Standardowo, jak co miesiąc o tej samej porze przychodzę do Was z wpisem o kosmetykach, które zużyłam w ubiegłym miesiącu i ich krótkim podsumowaniu. Tym razem mogę się pochwalić całkiem sporą gromadką, więc nie przedłużając:
* Shiseido Benefiance Wrinkle Resist24 - kolejne, niby miniaturowe opakowanie toniku, ale starczyło mi na jakieś 3 czy 4 miesiące. Bardzo lubię ten produkt i na pewno jeśli nadarzy się okazja do kupienia w promocji to to zrobię, ale niestety za pełną cenę nie chce mi się kupować, bo działanie chociaż jest fajne, to nie uważam, żeby było warte jego regularnej ceny.
* Oz Naturals - Serum z kwasem hialuronowym oraz serum z wit. C, jak to pierwsze jeszcze wspominam całkiem nieźle, bo ma fajną żelkową nieco konsystencję i ładnie się wchłania, a do tego pomaga skórze utrzymać nawilżenie i jest całkiem wydajne, tak to drugie uważam za kompletną pomyłkę - na skórze nie robiło nic, absolutnie żadnego efektu, do tego rolowało się pod każdym kremem, pod który je nałożyłam (próbowałam 6 różnych), także ostatecznie może jeszcze kiedyś wrócę do serum z kwasem hialuronowym, ale do tego z witaminą C na pewno nie.
* Sesderma Retises 0.50 - szczerze ja nie widzę żadnych efektów po tym produkcie. Używałam codziennie na noc i po jakimś czasie miałam tylko wrażenie, że skóra jest mega wysuszona. Spróbowałam pod oczy - to samo. Na twarzy żadnego łuszczenia, czy czegokolwiek, żadnych wizualnych efektów też nie zauważyłam, no, może oprócz tego, że po jakimś czasie stosowania pod oczy zrobiły mi się w tym miejscu suche placki. Do tego strasznie się roluje po nałożeniu na buzię. Na pewno nie wrócę do tego produktu i nie rozumiem Wizażowych zachwytów nad nim. Nie wiem, może dla mojej skóry był za słaby, ale to dziwne, bo nigdy wcześniej nie używałam retinolu w takiej dawce, więc teoretycznie powinno cokolwiek zdziałać, a tu lipa.
* Bielenda Argan Cleansing Face Oil z kwasem hialuronowym - beznadziejny produkt, który nie zmywał dobrze makijażu, a raczej go mazał, szczególnie oczy nie zostawały nigdy odpowiednio domyte, co jest dla mnie nie do zaakceptowania, gdyż inne olejki jakie stosowałam robiły to bez problemu. Nie przewiduję powrotu o tego produktu i nie polecam.
* Organique pianka Grecka - dla mnie kultowy produkt, kocham i wielbię i mam jeszcze dwa opakowania, a jak będę w Polsce to zrobię spory zapas.
* Organique Balsam do ciała z masłem Shea Mleko - tak jak zwyczajne masła do ciała tej marki bardzo lubię, tak to niestety było niewypałem. Jak dla mnie za ciężka konsystencja, nie gładka, a jakaś taka ziarnista. Z trudem się rozsmarowywało, a wchłaniać to się nie wchłaniało niemalże wcale i powodowało swędzenie nóg. Strasznie długo zajęło mi jego zużycie, niestety mam jeszcze wersję Grecką, bo dostałam w prezencie, ale więcej absolutnie nie kupię i będę prosić też, żeby mi tego nie kupowano, bo masło shea ani generalnie takie tłuste konsystencje kompletnie mi nie pasują, wcale się to na mnie nie wchłania i ta tłusta warstwa niemalże oblepia moje ciało.
* Herbal Essences Ignite My Colour - po raz któryś już z moim denku. Nie mam farbowanych włosów, ale wybieram często tą linię ze względu na zapach, który jest nieziemski i taki pozostaje na moich włosach, także jeszcze pewnie nie raz je tutaj zobaczycie.
* Isana Oliwka - kupiłam sobie ten żel w Rossmannie za jakieś śmieszne pieniądze i okazał się całkiem fajny, miła odmiana od tego wszystkiego, co tu mam w sklepach (czytaj: niemalże zerowy wybór, jeśli chcę coś innego niż Dove czy Palmolive), na pewno wrócę do niego, jak i sięgnę po inne zapachy.
* Skinfood Platinum Grape Cell - od długiego czasu używałam tego bebika dość często, także miał prawo się już skończyć, nie jest ideałem, ale nie jest też kiepski. Osobiście jednak do niego nie wrócę, bo znam lepsze produkty.
* Lancome Hypnose Doll Eyes - miniaturka tuszu, która starczyła mi na 1,5 miesiąca używania, za co wielkie pokłony, bo na przykład Max Factor wytrzymuje max miesiąc i wysycha, a mówię tu o pełnym opakowaniu. Doll Eyes ma standardową szczoteczkę z włókienkami i wygodnie się go nakłada, a też super wygląda, wróciłabym do niego, chociaż teraz używam jego brata Volume a porter i się zakochałam w efekcie, jaki daje.
* Clinique Chubby Stick Woppin Watermelon - kredka mini, którą zużyłam dosłownie w kilka dni, szału nie było, trwałość znikoma, specjalnego komfortu w noszeniu też nie odczułam, tylko kolor ładny, ale można znaleźć lepsze produkty w takim odcieniu, także ja na pewno nie wrócę do niej.
* Nars All Day Luminous Foundation Deauville - dostałam próbkę od koleżanki, stąd nie ten kolor, co normalnie bym brała (Gobi), ale sam podkład mnie nie zachwycił, strasznie suche wykończenie, nie takie, jak ja lubię, także nie widzę sensu kupowania, no i oczywiście odcień dla mnie za ciemny.
* Salvatore Ferragamo Singorina 50 ml - zużyłam w końcu ten zapach i żegnam się z nim bez żalu, ale też bez jakiegoś super sentymentu. Jest ładny, ale po czasie mnie trochę denerwował, więc unikałam jego używania, aż w końcu ostatnio się zebrałam i zużyłam resztkę. Nie mam go na liście do odkupienia, chociaż uważam, że jest to zapach, który wielu kobietom może się spodobać.
* Inglot miniaturka płynu do demakijażu - szczypie w oczy i nie zmywa makijażu, także to chyba wywtarczająca rekomendacja, żeby go nie kupować.
* Lancome Energie De Vie oraz Genifique miniaturki - tak jak Genifique zużyłam bez emocji, tak Energie spodobała mi się na tyle, że kupiłam sobie pełnowymiarowe opakowanie, ale na recenzję jeszcze będziecie musiały poczekać.
* gąbka z Primarka do makijażu - całkiem niezła podróbka Beauty Blendera, kupiłam ją już dawno temu i dopiero teraz się zepsuła, oczywiście nie jest az tak dobra jak oryginał, ale za 1/8 ceny nie mogę wielce narzekać, jednak już postanowiłam, że jak zużyję gąbkę, którą obecnie posiadam (znowu taka Primarkowa, tylko inny kolor) to wracam do oryginału, bo jednak jest najlepszy ze wszystkich i nic mu nie dorównuje.
To już moje wszystkie zużycia styczniowe. Muszę przyznać, że jestem z siebie bardzo dumna, bo udało mi się wykończyć więcej kosmetyków, niż kupić nowych, także wielki sukces. Ciekawe jak będzie w lutym. A jak tam Wasze zużycia?
No a jednak Salvatore wykonczony, długo Ci to szło ;D
OdpowiedzUsuńJak się nie przepada jakoś szczególnie za zapachem, to długo idzie jego zużycie :D
UsuńDla mnie same nowości.
OdpowiedzUsuńSame nowości masz na myśli, że produkty ze zdjęć to dla Ciebie nowości, czy że kupiłaś dużo nowości?
Usuńdla mnie Narosowy All Day Luminous tez za suchy, strasznie się męczyłam z tym podkładem...
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że ja wzięłam próbkę, ale nawet jak testowałam go jakiś czas temu na dłoni to wydawał mi się właśnie taki nie z kategorii podkładów, które mogłabym mocno polubić :D
UsuńPianki Organique są genialne i regularnie do nich wracam. Uwielbiam ich lekką konsystencję i piękne zapachy. Chubby Stick lubię za łatwość używania i nienachalne kolory, ale niestety nie pasują mi ich zapachy.
OdpowiedzUsuńPianki Organique są super, moje ulubione to właśnie Grecka i Mleczna, chociaż bardziej lubię Grecką i regularnie do niej wracam.
UsuńHmmm, powiem szczerze, że nawet nie wąchałam Chubby Sticka, ale się zużył, opakowanie wyrzucone, więc nie ma nad czym się rozwodzić. Co prawda mam jeszcze jednego, w bardziej jagodowym kolorze, ale na pewno sama formuła nie jest moją ulubioną i jak on się skończy (czy też go wywalę), to do nich nie wrócę :)
Ta pianka grecka jest dość mocno kusząca :)
OdpowiedzUsuńPianka Grecka jest wspaniała, już sama nie wiem, ile opakowań zużyłam :D
UsuńSporo kosmetyków udało Ci się zużyć! Piankę z Organique miło wspominam, ale do tej pory miałam jedynie mleczną. Chętnie wypróbuję w przyszłości grecką skoro polecasz. A żele z Isany też lubię, bo są tanie i mają duży wybór zapachów.
OdpowiedzUsuńGrecka jest jeszcze lepsza jeśli chodzi o zapach, powąchaj sobie przy okazji :D Naprawdę mocno polecam, oczywiście jeśli ktoś lubi taką formę :D
UsuńCo do żeli z Isany to bardzo żałuję, że nie kupiłam więcej na zapas jak miałam okazję, ale za 2 miesiące jadę do PL to się obkupię :D
Dawno temu używałam tuszy Lancome. Muszę to zmienić :-)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś miałam jedynie miniaturkę, ale nie wiem, co się z nią stało, a teraz kupiłam zestaw z 3 miniaturami i muszę przyznać, że mocno przypadły mi do gustu, szczegolnie Volume A Porter, którego obecnie używam, ale Doll Eyes też był świetny. Tylko tak sobie myślę, że jak potem będę je odkupywać, to postaram się kupić też w postaci miniaturek, bo słyszałam, że pełnowymiarowe wersje różnią się od miniatur niestety:(
UsuńA moje zużycia małe. ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jakieś super małe :)
Usuń