradzić z tym robieniem się pandy pod oczami, może te tusze jakieś takie dziwne były? A pudrujesz korektor nałożony pod oczami?

      Usuń
    2. Wiesz co, może taki typ jestem... Pudruję. Wszystko się trzyma i cienie i korektor i podkład. Tylko te tusze zawsze tyłka dawały.

      Usuń
    3. Kurczę, to nie wiem, od czego to może być... Ja ostatnio zauważyłam, że mi też większość tuszy robi takie kropki pod oczami, myślałam, że to może te MACowe, ale teraz mam Chanela (co prawda nakładam go szczoteczką z tuszu MACa - temat na osobną historię) i on też mi to robi, Max Factor mi nigdy tego nie robi, także chyba z samej ciekawości jak skończę tego Chanela to kupię MF, żeby sprawdzić, czy po prostu już mam takie fałdy pomarszczone pod oczami od starości, że to się tak robi, czy po prostu te tusze jakieś zrąbane...

      Usuń
    4. Ja mam te fałdy od zawsze :D. Nie cierpię ich, choć już zaakceptowałam i po prostu wiem, że są i tak musi być. Może właśnie to jest przyczyna? Ostatnio myślę o tuszu z Loreal, tym zachwalanym, ale sądzę, że i tak używałabym od święta i pewnie nie kupię...

      Usuń
    5. Ja mam zmarchy, na które nie mogę patrzeć, ale też chyba muszę się nauczyć z nimi żyć, albo sobie taśmą klejącą naciągać skórę spod oczu aż do uszu, to wtedy nie będzie zmarchów :DDD Bo będą wygładzone :D I u siebie też nie mogę odkryć, co stoi za przyczyną powstawania dziwnych plamek z tuszu pod oczami, jak wspomniałam to nie jest panda, nic z tych rzeczy, to są pojedyncze kropeczki, jakby końcówka rzęsy czy dwóch rzęs dotykała skóry pod okiem i tam się rozmazywało, ale nie wiem, to tylko niezbadana jeszcze teoria :D
      Masz na myśli So Couture z Loreala? Jeśli tak to miałam go, jest ok, ale jednak MF 2000 Calorie Curved Brush trochę lepszy, bo działanie podobne, ale jednak lepiej pogrubiał i tańszy :D

      Usuń
    6. Albo kropelką, hihi :D!
      Ja mam gdzieś zakopany 2000 Calorie! Może spróbuję jeszcze raz?

      Usuń
    7. Kropelka to jest niezła myśl, to sobie też od razu tą nadmiarową skórę z powieki przykleję do czoła :DDD I będę miała ładniejsze powieki i więcej miejsca na cienie :D
      Spróbuj ten tusz, chociaż ja osobiście wolę wersję z podkręconą szczoteczką, wg mnie ona jest po prostu lepsza :)

      Usuń
  13. Nie miałam nigdy maskary od firmy MAC, a ta jest zdecydowanie dla osób cierpliwych heh. Masz piękne rzęsiska. ;)
    Pozdrawiam. :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, z nią trzeba się napracować i namęczyć i trzeba mieć dużo cierpliwości, której ja niestety nie mam :D

      Usuń
  14. Twoje rzęsy powalają! Piękne! :) Mnie ten tusz uczulił :( więc po dwóch razach poszedł w odstawkę i znalazł nowy dom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Naprawdę Cię uczulił? O kurczę, mnie się to chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło, żeby tusz uczulił, ale kosmetyki pielęgnacyjne już owszem... Bo to narobią takich uczulających gówien i jak to człowiek ma używać? :DDD

      Usuń
    2. W sumie to nie pierwszy tusz, który musiałam odstawić :( Ale ten to perfidnie mocno. Już tak naprawdę po kilku minut czułam drobne pieczenie, a po trzech godzinach zmywałam makijaż jak szalona, bo miałam ochotę sobie oczy wydłubać :D
      Na szczęście żadnych powikłań dłuższych nie było, po zmyciu szybko się moje oczy uspokoiły.
      Mnie często kolorówka też uczula. Kiedyś pomadka z YSL tak mnie uczuliła, że miałam usta jak Pudzian po walce :D hahaha

      Usuń
    3. Serio? Ojjj, to u mnie nic takiego nigdy nie wystąpiło. Też kolorówka żadna mnie nigdy nie uczuliła, oprócz UWAGA - różu Clarins. Ogólnie też ich seria pielęgnacyjna 3 kroków zrobiła mi na twarzy taką jesień średniowiecza, a potem jeszcze ten róż, że do dzisiaj mam stracha czegokolwiek od nich spróbować... Ale tak poza tym różem to z kolorówki nic innego. Pielęgnacja to owszem, chociaż takiej beznadziejnej cery, jak miałam po 3 krokach Clarinsa to nie miałam nigdy wcześniej, ani nigdy później. Czasami mi się zdarza, że jakiś kosmetyk z pielęgnacji mnie uczuli, ale częściej powoduje wysyp krostek bardziej, niż uczulenie, wtedy metodą prób i błędów to eliminuję.
      Jaka to była pomadka z YSL, co Cię uczuliła? Nie powinnaś narzekać, bo miałaś darmowy botox :DDDD :*

      Usuń
  15. Ja po Clinique właśnie miałam najgorsze przypadki. Do tej pory obchodzę duuuuużym łukiem ;)
    Hahaha, no tak, darmowy. Tylko ludzie w pracy mieli niezły ubaw :D Hahaha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem za bardzo, jak ta marka może opisywać swoje produkty jako hipoalergiczne, bo one wcale takie nie są. Osobiście nie jestem uczulona na nic, ale od ich kosmetyków dostałam plam na twarzy i wyprysków takich, że kilka miesięcy musiałam walczyć o powrót do normalnej cery (3 kroki), tak samo róż, niby fajnie po nałożeniu, nic nie widać, bo to róż, a jak zmyłam makijaż wieczorem, to w miejscu, gdzie był róż były plamy na skórze różowe, takie suche, jakby "wyżarte" placki. Podchodziłam do niego kilka razy i podziękowałam, pozbyłam się go i kiedy skończyłam używać już nigdy plam nie było. W ogóle ta marka jest dla mnie słaba, bardzo słaba, nie wiem, za co tam się płaci w ogóle...

      Usuń
    2. Zgadzam się z Tobą, w tej cenie można mieć o wiele więcej lepszych produktów, które nie uczulają ;)

      Usuń
    3. Ale z tymi plamami od różu, to też się nieźle załatwiłaś... Widać jak na dłoni jak te produkty są hipoalergiczne. Tak, że nawet nie ominą osobę bez problemów z alergią ;(

      Usuń
    4. Powiem Ci, że naprawdę nigdy, przenigdy nie miałam czegoś takiego na buzi, wiesz, czasem mnie kosmetyki zapychają, no ok, widzę to wtedy, że mam jakieś wypryski i w ogóle, ale kosmetyki tej marki mi zrobiły na buzi jesień średniowiecza. Po używaniu 3 kroków niby doskonale dobranych do mojej cery (zestaw bodajże nr 2 do cery mieszanej w stronę suchej) miałam miliony krostek, na policzkach różowe placki od przesuszenia, no i niby faktycznie miało być tak, że przez 3 tygodnie będą krostki wychodzić, bo cera się oczyszcza i w ogóle, tak powiedziała konsultantka i tego się spodziewałam, ale miało być 3 tygodnie, a nie 1,5 miesiąca, po tym czasie już miałam serdecznie dość stanu, w jakim była moja cera, a krost przybywało. Jak odstawiłam 3 kroki to potem właśnie jeszcze trochę moja skóra wracała do ładu. Potem dałam jeszcze szansę różowi i te plamy na polikach, a był nowy świeży, podobnie jak tamta pielęgnacja - kupiony w Boots za regularna cenę, nie że jakieś lewe zakupy z Ebay, czy coś, wiesz, o co mi chodzi. Poza tym daty ważności też sprawdziłam i się wszystko zgadzało, były jeszcze długo ważne. Także to wina tylko i wyłącznie ich składów, NIBY hipoalergicznych.

      Usuń